Życiorys Stanisława Hellera

Szanowny Panie Redaktorze,

W załączeniu przesyłamy rodzinny materiał historyczny, który – jeśli Pan Redaktor uzna za stosowne, to można ten tekst wykorzystać w czasopiśmie Stowarzyszenia Absolwentów UWM w Olsztynie 5 plus X. Jest to własnoręcznie napisany życiorys naszego Ojca, który najprawdopodobniej powstał w drugiej połowie lat 40 ubiegłego wieku, a został dopiero niedawno odnaleziony przez naszą siostrę Barbarę Komisarek. Tekst ten może być interesujący dla czytelników 5 plus X ze względu na związki naszego Ojca z Kortowem i bezpośrednie konsekwencje dla nas, czyli Jego synów, którzy między innymi z powodu Jego aktywności zawodowej podejmowali decyzje o studiach w Olsztynie.

Jak zapewne Pan Redaktor pamięta nasz Ojciec w latach 1965-1968 był trenerem sekcji jeździeckiej w LKS Rodło Pozorty, bo do Jego zatrudnienia bezpośrednio przyczynił się Pan Redaktor, jako ówczesny przewodniczący ZU ZMW w Kortowie, podejmując decyzję o finansowaniu Jego etatu. Walny udział w zatrudnieniu miał też Pan doc. dr hab. Stanisław Wadowski, ówczesny kierownik Zakładu Hodowli Koni na Wydziale Zootechnicznym WSR, a także Pan mgr Dionizy Gałęzewski, ówczesny dyrektor RZD Pozorty, który zatrudnił naszego Ojca jako opiekuna praktyk studenckich w kierowanym przez siebie zakładzie.

Z poważaniem

Bracia:

Krzysztof Heller – absolwent Wydziału Zootechnicznego roku 1969

(emerytowany dr inż. adiunkt byłej Akademii Techniczno-Rolniczej w Bydgoszczy)

Janusz Heller – absolwent Wydziału Zootechnicznego roku 1972

(były prodziekan i dziekan WNE UWM oraz były wiceprezes zarządu Stowarzyszenia Absolwentów UWM)

Tomasz Heller – absolwent Wydziału Zootechnicznego roku 1976

(magister inżynier, do emerytury prowadził własną działalność gospodarczą)

 

Życiorys majora Stanisława Hellera

(Fragment napisany kursywą, to oryginalny tekst życiorysu naszego Ojca bez żadnych zmian, natomiast fragment napisany czcionką normalną, to tekst autorstwa Jego dzieci).

 

Po prawie 52 latach od śmierci naszego Ojca Stanisława Hellera – nasza siostra – Barbara (obecnie Komisarek) odnalazła Jego życiorys, który był przez niego napisany własnoręcznie w bardzo interesujących okolicznościach, ale też w bardzo smutnych czasach. Otóż nasz Ojciec, jako przedwojenny oficer kawalerii, nie był ulubieńcem powojennej władzy w Polsce, z tego też powodu często był wzywany na przesłuchania do Urzędu Bezpieczeństwa i to nie tylko w okresie stalinowskim, ale też w latach 1954 i 1955, czyli już po śmierci Stalina.

W trakcie tych przesłuchań nie stosowano wobec Niego przemocy fizycznej, a ich przebieg ograniczał się zwykle do konieczności własnoręcznie pisanego życiorysu. W trakcie jednego z pierwszych przesłuchań w UB, nasz Ojciec zorientował się, że głównym celem pisania kolejnych wersji życiorysu jest poszukiwanie na niego tzw. „haków”, jak to się teraz zgrabnie nazywa. Chodziło w nich o wychwycenie ewentualnych różnic i nieścisłości. Z tego też względu każde przesłuchanie zawsze wiązała się ze znaczną udręką psychiczną. Ażeby te kolejne życiorysy nie różniły się między sobą, to – jak nam opowiadał – napisał w domu jedną wersję i starał się ją powtarzać w kolejnych pisanych w UB. Na szczęście były one na tyle do siebie podobne, że nie udało się ubekom znaleźć żadnego „haka”. W przeciwnym wypadku groziło mu – jak to z wieloma przedwojennymi oficerami było – więzienie, wywózka na białe niedźwiedzie lub nawet śmierć.

Nasz Ojciec urodził się 22 października 1907 r. w Peczeniżynie, w małym mieście liczącym ok. 6 tys. mieszkańców i położonym obecnie w zachodniej Ukrainie.

Pierwszy fragment własnoręcznie pisanego życiorysu naszego Ojca.

