14 Niedziela Zwykła (B)

14 Niedziela Zwykła (B), 8 lipca 2018 roku

Ewangelia (Mk 6, 1-6)

Jezus przyszedł do swego rodzinnego miasta. A towarzyszyli Mu Jego uczniowie. Gdy zaś nadszedł szabat, zaczął nauczać w synagodze; a wielu, przysłuchując się, pytało ze zdziwieniem: «Skąd to u Niego? I co to za mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce! Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry?» I powątpiewali o Nim.

A Jezus mówił im: «Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony».

I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich. Dziwił się też ich niedowiarstwu. Potem obchodził okoliczne wsie i nauczał.

 

Refleksja

Im bliżej Jezusa, tym niekoniecznie zawsze łatwiej, ale na pewno jest więcej miłości

Na początek pozwolę sobie opowiedzieć uroczą anegdotkę. Wyobraźmy sobie, że w szpitalnej poczekalni nerwowo chodzi tam i z powrotem mężczyzna w wieku około trzydziestu lat. Mężczyzna czeka na wiadomość o przebiegu porodu, który kilka pomieszczeń dalej przeżywa jego żona. I ponieważ sprawa się najwyraźniej już zbytnio przeciąga, mężczyzna robi się coraz bardziej niespokojny i lęka się, czy przypadkiem coś złego się nie stało z jego żoną lub spodziewaną dwójką noworodków. Aż wreszcie otwierają się drzwi, przez które wchodzi położna i niesie na rękach nie oczekiwaną dwójkę, ale trójkę osesków. I pyta, z nutą niepewności, nieco zaskoczonego ojca:

- Nie przeraża pana, że tyle ich jest?

- Nie! Myślę, że z Bożą pomocą damy z żoną radę – odpowiada świeżo upieczony tatuś.

- No to niech teraz pan trzyma tę trójkę, a ja szybciutką lecę po resztę maluszków!

A na te ostatnie słowa pielęgniarki młody ojciec – i mam nadzieję, że my również – już tylko szeroko się uśmiechnął...

Przytoczona historyjka nie tylko może nas nieco rozweselić, ale także nadaje się na zobrazowanie przesłania, jakie wypływa z dzisiejszego fragmentu Ewangelii. Przyglądnijmy się więc najpierw biblijnemu urywkowi.

W dzisiejszej perykopie ewangelicznej czytamy, że Jezus nie mógł zdziałać w swoim rodzinnym mieście żadnego cudu. Zaś bezpośrednim powodem tej niemożności, jak sugeruje św. Marek Ewangelista, było niedowiarstwo (powątpiewanie, lekceważenie) mieszkańców Nazaretu odnośnie do tego, Kim Jezus jest. Jedynie paru chorych skorzystało z obecności Jezusa w mieście i zostało uzdrowionych. A z kontekstu opisanych przez św. Marka wydarzeń możemy się domyślać, że pewnie tylko ci uzdrowieni ludzie, w odróżnieniu od innych mieszkańców Nazaretu, Jezusowi zawierzyli.

Niedzielny fragment Ewangelii wyraźnie zatem zachęca do tego, abyśmy nie zamykali przed Jezusem własnego serca. On jest bowiem szczodrobliwy i chce nas obficie obdarzać swoimi wsparciem. Ale – jak pokazuje dzisiejsza ewangeliczna historia – jest jeden niezbędny warunek, który spełnić nam trzeba. Nie możemy się na Jezusa zamknąć. Jeśli bowiem własne serce na Pana zamkniemy, On, choć jest wszechmocny, to jednak będzie tu „bezradny”.

A teraz, mając na uwadze to przesłanie niedzielnego fragmentu Ewangelii, wróćmy jeszcze do opowiedzianej na początku anegdotki. Czyż nie jest w niej urzekająca postawa świeżo upieczonego ojca, który w obliczu stojącego przed nim i jego żoną wyzwania – w postaci wychowania „nadplanowej” ilości maluchów – od razu odwołuje się do Bożej pomocy? I takiej właśnie otwartości Jezus od nas oczekuje. Wówczas – jak poświadcza niedzielna perykopa ewangeliczna – Pan nie pozostawi nas nigdy bez wsparcia. Chodzi o to, że może i owszem nie zawsze im bliżej będziemy Jezusa, tym łatwiej nam będzie, ale na pewno zawsze będzie w nas więcej miłości. I właśnie dzięki pomocy Pana ta miłość w naszym sercu będzie rosła, abyśmy po Bożemu mogli mierzyć się z życiowymi wyzwaniami.

ks. Zdzisław Kieliszek