Zesłanie Ducha Świętego (B)

Zesłanie Ducha Świętego (B), 20 maja 2018 roku

Ewangelia (J 15, 26-27; 16, 12-15)

Jezus powiedział do swoich uczniów:

«Gdy przyjdzie Paraklet, którego Ja wam poślę od Ojca, Duch Prawdy, który od Ojca pochodzi, On zaświadczy o Mnie. Ale wy też świadczycie, bo jesteście ze Mną od początku. 

Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale teraz znieść nie możecie. Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. Bo nie będzie mówił od siebie, ale powie wszystko, cokolwiek usłyszy, i oznajmi wam rzeczy przyszłe. On Mnie otoczy chwałą, ponieważ z mojego weźmie i wam objawi. Wszystko, co ma Ojciec, jest moje. Dlatego powiedziałem, że z mojego weźmie i wam objawi».

 

Refleksja

Nasze ziemskie radości są tylko mglistym przedświtem Nieba

Z czasów dzieciństwa mam wiele wspomnień, ale dwa spośród nich są do dzisiaj niezwykle miłe i żywe. Obydwa pochodzą z przełomu czerwca i lipca 1982 r. Kibice bez trudu odgadują zapewne, że jedno z nich odnosi się do odbywających się wtedy w Hiszpanii mistrzostw świata w piłce nożnej, podczas których nasza reprezentacja została trzecią drużyną świata. I bez wątpienia to właśnie towarzysząca temu sukcesowi Polski moja dziecięca ówczesna radość sprawiły, że do dzisiaj bez najmniejszego błędu potrafię wymienić większość wyników meczów, jakie się podczas tamtego mundialu odbyły, a rezultaty w spotkaniach naszej reprezentacji to pamiętam nawet dokładnie ze strzelcami kolejnych bramek.

Także to drugie wspomnienie jest po części związane z hiszpańskimi mistrzostwami, ponieważ przywołuje mi na pamięć smakowite chwile rozpoczynających się wówczas wakacji, kiedy to z kolegami, rozprawiając o golach Smolarka, Laty, Buncola, Ciołka, Szarmacha, Majewskiego, Kupcewicza i przede wszystkim Bońka, rozkoszowaliśmy się przepyszną watą cukrową. Pamiętam, jak w kolejnych dniach pojawiał się u nas wówczas na podwórku późnymi popołudniami sprzedawca, a my za parę miedziaków kupowaliśmy watę cukrową, siadaliśmy na trzepaku i rozprawialiśmy długimi minutami o szansach poszczególnych zespołów w zbliżających się meczach.

Dzisiaj, spoglądając na tamte dni, a także wiele innych im podobnych, mogę tylko powiedzieć, że, choć wciąż żywe i miłe w pamięci, to jednak minęły już bezpowrotnie. Zresztą myślę, że na symbol każdego mojego ziemskiego szczęścia, tzn. tego przeszłego i tego jeszcze oczekiwanego, doskonale nadaje się tamta wata cukrowa, która dość szybko rozpływała się w ustach. Tu na ziemi bowiem, chociażby nasze radości były przeogromne, to jednak zawsze prędzej czy później przeminą.

W powyższym kontekście warto spojrzeć na niedzielny fragment Ewangelii. Słyszymy w nim, że Jezus obiecuje Apostołom posłać Ducha Świętego, którego nazywa Parakletem, mającym pozostać z nimi już na zawsze. W wielu tłumaczeniach Biblii to greckie określenie zostało oddane jako Pocieszyciel. I chociaż, jak np. zauważa bp Kazimierz Romaniuk, takie tłumaczenie może być traktowane jako etymologicznie nieprecyzyjne, to jednak nie wydaje się być też i bezpodstawne. Wystarczy tylko przywołać, że w Liście do Galatów czytamy, iż człowiek, który pozwala, aby przeniknął go Duch Święty, napełnia się m.in. radością (Ga 5, 22-23). Słusznie więc Ducha Świętego można nazwać Pocieszycielem.

Oczywiście, radość, która jest owocem Ducha Świętego, jest radykalnie innego rodzaju niż ta, którą sprawia np. zwycięstwo ukochanej drużyny czy przeżycia kulinarne. Boża radość w nas może nie zostać również nawet odrobinę uszczknięta mimo zobaczenia przez nas klęski drużyny, której kibicujemy, czy też doświadczenia jakichś innych, dużo poważniejszych niż sportowe nieszczęść.

Ale - jak sądzę - warto, abyśmy przywoływali sobie w pamięci choć od czasu do czasu te nasze, wydawałoby się prozaiczne, doczesne radości, gdyż wprawdzie bardzo mgliście, ale jednak są one dla nas przedświtem tego, jak wielkie rzeczy przygotowane nam zostały przez Boga w Niebie.

ks. Zdzisław Kieliszek