Ocalić od zapomnienia

…. Tyś jest jezioro moje

Ja jestem twoje słońce.

…. Trzciny twoje pozłacam

Odchodzę. I znów wracam.

Ten fragment „Kroniki olsztyńskiej” K.I. Gałczyńskiego, z Albumu absolwentów Wydziału Zootechnicznego rocznika 1967-1971/72, umieszczony na pamiątkowym dyplomie z okazji jubileuszu 50-lecia ukończenia studiów, oddaje sens naszych powrotów do Kortowa, chęć spotkań z tymi, z którymi spędziło się nad Jeziorem Kortowskim pięć wspaniałych lat życia.

Pięćdziesiąt lat od ukończenia studiów, pół wieku, złoty jubileusz – wszystkie te określenia dotyczą najbardziej brzemiennego okresu w naszym życiu. W tym czasie miały miejsce najważniejsze wydarzenia w życiu osobistym, rodzinnym, zawodowym. To taka sinusoida – najpierw mozolne wspinanie się do góry, osiągnięcie szczytu i powolne schodzenie w dół. Jesteśmy na swoistej mecie życia. Większość z nas zakończyła działalność zawodową. Życie osobiste ma tyle odsłon, ilu nas jest. Podobnie życie rodzinne. Ale to wszystko nie miało znaczenia przez te trzy dni, kiedy znów byliśmy razem i wbrew wszystkiemu czuliśmy się tak jakby tych 50 lat nie było.

Wróciliśmy do Kortowa po raz dziesiąty – tym razem było nas trzydzieści troje. Spotkanie z panią dziekan uświadomiło nam zmiany, jakie zaszły na „naszym” Wydziale. Jest z pewnością inaczej, czy lepiej – tu zdania były podzielone. Ale to spotkanie było też podsumowaniem wkładu naszego roku w rozwój Wydziału, Uczelni i szerzej nauki, a jest on imponujący. Absolwenci naszego roku to 5 profesorów tytularnych, 3 doktorów habilitowanych (w tym jeden za granicą) i 8 doktorów. Nie umniejsza to sukcesów i osiągnięć pozostałych koleżanek i kolegów, którzy pełnili odpowiedzialne funkcje w wielu obszarach gospodarki, administracji państwowej i samorządowej, a po transformacji aktywnie włączyli się w tworzenie różnego typu przedsiębiorstw.

Po spotkaniu na Wydziale, wspólne zdjęcie tradycyjnie na schodach budynku Zootechniki (ten praktycznie pozostał niezmieniony od czasu naszych studiów), wspólny spacer przez Kortowo (w którym ciągle czegoś przybywa) w kierunku kortowskiej górki na Mszę św. w intencji naszych koleżanek i kolegów. Niestety, z każdym rokiem zwiększa się grono tych, którzy są po drugiej stronie cienia. My, jeszcze żyjący, pamiętamy. Szczególnie wzruszającym wyrazem tej pamięci, był kończący mszę utwór Józefa Świdra, napisany do wiersza L. Staffa „Kto szuka Cię w pomroczy” w wykonaniu naszego wirtuoza skrzypiec – Mietka Gorasa.

Po wizycie w Kortowie zaszyliśmy się w Ziołowej Dolinie, klimatycznym miejscu, w Wilimowie pod Olsztynem, które jak zwykle znalazł czas na nasze spotkanie Jacek Panas, nieoceniony znawca Warmii i Mazur. Pierwszy wieczór, tradycyjne spotkanie przy grillu, uświadomił nam wszystkim, jak dobrze móc jeszcze raz się zobaczyć, porozmawiać, pośpiewać, cieszyć się nawzajem swoją obecnością. Atmosferę dodatkowo ocieplali nasi koledzy wirtuozi – wyżej wspomniany Mietek – skrzypce i Tadek Hermanowicz – akordeon. Rozmowy ciągnęły się długo w noc. Gwar, kaskady śmiechu świadczyły, że jesteśmy tylko tu i teraz – nie było balastu 50-lecia dorosłego życia – wróciliśmy do czasów beztroskiej młodości.

Sobota, to zgodnie z tradycyjnym scenariuszem naszych zjazdów po śniadaniu „Spotkanie Roku”. Zawsze wybieraliśmy jakiś temat, wokół którego koncentrowała się nasza rozmowa. Tym razem przewodni temat brzmiał „Wspomnień czar”. Chcieliśmy jeszcze raz powrócić do niezapomnianej atmosfery naszych studiów. Studiowaliśmy w czasach burzliwych zdarzeń roku 1968, 1970 i napawających optymizmem początku lat siedemdziesiątych. Byliśmy rokiem ludzi aktywnych i pomysłowych. Działaliśmy w ZSP, które dawało możliwość aktywności w wielu różnych agendach, studenckim ruchu naukowym, chórze akademickim, klubach. Przy nas, z naszym aktywnym udziałem powstał Turniej DS-ów i napisany na ten turniej Hymn zootechników. Angażowaliśmy się w wiele akcji społecznych – zagospodarowania wydziałowego akademika „9″ i klubu „Stajnia”, zbierania funduszy na odbudowę Zamku Królewskiego (przy okazji powstał zespół „Siusiajcie chłopcy dalej”). To tylko niektóre z nich. Braliśmy udział w rajdach i obozach studenckich. No oczywiście także studiowaliśmy, uczestniczyliśmy w praktykach krajowych i zagranicznych. Nie zawsze byliśmy grzecznymi i zdyscyplinowanymi studentami. To wszystko wybrzmiało w naszych wspomnieniach. Dobrze było jeszcze raz wrócić pamięcią do tych dni, powspominać naszych wykładowców, poważne jak i śmieszne sytuacje, wpadki. Z tym wspomnieniami wiązały się również wiadomości od naszych koleżanek i kolegów, którzy nie przyjechali z powodów głównie zdrowotnych i różnych sytuacji życiowych. Popołudnie to czas relaksu, który przerodził się w niekończące się rozmowy wszystkich ze wszystkimi. Podobny charakter miała uroczysta kolacja. Przy muzyce naszych kolegów nie było końca, rozmowom, śpiewom, wspomnieniom.

Ale wszystko ma swój koniec. I gdy po śniadaniu w niedzielę, w promieniach słońca, w otoczeniu warmińskiego lasu, zagonów ziół i tak bliskich nam zwierząt, stworzyliśmy pożegnalny krąg i zaśpiewaliśmy przy akompaniamencie naszych kolegów „Upływa szybko życie” i „Pożegnania – Tak niedawno…”, niejednemu z nas przysłowiowa łezka zakręciła się w oku.

„Było to najserdeczniejsze spotkanie i wszyscy byliśmy razem, nie było grupek” – to zdanie najczęściej powtarzało się przy pożegnaniu. Myślę, ze zawsze nasze spotkania były bardzo serdeczne. Natomiast z upływem lat coraz bardziej to doceniamy, staliśmy się „trochę” sentymentalni. Czy będzie nam dane „znów wrócić” i spotkać się za kolejnych 5 lat – czas pokaże.

Barbara Przybylska-Gornowicz


Komentarze nie są dozwolone.