30 Niedziela Zwykła (B)

28 października 2018 roku

Ewangelia (Mk 10, 46-52)

Gdy Jezus razem z uczniami i sporym tłumem wychodził z Jerycha, niewidomy żebrak Bartymeusz, syn Tymeusza, siedział przy drodze. Ten słysząc, że to jest Jezus z Nazaretu, zaczął wołać: „Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną”. Wielu nastawało na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: „Synu Dawida, ulituj się nade mną”.

Jezus przystanął i rzekł: „Zawołajcie go”. I przywołali niewidomego, mówiąc mu: „Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię”. On zrzucił z siebie płaszcz, zerwał się i przyszedł do Jezusa. A Jezus przemówił do niego: „Co chcesz, abym ci uczynił?”

Powiedział Mu niewidomy: „Rabbuni, żebym przejrzał”.

Jezus mu rzekł: „Idź, twoja wiara cię uzdrowiła”. Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą.

 

Refleksja

Wiara musi przenikać całe życie człowieka

W tegorocznym październikowym numerze miesięcznika „W drodze” w jednym z artykułów można znaleźć tyleż zabawną, co i wprawiająca w konsternację historię. Opowiada ją o. Janusz Pyda OP.

I tak, dominikanin wspomina, jak przyszła do niego wiele lat temu świeżo upieczona studentka, aby się poradzić w jakiejś ważnej dla siebie sprawie. Okazało się, że dziewczyna przyjechała do Krakowa z niewielkiej miejscowości na prowincji. Młoda kobieta wyjaśniła, że, odkąd zaczęła studiować w Krakowie, przeżywa wątpliwości odnośnie do dalszego zachowywania zewnętrznych praktyk religijnych. Wcześniej, w rodzinnym mieście, owszem zawsze ich przestrzegała i dalej będzie przestrzegać, ale tu w Krakowie ma z tym ogromny problem. Studentka tłumaczyła, że zawsze, gdy tylko przechodziła obok kościoła, czyniła znak krzyża. W domu to kłopot nie był żaden, bo w rodzinnej miejscowości kościół był tylko jeden. Ale tu w Krakowie sprawy – jak młoda kobieta wyznała – jej się skomplikowały i to wcale nie z powodu wstydzenia się wiary, ale z tego względu, że w samym centrum Krakowa, gdzie często się porusza, jest tyle kościołów, że gdyby chciała, przechodząc obok każdego z nich, robić ręką znak krzyża, to musiałaby non stopsię żegnać. Okazało się ponadto, że podobnie sprawy się miały z mijaniem przez studentkę osób duchownych. Dziewczyna, gdy przebywała w rodzinnych stronach, to praktykowała zwyczaj pozdrawiania osób poświęconych Bogu. Ale tam nie było to jakiś większym wyzwaniem, bo księdza czy siostrę zakonną spotykała niezwykle rzadko. Natomiast tu w Krakowie ten zwyczaj okazywał się być nieco kłopotliwy, ponieważ studentka osoby duchowne spotykała co rusz. Musiałaby więc niemalże przez cały czas mówić „Szczęść Boże”.

O. Pyda wspomina, że te wątpliwości młodej kobiety niezwykle go wzruszyły, ponieważ widział w niej niemalże uosobienie niewinności o sumieniu tak szlachetnym, iż była ona w stanie w ogóle dostrzegać tego typu dylematy. Dominikanin zauważa następnie, że podjął próbę wyjaśnienia dziewczynie, iż w tego typu przypadkach należy postępować roztropnie, tzn. nie musi nieustannie kreślić znaku krzyża, gdy co parę chwil przechodzi obok kościoła czy też każdorazowo pozdrawiać mijane co parę minut nieznajome osoby duchowne. I kiedy wydawało się, że studentka zaczęła już postrzegać swoje wątpliwości w nowym świetle, nagle nerwowo spojrzała na zegarek i stwierdziła, że już musi lecieć, ponieważ za kilkanaście minut ma ważne kolokwium. Dominikanin zapytał ją wówczas, czy umie. I wtedy dziewczyna, bez najmniejszego nawet zażenowania, odpowiedziała: „Nie, ale na tym kolokwium bez problemu będzie można ściągnąć”.

Odnosząc się do opowiedzianej przez o. Pydę historii, można ocenić postępowanie owej dziewczyny jako swego rodzaju religijną schizofrenię, czyli rozszczepienie ducha (serca, sumienia). Z jednej strony bowiem, dla wspomnianej studentki antyświadectwem było nieuczynienie znaku krzyża przed świątynią i niepozdrowienie mijanej osoby duchownej. A z drugiej strony, zrzynania na kolokwium bez najmniejszych nawet skrupułów już nie oceniała jako zaparcia się Jezusa. Opowiedziana przez dominikanina historia jawi się więc jako modelowy przykład przecedzania komara przy jednoczesnym połykaniu wielbłąda.

Spójrzmy teraz na dzisiejszy fragment Ewangelii. Istotnym elementem opowiedzianego przez św. Marka wydarzenia jest wiara niewidomego. Jezus wyraźnie przecież zaznacza, że gdyby jej ślepemu człowiekowi brakło, to nie zostałby uzdrowiony ze swej niemocy.

Niedzielna Ewangelia skłania nas zatem przede wszystkim do tego, abyśmy przyglądnęli się jakości naszej wiary. Natomiast przywołane przez o. Pydę wspomnienie podpowiada, na co należałoby zwrócić tutaj szczególną uwagę. I myślę, że – nawiązując chociażby do homilii św. Jana Pawła II, wygłoszonej z okazji rozpoczęcia nowego roku akademickiego 1999/2000 do profesorów, wykładowców i studentów rzymskich uczelni – trzeba nam zadawać sobie stale tego typu pytania, jak: Czy wiara przenika całe nasze życie? A może tylko w niektórych obszarach naszego życia kierujemy się nauczaniem Jezusa, podczas gdy w innych przyświecają nam obce Ewangelii zasady?

ks. Zdzisław Kieliszek