23 Niedziela Zwykła (C)

8 września 2019 roku

Ewangelia (Łk 14,25-33)

Wielkie tłumy szły z Jezusem. On odwrócił się i rzekł do nich: „Jeśli ktoś przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. Kto nie dźwiga swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem.

Bo któż z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie wpierw i nie oblicza wydatków, czy ma na wykończenie? Inaczej, gdyby położył fundament, a nie zdołałby wykończyć, wszyscy, patrząc na to, zaczęliby drwić z niego: >>Ten człowiek zaczął budować, a nie zdołał wykończyć<<.

Albo jaki król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić czoło temu, który z dwudziestu tysiącami nadciąga przeciw niemu? Jeśli nie, wyprawia poselstwo, gdy tamten jest jeszcze daleko, i prosi o warunki pokoju.

Tak więc nikt z was, jeśli nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem”.

 

Krzyż Jezusa ponad wszystko

Gdybyśmy sięgnęli głęboko w naszą pamięć, to może odszukalibyśmy w niej jeszcze chociaż parę obrazów z filmu „Pasja”, którego premiera obyła się w 2004 r. i którego reżyserem jest Mel Gibson. Film ten w sposób bardzo wyrazisty pod względem zawartych w nim scen przedstawił ostatnie godziny ziemskiego życia naszego Pana - Jezusa Chrystusa. Podzielę się, że ja w pamięci noszę jeszcze do dziś kilka scen z tego filmu. Np. wciąż mam przed oczami scenę biczowania Jezusa, podczas której to słychać było, jak kolejne uderzenia bicza ranią Pana, a w tym czasie kamera na zmianę ukazywała albo pełne bólu i współczucia dla Jezusa oblicze Maryi - Jego Matki, albo też do skraju lodowatą twarz Demona.

Z filmu „Pasja” utkwiła mi też w pamięci scena, kiedy to Jezus upadł pod ciężarem krzyża, a wówczas rzymscy żołnierze wyciągnęli z tłumu mężczyznę, który akurat przechodził obok. Chwilę później oczy obydwu, tzn. Jezusa i Szymona z Cyreny, bo on to był oczywiście owym wyciągniętym z tłumu przez Rzymian człowiekiem, odbijają się w sobie. Dzięki zastosowanemu przez reżysera zabiegowi twarz Boga na moment stała się twarzą człowieka, a twarz człowieka twarzą samego Boga. Albo mówiąc inaczej, Melowi Gibsonowi udało się kapitanie tą sceną zilustrować znaną nam z przekazów ewangelicznych prawdę, że zupełnie przypadkowy przechodzień, czyli Szymon z Cyreny, namacalnie dostąpił udziału w dziele Odkupienia ludzkości.

Popatrzmy teraz na dzisiejszy fragment Ewangelii. Słyszeliśmy w nim słowa Jezusa, że jeśli ktoś, idąc za Nim, nie dźwiga własnego krzyża, wówczas nie może być Jego uczniem. Chodzi w tych słowach Jezusa o to, że jeśli człowiek chce pójść za Panem, musi bezwzględnie przyjąć i wytrwale nieść krzyż, który na jego barki nałożyło życie, okoliczności itd.

I pewnie wielu spośród nas niesie już krzyż swojego życia i to od dawna. I jeśli tak jest, to zreflektujmy też dzisiaj, bo z racji niedzielnej Ewangelii jest ku temu znakomita okazja, czy nasz krzyż niesiemy tak, jak tego życzyłby sobie Jezus.

A może z nami jest tak, jak to ujął znany XX-wieczny filozof Albert Camus. I chociaż był to myśliciel, który uchodził za ateistę, to jednak trudno nie dostrzec w wielu jego spostrzeżeniach głębi duchowej czy intelektualnej przenikliwości. I tak, Camus napisał m.in.: „Zbyt wielu ludzi wdrapuje się dzisiaj na krzyż tylko po to, żeby ich można było widzieć z większej odległości, nawet jeśli w tym celu trzeba trochę podeptać Tego, który znajduje się na krzyżu od tak dawna”.

I może właśnie te słowa A. Camusa pasują do nas jak ulał, gdyż np. nadmiernie rozczulamy się nad własnym cierpieniem czy zbytnio się z nim obnosimy, a jednocześnie zupełnie nie poświęcamy uwagi Męce Pana, gdyż już dawno nie odprawiliśmy Drogi Krzyżowej, nie rozważyliśmy części bolesnej Różańca czy też nie odmówiliśmy Koronki do Bożego Miłosierdzia?

Zauważmy, że Jezus wzywa tymczasem do tego, aby nieść swój krzyż i iść za Nim, tzn. ani obok Niego, ani tym bardziej przed Nim, ale dosłownie za Nim!!!

Warto więc - jako ilustrację przesłania wypływającego z dzisiejszego fragmentu Ewangelii - przywołać postawę św. Jana Pawła II. Pod koniec życia papież w Wielki Piątek uczestniczył w drodze krzyżowej w prywatnej kaplicy i przed monitorem śledził transmisję z Koloseum. A w momencie rozważania śmierci Chrystusa św. Jan Paweł II chwycił do ręki krucyfiks, po czym mocno się do niego przytulił. I przyglądając się tej scenie, z łatwością można było odnieść wrażenie, że bardzo już wtedy schorowany i umierający papież nie tyle nawet scala swój osobisty krzyż z Krzyżem Pana, co nawet z Chrystusowego Krzyża czerpie siłę do dalszego niesienia swojego krzyża i Krzyż Jezusa stawia ponad wszystko.

ks. Zdzisław Kieliszek