20 Niedziela Zwykła (C)

18 sierpnia 2019 roku

Ewangelia (Łk 12,49-53)

Jezus powiedział do swoich uczniów:

„Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął! Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie.

Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam. Odtąd bowiem pięcioro będzie rozdwojonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej”.

 

Nie zostaliśmy wezwani do odnoszenia sukcesów, ale do wierności

Doskonale być może pamiętamy z wielu szkolnych lektur bohaterów, którzy przeżywali wewnętrzne rozdarcie. Dla przypomnienia wspomnijmy tylko chociażby w zarysie losy dwóch – moim zdaniem – bardziej wyrazistych.

Pierwszym jest Marek Winicjusz, bohater powieści „Quo vadis” Henryka Sienkiewicza. Winicjusz był rzymskim bogaczem, który zakochał się bez pamięci w Ligii, rzymskiej zakładniczce i chrześcijance. Ze względu na miłość do niej Marek chciał – z jednej strony – przyjąć wiarę w Jezusa, ale równocześnie – z drugiej strony – przeżywał wewnętrzny konflikt, gdyż ewangeliczne wymagania zupełnie nie przystawały do jego dotychczasowego trybu życia, przyzwyczajeń i charakteru.

Za drugiego uważam Konrada Wallenroda, tytułowego bohatera dzieła Adama Mickiewicza. Konrad, a właściwie Litwin Walter, człowiek o wielce pogmatwanych losach, widząc ogromne niebezpieczeństwo zagrażające jego ojczyźnie (Litwie), porzucił szczęście i rodzinne życie u boku ukochanej żony – Aldony. Postanowił walczyć dla ojczyzny, ale wybrana przez niego metoda walki – podstęp i zdrada – pogłębiła tylko jego wewnętrzne rozdarcie, gdyż szła wbrew uznawanym wcześniej za święte zasadom etyki rycerskiej. Konrad, stosując metodę podstępu (przywłaszczył sobie cudze nazwisko i pod nim wdrapał się na szczyt władzy w Zakonie Krzyżackim) uzyskał to, o co walczył. Jako mistrz Zakonu całkowicie z rozmysłem nieudolnie nim kierował podczas wojny krzyżacko-litewskiej, co doprowadziło Krzyżaków do zguby i jednocześnie przyczyniło się do ocalenia przed klęską Litwy. Dramat Konrada dopełnił się, gdy popełnił samobójstwo, wypijając truciznę, aby uniknąć zemsty Krzyżaków.

Co leżało u podstaw wewnętrznych rozdarć, które przywołani wyżej bohaterowie, przeżywali? Można na to pytanie odpowiedzieć, że u najgłębszych źródeł leży tu właściwa człowiekowi konieczność dokonywania wyborów. Chodzi o to, że człowiek w swym życiu musi wyborów dokonywać i od tego nie ucieknie.

Popatrzmy zresztą na nasze losy. Może nie są one tak skomplikowane czy dramatyczne, jak przywołanych wyżej dwóch literackich bohaterów, ale bez wątpienia w ciągu tylko jednego dnia musimy dokonywać wielu wyborów, które istotnie wpływają na nasze życie i określają to, kim jesteśmy. I nie chodzi tu oczywiście wcale o takie wybory, jak np.: kupić ser topiony czy ser pleśniowy, pojechać autobusem czy tramwajem. Mam tu na myśli wybory tego typu: wstać wcześniej i odmówić poranną modlitwę czy poleżeć jeszcze w łóżku i nieco dłużej odpocząć, powiedzieć komuś prawdę czy też rzeczywistość nieco podkolorować, pójść w niedzielę na zakupy czy też od nich się powstrzymać.

Mówiąc inaczej i nawiązując do Konstytucji duszpasterskiej o Kościele w świecie współczesnym Gaudium et SpesSoboru Watykańskiego II, każdego dnia przeżywamy wewnętrzne rozdarcie, gdyż nasze ludzkie życie nad wyraz często jest dramatyczną walką w wyborze pomiędzy dobrem i złem, światłem i ciemnością (KDK nr 13, 2). A granica między nimi – jak z kolei przypomniał podczas jednej z lipcowych modlitw Anioł Pański w 2017 r. papież Franciszek – przechodzi zawsze wewnątrz ludzkiego serca.

Zobaczmy teraz, że w dzisiejszym fragmencie Ewangelii Jezus zwraca uwagę na to – gdy mówi o tym, że przyszedł na ziemię, aby przynieść rozłam – iż człowiek nie może od dokonania wyboru pomiędzy dobrem i złem, światłem i ciemnością się uchylić. Człowiek zawsze albo wybiera Jezusa, czyli dobro i światło, albo staje po stronie demona, czyli zła i ciemności.

Zauważmy też, że paradoksalnie, gdy opowiadamy się po stronie Jezusa, to czasem nie przynosi to nam żadnych ziemskich sukcesów, wręcz przeciwnie – możemy nawet ponieść jakąś wielką szkodę. Tymczasem stanięcie po stronie zła i ciemności może się okazać korzystne. Ale nie dajmy się tu zwieść. Nawet, gdyby opowiedzenie się po stronie Jezusa miało się wiązać z jakimś przeogromnym trudem, to – jak naucza św. Teresa z Kalkuty – pamiętajmy, że na ziemi nie żyjemy po to, aby odnosić sukcesy, ale by okazać się wiernymi Jezusowi i Jego Ewangelii.

ks. Zdzisław Kieliszek