6 Niedziela Zwykła (C)

17 lutego 2019 roku

Ewangelia (Łk 6,17.20-26)

Jezus zeszedł z dwunastoma Apostołami na dół i zatrzymał się na równinie. Był tam duży poczet Jego uczniów i wielkie mnóstwo ludu z całej Judei i z Jerozolimy oraz z wybrzeża Tyru i Sydonu.

A On podniósł oczy na swoich uczniów i mówił:

„Błogosławieni jesteście wy, ubodzy, albowiem do was należy królestwo Boże.

Błogosławieni wy, którzy teraz głodujecie, albowiem będziecie nasyceni. 

Błogosławieni wy, którzy teraz płaczecie, albowiem śmiać się będziecie. 

Błogosławieni będziecie, gdy ludzie was znienawidzą i gdy was wyłączą spośród siebie, gdy zelżą was i z powodu Syna Człowieczego podadzą w pogardę wasze imię jako niecne: cieszcie się i radujcie w owym dniu, bo wielka jest wasza nagroda w niebie. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili prorokom.

Natomiast biada wam, bogaczom, bo odebraliście już pociechę waszą. 

Biada wam, którzy teraz jesteście syci, albowiem głód cierpieć będziecie.

Biada wam, którzy się teraz śmiejecie, albowiem smucić się i płakać będziecie.

Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą. Tak samo bowiem ojcowie ich czynili fałszywym prorokom”.

 

Nie możesz zatrzymać żadnego dnia, ale możesz go nie stracić

Z czasów, gdy byłem jeszcze klerykiem, kilka książek wówczas przeczytanych pozostało mi żywo w pamięci do dzisiaj. Należy do nich Śmierć Iwana Iljicza, jedno z najbardziej znanych opowiadań Lwa Tołstoja (1828-1910), rosyjskiego pisarza i dramaturga. Dzieło to jest znakomitym studium wahań i wewnętrznych rozdarć, które człowiek przeżywa w momencie, gdy dopadnie go ciężka, nieuleczalna choroba. Człowiek - i chyba można by tu nawet zaryzykować dopowiedzenie, że każdy, który w takiej sytuacji się już znalazł - miota się wtedy pomiędzy niepewnością o własną przyszłość a nadzieją na wyleczenie. I właśnie takie ludzkie doświadczenie ukazuje Tołstoj we wspomnianym opowiadaniu.

Kapitalnym zabiegiem użytym przez Tołstoja w konstrukcji tego opowiadania jest to, że już na samym jego początku czytelnik dowiaduje się, jak cała historia Iwana Iljicza się skończy. Czytelnik na „dzień dobry”, tzn. w I rozdziale, zostaje bowiem uraczony opisem pogrzebu głównego bohatera, gdzie padają bardzo ponure słowa:

„Trup leżał, jak zwykle leżą trupy, jakoś specjalnie ciężko, po trupiemu, zatopiwszy zdrewniałe ręce i nogi w pościółce trumny, z na zawsze załamaną na poduszce głową, wystawiając, jak zawsze wystawiają trupy, swoje żółte woskowe czoło z przerzedzonymi włosami na zapadłych skroniach i sterczący nos jakby najeżdżał na górną wargę”.

Reszta opowiadania jest już tylko retrospekcją, czyli spojrzeniem w przeszłość Iwana Iljicza. Dzięki temu zabiegowi - jak myślę - opowiadanie Tołstoja paradoksalnie nie jest historią o śmierci bohatera, ale o jego życiu.

W kolejnych rozdziałach czytelnik dowiaduje się, że Iwan Iljicz starał się przez całe życie o to, by było ono przyjemne i przyzwoite. Najpierw przykładał się do nauki, potem troszczył się o właściwy przebieg i rozwój zawodowej kariery. Kolegował się z ludźmi, z którymi należało się kolegować, ożenił się należycie z kobietą ładną i względnie zamożną, miał też - tak jak trzeba - dwójkę dzieci, miło spędzał czas wolny z rodziną i przyjaciółmi... Nagle w życiu bohatera pojawiła się choroba, ból stawał się coraz bardziej natarczywy, a śmierć stopniowo zaczynała być coraz pewniejsza... I wtedy właśnie nie tylko runął cały system prawd, jakimi w życiu Iwan Iljicz się kierował, ale te prawdy okazały się być w obliczu nadchodzącej śmierci tyle warte, co śmieci.

Można więc powiedzieć, że w losach Iwana Iljicza Tołstoj zdemaskował m.in. wszystkie wybiegi, oszustwa, wydumane czy też rzeczywiste wartości, na których człowiek buduje częstokroć swe życie, a które to w perspektywie tego, co nieuniknione, czyli śmierci, okazują się zupełnie nieprzydatne. Przy takim spojrzeniu na jedno z przesłań, jakie wyłania sie z tego opowiadania autorstwa rosyjskiego pisarza, wymowna jest refleksja, do jakiej jego główny bohater dochodzi tuż przed śmiercią. Iwan Iljicz rozpaczliwie żałuje bezpowrotnie utraconej szansy, głupio zmarnowanego życia...

Mając na uwadze gdzieś w tle powyższe przemyślenia, popatrzmy teraz na dzisiejszą Ewangelię. Zauważamy najpierw, że Jezus wyraźnie wskazuje w niej, iż człowiek ma zasadniczo do wyboru w życiu dwie drogi. Pierwsza, jest to droga przekleństwa, gdyż Pan powiada, że biada tym ludziom, którzy nią przejdą przez życie. Zaś druga, jest drogą błogosławioną, gdyż ci, którzy nią wytrwale kroczyć będą, po śmierci zostaną za swą wierność Panu nagrodzeni. Można więc powiedzieć, że Jezus w niedzielnej Ewangelii wzywa nas, abyśmy nie zmarnowali ziemskiego życia i nie utracili w ten sposób bezpowrotnie szansy na niebo. A inaczej, parafrazując jedno ze wschodnich przysłów, Jezus zwraca nam dzisiaj uwagę na to, że choć owszem nie możemy na trwale zatrzymać żadnego ziemskiego dnia, to jednak, jeśli pójdziemy w nim drogą błogosławieństw, to go (dnia) na pewno nie stracimy!

ks. Zdzisław Kieliszek