Do szkoły podstawowej uczęszczałem w Kołomyi i Białej. W r. 1918 zacząłem uczęszczać do gimnazjum w Kołomyi i w r. 1926 zdałem maturę. Po maturze wstąpiłem jako ochotnik do wojska 13 lipca 1926 r. Okres rekrucki zacząłem w 6 pułku w Stanisławowie, a następnie 15. VIII. zostałem przeniesiony do Szkoły Podchorążych Rezerwy Kawalerii w Grudziądzu, który skończyłem w kwietniu 1927 r. w stopniu plutonowy podchorąży. Następnie wróciłem do 6 pułku, gdzie odbywałem służbę jako dowódca plutonu. Na manewrach, w czasie ćwiczeń granatami obronnymi, zdarzył się wypadek – zostało kilku rannych i zabitych – ja również zostałem ciężko ranny w głowę i tułów (do dnia dzisiejszego posiadam dwa odłamki w głowie i dwa w płucach) [pozostały one Ojcu do końca życia – dop. J.H.]. Wyleczono mnie w szpitalu we Lwowie i po powrocie do pułku, na własną prośbę, zostałem powołany do Oficerskiej Szkoły Kawalerii w Grudziądzu. W szkole byłem od 1.XI.27 r. do 15.VIII.29 r. Jako podporucznik wróciłem do 6 p. uł., gdzie pełniłem funkcje: d-cy plut., d-cy szwadr., adiutanta pułku. 1.I.1932 zostałem awansowany do stopnia porucznika. W międzyczasie ukończyłem roczny kurs wych. fizycznego w Warszawie [w Centralnym Instytucie Wychowania Fizycznego – dop. J.H.], półroczny kurs łączności w Zegrzu, roczny kurs instruktorów jazdy konnej w Grudziądzu, kurs d-ców szwadronów w Grudziądzu. W lipcu 1938 r. zostałem przeniesiony do Centr. Wyszk. Kaw. do Grudziądza na instruktora. Dnia 19.III.39 r. zostałem rotmistrzem. Koniec pierwszego fragmentu życiorysu Ojca [dop. J.H.].

W tym pułku służył nasz Ojciec do czasu kapitulacji w 1939 r., ale w latach 20. i 30. ubiegłego wieku aktywnie uczestniczył w życiu sportowym. Krótko trenował boks – jak opowiadał pod kierunkiem samego Feliksa Stamma. Był też dobrze wygimnastykowanym i sprawnym narciarzem. Kończył przecież kursy sportowe w Centralnym Instytucie Wychowania Fizycznego w Warszawie (CIWF) oraz w Centrum Wyszkolenia Kawalerii w Grudziądzu. Jazda konna była wówczas nie tylko ważnym elementem wyszkolenia wojskowego, ale również atrakcyjną rozrywką sportową.

6 Pułk Kawaleriii w Stanisławowieii, jak wszystkie pozostałe pułki kawalerii miał swoją przyśpiewkę, zwaną żurawiejką, w której każda zwrotka kończyła się aktualnymi wówczas słowami:

Oto przykład pierwszej zwrotki żurawiejki 6 Pułku Ułanów Kaniowskich

 

Dumna mina, a łeb pusty

to jest pułk ułanów szósty

Zawsze wesół i beztroski

To jest szósty pułk Kaniowski

Lance do boju szable w dłoń

Bolszewika goń, goń, goń

 

Naturalnie tych słów nie mógł nasz Ojciec umieścić w życiorysie pisanym podczas przesłuchań w UB. Ze względów oczywistych Jego tekst jest więc zasadniczy i bardzo oszczędny w emocje, a dominują w nim wyłącznie suche fakty. Z tego więc względu pokusiliśmy się o drobne uzupełnienia, które poznaliśmy z Jego opowiadań oraz niektórych oficjalnych dokumentów państwowych.

6 Pułk Ułanów Kaniowskich odbył kampanię wrześniową w składzie Armii Poznań, w Podolskiej Brygadzie Kawalerii.

Dalszy ciąg życiorysu naszego Ojca: Z końcem sierpnia 39 r. jadę na mobilizację do 6 pułku. Obejmuję 3-ci szwadron i z pułkiem wyjeżdżam na front na zach. do Poznania. 4.IX.39 wycofuję się z Poznania w kierunku na Gniezno. Biorę udział we wszystkich bitwach pułku. Wycofujemy się przez Gniezno, Uniejów, gdzie pułk stoczył krwawą bitwę, dalej ważniejsze bitwy: Kol. Janków, Łęczyca, Ozorków, Żychlin, Folwark N.N., Kutno, Nowe i Stare Polesie, rzeka Bzura, Sieraków, Puszcza Kampinoska i Warszawa. Po kapitulacji Warszawy wraz z oficerami idę do niewoli niemieckiej. Przebywam w obozach Branschweig, Hadamar, Gross-Born. Na tym kończy się krótki życiorys spisany przez Ojca własnoręcznie [dop. J.H.].

Z oficjalnego raportu przebiegu kampanii wrześniowej wynika, że 10 września 1939 r. w walce o Uniejów, natarcie prowadził rotmistrz Heller. Odznaczył się osobistą odwagą i męstwem. Za udział w kampanii wrześniowej Odznaczony został przez generała Juliusza Rómmla Orderem Srebrnym Virtuti Militari V klasy. 16.9. puszcza Kampinoska, 18.9 ciężkie walki pod Sierakowem. Gen Abraham wyznacza kierunek Warszawa 25-26.09 kapitulacja.

