5 Niedziela Zwykła (C)

10 lutego 2019 roku

Ewangelia (Łk 5,1-11)

Zdarzyło się raz, gdy tłum cisnął się do Jezusa, aby słuchać słowa Bożego, a On stał nad jeziorem Genezaret, że zobaczył dwie łodzie, stojące przy brzegu, rybacy zaś wyszli z nich i płukali sieci. Wszedłszy do jednej łodzi, która należała do Szymona, poprosił go, żeby nieco odbił od brzegu. Potem usiadł i z łodzi nauczał tłumy.

Gdy przestał mówić, rzekł do Szymona: „Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów”. A Szymon odpowiedział: „Mistrzu, przez całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci”. Skoro to uczynili, zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się rwać. Skinęli więc na wspólników w drugiej łodzi, żeby im przyszli z pomocą. Ci podpłynęli i napełnili obie łodzie, tak że się prawie zanurzały.

Widząc to, Szymon Piotr przypadł Jezusowi do kolan i rzekł: „Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny”. I jego bowiem, i wszystkich jego towarzyszy w zdumienie wprawił połów ryb, jakiego dokonali; jak również Jakuba i Jana, synów Zebedeusza, którzy byli wspólnikami Szymona. Lecz Jezus rzekł do Szymona: „Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił”. I przyciągnąwszy łodzie do brzegu, zostawili wszystko i poszli za Nim.

 

Nie ma nic niemożliwego dla tego, kto zawierzy Jezusowi!

Na początek przywołam dzisiaj trzy wspomnienia, które mi jako zagorzałemu kibicowi głęboko utkwiły w pamięci i są dobrym punktem wyjścia do refleksji nad dzisiejszą Ewangelią.

Pierwsze, mamy 25 maja 2005 r. Tego dnia w Stambule rozgrywany był jubileuszowy 50. finał najbardziej prestiżowych klubowych rozgrywek w piłce nożnej (dawniej zwanych Pucharem Europy Mistrzów Klubowych, a obecnie jest to Liga Mistrzów UEFA) nie tylko w Europie, ale na całym świecie. Grały wtedy ze sobą dwa niezwykle utytułowane piłkarskie kluby: angielski FC Liverpool i włoski AC Milan. Do przerwy wynik brzmiał FC Liverpool-AC Milan 0:3. I wydawać by się mogło, że mecz został już rozstrzygnięty w pierwszej połowie. Jerzy Dudek, polski bramkarz, który grał wówczas w angielskim zespole, zupełnie nie wierzył – jak to potem sam wyznał – trenerowi (Rafaelowi Benítezowi), gdy ten powiedział w szatni do zawodników, że jeszcze nic straconego. Zresztą chyba po pierwszej połowie nikt spośród kibiców FC Liverpool, do których i ja się zaliczam, nie wierzył, że da się jeszcze odwrócić losy meczu, tym bardziej, że angielska drużyna zagrała w pierwszej połowie fatalnie. A jednak… FC Liverpool najpierw doprowadził do remisu (mecz w regulaminowym czasie i potem w dogrywce zakończył się wynikiem 3:3), a następnie wygrał w rzutach karnych 3:2. Natomiast Dudek obronił trzy strzały z rzutów karnych i został okrzyknięty bohaterem meczu. Wspomnijmy jeszcze, że w trakcie gry, w samej końcówce meczu, polski bramkarz intuicyjnie obronił dwa strzały Andrieja Szewczenki, znakomitego ukraińskiego napastnika, który grał w zespole AC Milan.

Drugie, 28 listopada 2006 r. podczas rozgrywanych w Japonii mistrzostw świata odbył się jeden z najbardziej pamiętnych meczów w historii polskiej siatkówki. Po dwóch pierwszych setach, rozegranych w stylu beznadziejnym, Polacy przegrywali z Rosją 0:2 i mało kto wierzył, że losy rywalizacji da się jeszcze odmienić. A jednak… w trzeciej partii na boisko weszli rezerwowi Piotr Gruszka i Grzegorz Szymański, gra biało-czerwonych uległa diametralnej zmianie, a końcowy wynik brzmiał 3:2 dla Polski, która tym samym zapewniła sobie grę w półfinale. Ostatecznie, jak pamiętamy, polscy siatkarze zdobyli srebro. Przy okazji wspomnijmy, że tamtego dnia podwójnie szczęśliwy był bez wątpienia polski siatkarz Michał Winiarski, gdyż zaraz po meczu dowiedział się, iż został ojcem. A i ja też otrzymałem jeden z najpiękniejszych imieninowych prezentów w swoim życiu, gdyż 28 listopada zawsze przypadają moje imieniny.

Trzecie, 21 stycznia 2012 r. podczas rozgrywanych w Serbii mistrzostw Europy w piłce ręcznej mężczyzn wynik meczu Polska-Szwecja do przerwy brzmiał 9:20. Jedenaście bramek różnicy na tym poziomie gry wydawał się wskazywać, że jest już „pozamiatane”, tym bardziej, że stwierdzić, iż polscy szczypiorniści zagrali w pierwszej połowie fatalnie, to i tak powiedzieć zbyt łagodnie. A jednak… w drugiej połowie kibice, w tym ja, przecierali oczy ze zdumienia, ponieważ Polacy nie tylko zniwelowali różnicę, ale nawet mieli okazję na to, aby mecz wygrać. Ostatecznie mecz zakończył się remisem 30:30, a po meczu trener Polaków Bogdan Wenta powiedział: „Nie wiem czy się cieszyć, czy płakać. Czegoś podobnego naprawdę nie przeżyłem”.

W niedzielnej Ewangelii słyszymy, że rybacy po całonocnych bezowocnych próbach nad ranem odstawili swoje łodzie na brzeg, wyzuci z nadziei na jakiekolwiek, nawet niewielkie powodzenie w łowieniu ryb. To dlatego Piotr najpierw uznał za bezsensowne, aby ponownie wypłynąć i zarzucić sieci. Ale zaraz potem, w obliczu mocy słów Jezusa i pewnie jedynie tylko w tym celu, aby Mu nie sprawić przykrości, zgodził się, by jeszcze raz spróbować. I ku zaskoczeniu wszystkich połów okazał się tak obfity, że zaczęły się rwać sieci.

Czy niedzielny fragment Ewangelii i przywołane wyżej sportowe wspomnienia coś łączy? Myślę, że tak. Zachowując rzecz jasna odpowiednie proporcje, w końcu sport to tylko sport, a Ewangelia dotyka spraw egzystencjalnie najdonioślejszych, wszystkie wydają się mieć wspólny mianownik. I sportowym żargonem można by go wyrazić przy pomocy kultowego już sformułowania, ukutego przez niezapomnianego trenera śp. Kazimierza Górskiego: „Dopóki piłka w grze, wszystko jest możliwe”. Dodatkowo, ewangeliczna historia uczy nas, że z pomocą Pana możemy pokonać wszelkie swoje ograniczenia. I nie ma nic niemożliwego dla tego, kto zawierzy Jezusowi!

ks. Zdzisław Kieliszek