Czas na refleksję niedzielną

Niedziela Wielkanocna Zmartwychwstania Pańskiego: „Śmierć została pokonana” - to nie jest żart primaaprilisowy

Ewangelia (J 20, 1-9)

Pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień odsunięty od grobu. Pobiegła więc i przybyła do Szymona Piotra oraz do drugiego ucznia, którego Jezus kochał, i rzekła do nich: «Zabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie Go położono». 

Wyszedł więc Piotr i ów drugi uczeń i szli do grobu. Biegli obydwaj razem, lecz ów drugi uczeń wyprzedził Piotra i przybył pierwszy do grobu. A kiedy się nachylił, zobaczył leżące płótna, jednakże nie wszedł do środka. 

Nadszedł potem także Szymon Piotr, idący za nim. Wszedł on do wnętrza grobu i ujrzał leżące płótna oraz chustę, która była na Jego głowie, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwiniętą w jednym miejscu. Wtedy wszedł do wnętrza także i ów drugi uczeń, który przybył pierwszy do grobu. Ujrzał i uwierzył. Dotąd bowiem nie rozumieli jeszcze Pisma, które mówi, że On ma powstać z martwych.

 

            Czasem się zdarza (ostatni raz było tak w 2018 r.), że Niedziela Zmartwychwstania Pańskiego przypada dokładnie 1 kwietnia, czyli prima aprilis - dzień, w którym robimy sobie nawzajem różne żarty itp. Zestawienie ze sobą tych dwóch okoliczności może prowadzić do pouczającej refleksji.

            Otóż, praktyki primaaprilisowe, według niektórych badaczy, nawiązują do starożytnych zwyczajów rzymskich związanych z kultem bogini Ceres, której święto obchodzono na początku kwietnia. Według jednej z legend bogini, poszukując swej zaginionej córki, została - jak to obrazowo mówimy - „wywiedziona w pole”. Z kolei inni autorzy wskazują, że dzisiejsze primaaprilisowe żarty są pochodną podobnego mitu, tyle że greckiego, o Demeter i Persefonie. Jak pamiętamy, Persefona została porwana do Hadesu, krainy umarłych, na początku kwietnia. Zaś Demeter, szukając córki, kierowała się echem jej głosu, ale echo ją zawiodło.

            W kontekście wspomnianych prawdopodobnych źródeł primaaprilisowych dowcipów, można powiedzieć, że wszyscy ci, którzy mówią, że człowiekowi do szczęścia nie jest potrzebny Bóg, gdyż w zupełności tu wystarczą dobra materialne, są oszustami. Chodzi o to, że człowiek, który całą swą nadzieję położy w zasobności konta w banku czy też, jak to się mówi, dążąc do sukcesu w życiu będzie „rozpychał się łokciami”, zostanie ostatecznie przez bogactwo czy nawet osiągnięty własny sukces „wystrychnięty na dudka”, dokładnie tak samo, jak to stało się z mitycznymi boginiami rzymską Ceres lub grecką Demeter. „Portem docelowym” człowieka nie jest bowiem cmentarz, ale wieczność, w której los człowieka bezpośrednio zależy od przyjęcia bądź odrzucenia Ukrzyżowanej Miłości.

            Dalej, może i owszem częściej przychodzi nam iść przez życie niczym gąsienica, krok po kroku, rozwiązując przeróżne problemy, niejednokrotnie na przemian upadając i podnosząc się, może też i w naszym życiu więcej jest smutku czy cierpienia niż radości i szczęścia, ale pamiętajmy: doczesność to tylko most, po którym mamy przejść na drugą stronę, gdzie czeka na nas Zmartwychwstały Pan! Kiedyś wszystkie „gąsienice”, które sercem przylgnęły do Zmartwychwstałego, staną się pięknymi motylami! „Śmierć została pokonana” i nie jest to żart primaaprilisowy!