Zmarł Czesław Jacenty Krakowski

Był absolwentem Wydziału Rolniczego Akademii Rolniczo Technicznej w Olsztynie z roku 1973, działaczem, politykiem, rolnikiem – hodowcą koni przyjacielem i senator III kadencji. Miał 71 lat.

Kilkanaście minut przed godziną trzynastą przed kościół św. Wojciecha przy Alei Jana Pawła II w Płocku podjechał pojazd konny z trumną, ciągnięty przez parę karych koni w asyście dwóch umundurowanych po kawaleryjsku jeźdźców. Trumnę zaniesiono przed ołtarz i ustawiono na katafalku. Kościół zapełniał się przybyłymi na pogrzeb osobami. Było ich około trzystu, uwagę zwracała ogromna ilość ludzi młodych. Katafalk i trumna wnet zostały zakryte wieńcami i wiązankami kwiatów. Msza św. przedłużyła się o wyczytywanie przez księdza niezwykle długiej listy członków rodziny, przyjaciół i znajomych, których chciałby pożegnać Zmarły.

Mowę pożegnalną w imieniu rodziny wygłosiła córka Magdalena, w imieniu hodowców koni Krzysztof Grąbczewski – prezes Wojewódzkiego Związku Hodowców Koni w Warszawie, wśród licznie zebranych hodowców można było zauważyć długoletnich dyrektorów Stadniny Koni w Walewicach i Państwowego Stada Ogierów w Łącku z czasów ich świetności.

W imieniu absolwentów Akademii Rolniczo Technicznej przemówił Witold Tomiński, który był przyjacielem Czesława od dziecięcych lat. Uczyli się w tej samej klasie „Płockiej Jagiellonki” razem studiowali, znali na wzajem swoich rodziców, a Magda na Witka mówi do dziś wujku.

Niespotykaną często cechą charakteru Cześka była wielka życzliwość, empatia i przyjacielskość względem znajomych. Wręcz hojność. Był też pełen poczucia humoru. Dowcipy w Jego wykonaniu były pełne skrzącego się intelektu i erudycji, był duszą towarzystwa.

Witold Tomiński w swoim przemówieniu skoncentrował się na bardzo osobistych epizodach ze wspólnych przeżyć. Rozmawiał przez telefon na kilka godzin przed śmiercią, dowiadując się o być może przyczynie zgonu. Jeden z ulubionych koni kopnął Czesława i złamał Mu rękę trzy dni wcześniej. Skomplikowane z przemieszczeniem złamanie mogło być pośrednią przyczyną.

Po Mszy świętej trumnę ponownie ustawiono na pojeźdźcie i wszyscy udali się na cmentarz odległy o półtora kilometra. Kondukt, a właściwie kolumna pojazdów przemieszczała się ulicą Gościniec, przy której znajdują się zaledwie sto metrów od szosy: Czesława dom, stajnie i padoki. Siedem pokoleń ródu Krakowskich gospodaruje w tym miejscu, na Wiślanej Skarpie. Czesław został pochowany we własnej ziemi, ponieważ Jego pradziadek podarował tutejszej parafii grunt, na którym utworzono cmentarz.

Był właścicielem Hotelu Płock, który pozwalał Mu wykonywać rolę mecenasa sztuki, goszcząc wielokrotnie Filharmonię Płocką i znakomitego dyrygenta Jacka Bonieckiego, filmowców z Jerzym Hofmanem, którzy w sierpeckim Skansenie nakręcali film „Ogniem i Mieczem”, również wielu kabareciarzy, np.: Pod Egidą z Wrocławia. Jednocześnie ten amator dobrej sztuki posiadał silne, ogromne dłonie, umięśnione, poobijane i podrapane, często ze śladami zadawanej zwierzętom paszy, które świadczyły o ciężkiej, fizycznej pracy wykonywanej osobiście każdego dnia od godziny piątej rano przy obsłudze 38 koni w tym 15 źrebnych klaczy, bo taki był stan stajni w ostatnim dniu Jego życia. Poszukiwał samobieżnej, małej ładowarki mogącej wjechać do kojca w celu usunięcia obornika. Miał talent i tak zwaną szczęśliwą rękę do wszystkiego, czym się zajmował. Czy to chów lisów, czy uprawa ogórków i pomidorów pod folią, czy zielononóżki znoszące jaja na potrzeby hotelowej restauracji – wszystko w Jego ręku „zamieniało się w złoto”.

Był koneserem dobrego jedzenia i mistrzem sztuki kulinarnej. Osobiście przyrządzał wiele smakowitych potraw. W swoim browarze znajdującym się w podziemiach Hotelu Płock warzył trzy gatunki piwa o nazwie „Krakowskie”. Hotelowa restauracja udekorowana jest olejnymi obrazami o tematyce jeździeckiej.

Straciliśmy znakomitego Kolegę, doskonałego fachowca i Dobrego Człowieka. Zmarł 21 stycznia 2022r. Niebo tego dnia płakało też.

Napisał – Ryszard Józef Suty

w imieniu:

Elżbiety i Zygfryda Behrendt z Dzierżanowa, Edwarda Chylińskiego z Włocławka, Wojciecha Kota z Olecka, Tadeusza Syczyło z Cekcyna w Borach Tucholskich, Witolda Tomińskiego z Płocka, Henryka Warszawskiego z Walewic, Aliny Zaborowskiej z Płocka.

 



Grupa kolegów absolwentów ART żegnających Zmarłego. Od lewej: Henryk Warszawski, Witold Tomiński, Zygfryd Behrendt z żoną, Edward Chyliński, Ryszard Suty, Tadeusz Syczyło.

Pojazd zaprzężony w kare konie

4.Portret olejny pędzla koleżanki z klasy

 

 


Komentarze nie są dozwolone.