Po kapitulacji Warszawy Ojciec dostał się do niewoli. Był więziony w trzech obozach: Branschweig, Hadamar – Oflag XII A Hadamar w zachodnich Niemczech oraz Gross-Born (Borne Sulinowo) – to już teraz jest w Polsce, ale przez wiele lat była to zamknięta baza wojsk rosyjskich. Obecnie gmina miejsko-wiejska Borne Sulinowo należy do powiatu szczecineckiego i woj. zachodniopomorskiego.

W tym pierwszym i drugim obozie wszyscy jeńcy bardzo cieszyli się, gdy widzieli i słyszeli alianckie naloty dywanowe na niemieckie miasta. Życie tam nie składało się jednak z samych radości, a raczej dominował głód, niepewność jutra, brak wiedzy o najbliższych, a także strach przed konsekwencjami za udział w konspiracyjnych kursach i szkoleniach prowadzonych w oflagu. Strach przed stałą inwigilacją Gestapo i Abwehry, bo Niemcy dobrze wiedzieli, że w obozie Polacy konspirowali i co jakiś czas uczestników tych działań aresztowali i wywozili, wówczas w nieznane, a w istocie do znacznie gorszych warunków panujących w obozach koncentracyjnych lub skazywali na śmierć. Nasz Ojciec również był aktywnym konspiratorem. Pamiętam, jak opowiadał nam o pewnym epizodzie, którego skutki mogły być dla niego bardzo groźne. Niemcy pewnego dnia postanowili przeprowadzić rewizję w sali, w której m.in. mieszkał Ojciec, ale w tym czasie on prowadził szkolenie dla młodszych oficerów. W szkoleniu tym korzystał z mapy rozłożonej na stole, ale w trakcie wchodzenia Niemców do sali instynktownie zdjął płaszcz (w pomieszczeniach zawsze było zimno) i płaszczem tym przykrył mapę. Niemcy przeprowadzili dokładną rewizję szafek, łóżek i całego pomieszczenia, ale na stół nie zwrócili uwagi. Bez znalezienia dowodów i przyczyn owego zebrania opuścili salę, ale uczestnicy spotkania byli psychicznie wykończeni. Dzisiaj konsekwencje pobytu w obozie, w stałym stresie oraz pod presją ciągłego strachu możemy nazwać jako zespół stresu pourazowego (PTSD), a w takich warunkach Ojciec przebywał ok. 5,5 roku.

W tym trzecim obozie nasz Ojciec nie „skorzystał z zaproszenia” Niemców do wymarszu na zachód i poczekał na „wyzwolenie” ze wschodu. Z niepolskiego jeszcze wówczas Borne Sulinowo przedostał się do Bydgoszczy, tutaj zawitał do pierwszego mieszkania (a było to przy na ul. Jezuickiej 3 m.7) z prośbą o nocleg. Drzwi otworzyła mu podobno nasza przyszła Mama i tak się zaczęło ich wspólne życie, a później także nasze, czyli Barbary oraz: Krzysztofa, Janusza i Tomasza.

W okresie powojennych nasz Ojciec podejmował różne aktywności i działania. W latach 1950-1956 był zatrudniony na dość eksponowanym wówczas stanowisku, jako kierownik biura Polskiego Związku Wędkarskiego w Bydgoszczy. Po 1956 r. najbardziej interesującym okazało się podjęcie pracy trenera sekcji jeździeckiej w Stadninie Koni Moszna, gdzie czynnym zawodnikiem był wówczas m.in. jeden z najlepszych jeźdźców w powojennej Polsce – Władysław Byszewski. Powrót do ukochanych zajęć nie trwał jednak długo, bo w latach 1965-1968, czyli też na stosunkowo krótko, podjął pracę jako trener sekcji jeździeckiej w LKS Rodło w Pozortach oraz opiekun praktyk studenckich w Rolniczym Zakładzie Doświadczalnym w Pozortach. Ten krótki okres pracy zadecydował jednak o losach trzech Jego synów ( Krzysztofa, Janusza i Tomasza), którzy m.in. z tego powodu wybrali olsztyńską uczelnię, jako miejsce swoich studiów. Niestety postępujące choroby, w tym szczególnie dotkliwa rozedma płuc, spowodowały, że w 1968 r. Ojciec nasz musiał powrócić do Bydgoszczy, gdzie zmarł 9 sierpnia 1970 r.

 

Barbara, Krzysztof, Janusz i Tomasz Hellerowie

Bydgoszcz, Olsztyn, Warszawa, maj 2022 r.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Karykaturę naszego Ojca z 1956 r.


 

 

Zdjęcie na koniu Arogant z 1936 roku


Zdjęcie w z roku 1946 już w stopniu majora


 

 

Komentarze nie są dozwolone.