20 Niedziela Zwykła (B)

19 sierpnia 2018 roku

Ewangelia (J 6,51-58)

            Jezus powiedział do tłumów: „Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życia świata”.

Sprzeczali się więc między sobą Żydzi mówiąc: „Jak On może nam dać swoje ciało na pożywienie?”

Rzekł do nich Jezus: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Jeżeli nie będziecie spożywać ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje ciało i pije moją krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa moje ciało i krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim. Jak Mnie posłał żyjący Ojciec, a Ja żyję przez Ojca, tak i ten, kto Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie. To jest chleb, który z nieba zstąpił - nie jest on taki jak ten, który jedli wasi przodkowie, a poumierali. Kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki”.

 

Refleksja

Potrzeba nam otwartego serca, by doświadczać mocy Pana

Zacznijmy dzisiejszą refleksję od wyliczanki miejscowości i dat: Rzym (595 r.), Trani (1000 r.), Ratyzbona (1257 r.), Głotowo (1300 r.), Amsterdam (1345 r.), Ludbreg (1411 r.), Saragossa (1427 r.), Turyn (1453 r.), Veroli (1570 r.), San Pietro a Patierno (1772 r.), Bordeaux (1822 r.), La Morne Rouge (1902 r.), Buenos Aires (1996 r.) i Tixtla (2006 r.). Cóż to są za miejscowości i daty? Może odnoszą się do jakichś ważnych bitew czy politycznych traktatów, które odegrały w dziejach ludzkości istotną rolę?

Otóż, nie! Przywołana wyliczanka jest listą - i to jedynie jej fragmentem, gdyż, aby była kompletna, musiałoby się na niej znaleźć grubo ponad sto pozycji - Cudów Eucharystycznych, jakie są znane w historii Kościoła. Nie ma tu oczywiście miejsca, by je choć w skrócie omówić, stąd też zainteresowanych poznaniem bliżej tej problematyki odsyłam np. do znanej książki Cuda Eucharystyczneautorstwa Joan Carroll Cruz. Niemniej na jeden z Cudów Eucharystycznych chcę zwrócić uwagę, ponieważ doskonale koresponduje on z niedzielnym fragmentem Ewangelii. Chodzi o historię życia Marty Robin (1902-1981), jednej z największych mistyczek i stygmatyczek naszych czasów.

Marta była nadzwyczaj radosnym i pogodnym dzieckiem. Kochała przyrodę, w szczególności kwiaty, chętnie pomagała w pracach domowych i ogrodowych. Uwielbiała również wieczorne spotkania w gronie sąsiadów, podczas których śpiewano pieśni ludowe i tańczono popularne w okolicy tańce. Ale w wieku szesnastu lat Marta gwałtownie i niespodziewanie zapadała w śpiączkę. Lekarze byli bezradni i nie potrafili postawić diagnozy, co Marcie dolega. Obawiano się, że dziewczyna umrze. Jednak po dwóch latach Marta równie niespodziewanie, jak zachorowała, odzyskała świadomość. Niestety mogła się już poruszać jedynie przy pomocy kul. Okazało się też, że śpiączka, w jakiej Marta się znalazła, był czasem mistycznych przeżyć, podczas których Jezus duchowo przygotował Martę do tego, co miało nastąpić później. 15 października 1925 r., a w kalendarzu liturgicznym jest to akurat wspomnienie św. Teresy z Avila, zwanej też Teresą Wielką, Marta dokonała aktu zawierzenia swojego życia Jezusowi. 3 października 1926 r., w dniu liturgicznego wspomnienia innej św. Teresy, tzn. tej z Lisieux, zwanej też Teresą Małą, Marta ponownie zapadła na jakieś trzy tygodnie w stan mistycznego snu. Po obudzeniu się Marta z każdym dniem jadła coraz mniej, a paraliż nóg posunął się do tego stopnia, że nie mogła się już poruszać o własnych siłach. Wreszcie 2 lutego 1929 r., czyli w święto Ofiarowania Pańskiego, całkowity paraliż objął ramiona, ręce i mięśnie przełyku Marty Robin. Od tego dnia Marta nie była w stanie niczego przełykać, tzn. nie mogła ani jeść, ani pić. Położono ją wówczas do łóżka, którego nie opuściła aż do śmierci, która nastąpiła 6 lutego 1981 r. Dodajmy jeszcze, że 2 października 1930 r. Marta otrzymała na stopach, dłoniach, boku i czole stygmaty, czyli znaki Chrystusowej Męki. Ponadto, od czasu otrzymania stygmatów co tydzień - od czwartku do niedzieli - przeżywała w swoim ciele i w duszy Mękę Jezusa. A w 1939 r. straciła jeszcze wzrok. W 2014 r. papież Franciszek wyraził zgodę na ogłoszenie heroiczności cnót Marty Robin. Obecnie wciąż się toczy jej proces beatyfikacyjny.

Opowiedziane wyżej, w telegraficznym oczywiście skrócie, losy Marty Robin są szczególnie wyrazistym zobrazowaniem Jezusowego zapewnienia, wyrażonego w dzisiejszym fragmencie Ewangelii: „Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a krew moja jest prawdziwym napojem”. Marta Robin przez ostatnie 49 lat swego ziemskiego życia w ogóle bowiem niczego nie jadła i nie piła, karmiąc się jedynie Eucharystią. Patrząc na ten fakt z medycznego punktu widzenia, można bez wątpienia powiedzieć, że to nie jest możliwe, bo kawałek konsekrowanej Hostii dostarcza organizmowi mniej więcej tyle, ile - jeśli wierzyć reklamom - jeden „Tic Tac”, czyli 2 kalorie. A każdego dnia przeciętna kobieta potrzebuje przecież ok. 1500 kalorii, czyli kilkaset razy więcej. A jednak... Martę Robin przy życiu biologicznym przez długie lata utrzymywał, przyjmowany codziennie, jeden komunikant. Toć to jest prawdziwy Cud!

Gdy czytamy o dziejach Marty Robin lub już skusiliśmy się przynajmniej na przewertowanie przywołanej na początku książki prezentującej inne Cuda Eucharystyczne, może przyjść nam do głowy pytanie, dlaczego tak spektakularnych zjawisk na co dzień my nie doświadczamy? Takie jednak myślenie byłoby ogromnym nieporozumieniem, ponieważ codziennie mamy możliwość zetknięcia się z Cudem Eucharystycznym. Wystarczy, że pójdziemy choć na chwilę poadorować Najświętszy Sakrament, a zwłaszcza weźmiemy udział we mszy św., podczas której godnie przyjmiemy Komunię świętą. I nic więcej nie jest potrzebne, by doświadczać mocy Pana, jak tylko otwarte na Jego obecność w Eucharystii nasze serce!

ks. Zdzisław Kieliszek