19 Niedziela Zwykła (B)

12 sierpnia 2018 roku

Ewangelia (J 6,41-51)

            Żydzi szemrali przeciwko Jezusowi, dlatego że powiedział: „Jam jest chleb, który z nieba zstąpił”, i mówili: „Czyż to nie jest Jezus, syn Józefa, którego ojca i matkę znamy? Jakżeż może On teraz mówić: «Z nieba zstąpiłem»?”

            Jezus im odpowiedział: «Nie szemrajcie między sobą. Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli go nie pociągnie Ojciec, który Mnie posłał; Ja zaś wskrzeszę go w dniu ostatecznym. Napisane jest u Proroków: «Oni wszyscy będą uczniami Boga». Każdy, kto od Ojca usłyszał i nauczył się, przyjdzie do Mnie. Nie znaczy to, aby ktokolwiek widział Ojca; jedynie Ten, który jest od Boga, widział Ojca. Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Kto we Mnie wierzy, ma życie wieczne.

            Jam jest chleb życia. Ojcowie wasi jedli mannę na pustyni i pomarli. To jest chleb, który z nieba zstępuje: kto go spożywa, nie umrze.

            Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata”.

 

Refleksja

Nie rańmy naszą nieczułością Jezusa!

Przed blisko już dwoma dekadami, kiedy byłem wikariuszem w parafii św. Józefa w Olsztynie, podczas pierwszopiątkowych odwiedzin chorych, jeden z nich podzielił się ze mną bolesnym dla siebie doświadczeniem. Ów starszy mężczyzna ubolewał nad tym, że jego dorosły syn, będąc przed paroma tygodniami w Olsztynie i załatwiając jakieś sprawy zawodowe, w ogóle nie odwiedził ojca. Sprawa wydawała się być poważna, ponieważ syn od bardzo dawna mieszkał w Niemczech, a ojca w domu w Olsztynie odwiedzał najwyżej raz w roku, zazwyczaj przy okazji Bożego Narodzenia lub Wielkanocy. Schorowanego starszego człowieka bolało szczególnie to, że jego syn wygadał się mu o swej rzeczonej wizycie w Olsztynie zupełnie przypadkowo i już „po fakcie”, tzn. w trakcie rozmowy telefonicznej, którą niedawno obydwaj odbyli. Ojciec wydawał się więc cierpieć zwłaszcza dlatego, że jego syn nawet nie uwzględnił w swych planach spotkania z nim podczas swej służbowej wizyty w rodzinnym mieście.

Przywołane wspomnienie kojarzy mi się z treścią dzisiejszego fragmentu Ewangelii. Dlaczego?

Zauważmy najpierw, że Jezus mówi, iż wiara w Niego jest warunkiem życia wiecznego. Jeśli więc chcemy osiągnąć życie wieczne, tym samym musimy sobie zadać pytanie: Co to znaczy wierzyć w Jezusa? Na szczęście w poszukiwaniach odpowiedzi na to pytanie Jezus nie pozostawia nas dzisiaj bez pomocy, ale wyraźnie sugeruje odpowiedź. Tej sugestii możemy się doszukać w wypowiedzi Jezusa, gdy mówi, że każdy, kto prawdziwie posłyszy Boga, do Niego (Jezusa) przychodzi. Innymi słowy, w świetle dzisiejszej Ewangelii można postawić znak równoznaczności pomiędzy „wierzyć w Jezusa” i „do Jezusa przychodzić”.

Dostrzeżona równoznaczność ma wielką wagę, jeśli chodzi o naszą codzienność. Zapewne przecież niemal każdego dnia, załatwiając różne sprawy, idąc do pracy lub z niej wracając itd., przechodzimy obok jakiegoś kościoła czy kaplicy, w których w tabernakulum jest Najświętszy Sakrament. Tym samym trzeba byśmy byli świadomi tego, że, przechodząc w pobliżu świątyni, przestrzennie zawsze znajdujemy się blisko Pana. A skoro nasz Odkupiciel jest już od nas tylko o krok, to ogromnym niedopatrzeniem z naszej strony byłoby minięcie Go zupełnie bez zaangażowania i nie wejście do świątyni, by się choć przez krótką chwilę Mu pokłonić. A jeśli już z jakiegoś powodu nie możemy do domu Bożego zajść, to wskazane byłoby wówczas przynajmniej pozdrowienie Mistrza z Nazaretu np. skinieniem głowy i odmówieniem jakiegoś aktu strzelistego.

Niech zatem nasze serca będą zawsze wrażliwe na obecność Pana w tabernakulum. On bez wątpienia pragnie, abyśmy Go odwiedzali. I pewnie Jezus doświadcza przenikliwego bólu – którego jedynie mglistym zobrazowaniem może być opowiedziana na początku historia – gdy jest przez nas, przechodzących akurat w pobliżu, mijany całkowicie obojętnie. Nie rańmy naszą nieczułością Jezusa!

ks. Zdzisław Kieliszek