Zahartowany pod kołem podbiegunowym

Wacław Rudak w studenckich czasach zwykł w zimowe poranki wyskakiwać przez okno z akademika i myć się śniegiem. Wśród studenckiej braci pochodzącej z cieplejszych zakątków Polski wzbudzał nie lada sensację. Ciekawskim cierpliwie tłumaczył, że to  przyzwyczajenie pozostało mu po trzyletniej służbie wojskowej odbytej w podbiegunowej części byłego Związku Radzieckiego.

 

NA LITWIE i POD KOŁEM PODBIEGUNOWYM

Urodził się  dwa lata przed II wojną światową  w Sanguniszkach w gminie Mejszagoła na Wileńszczyźnie w rodzinie Józefy i Antoniego Rudaków, gospodarujących na 12–hektarowym gospodarstwie. Po wojnie tereny te znalazły się w byłym ZSRR, a właściciele większych gospodarstw zostali nazwani kułakami, a nawet wrogami ludu. Pierwsze 4 klasy  ukończył w polskiej szkole, a od V do matury uczęszczał do szkoły rosyjskiej z obowiązkowym językiem litewskim. Po maturze został powołany do odbycia służby wojskowej.

We wrześniu w lichym ubranku udał się na punkt zborny do Wilna, gdzie ich  dokładnie ogolono od stóp do głów i załadowano do bydlęcych wagonów, w których były tylko trzypiętrowe prycze z desek. W cywilnych ubrankach po 3 tygodniach dotarli do  Siewieromorska za Murmańskiem. Tam przez 2 tygodnie przechodzili dokładne badania i niemal „na okrągło” stali w kolejkach albo do lekarza albo po posiłki. Rekrutów było wielu, więc stali na zimnym wietrze w długich kolejkach, aby zjeść 3 posiłki. Bywało, że niektórzy  wieczorem jedli śniadanie, w środku nocy obiad, a rano kolację. W tym czasie spali  także w już będących w opłakanym stanie własnych ubrankach, bez przykrycia na trzypiętrowych łóżkach zbitych z desek, a temperatura w barakach dochodziła do  minus 15 stop. C. Po badaniach odbyła się selekcja. Słabszych skierowano do jednostek stacjonujących na południu, a najzdrowszych na północ. Po selekcji Wacława Rudaka wezwał major, wystukał na blacie stołu alfabetem Morsa jakieś zdanie i zapytał, czy potrafi go naśladować. Poborowy potwierdził, więc został  skierowany do rocznej podoficerskiej szkoły radiotechnicznej.

Po selekcji poborowi dostali mundury, kalesony i płaszcze. Po czym załadowano ich na samochody i zawieziono do koszar szkoły podoficerskiej w miejscowości Kemi.

W szkole po pobudce odbywał się apel w spodniach, butach i podkoszulkach. Po apelu gimnastyka. Po gimnastyce każdy otrzymywał ręcznik mydło, a co któryś toporek, aby w rzece wyrąbał przerębel, ponieważ tylko tam była dostępna woda do mycia.

W żołnierskich barakach nie było ogrzewania, a jedynie piece tzw. glinobitki, w których żołnierze palili wyciętymi w tundrze karłowatymi brzózkami. Bez względu na temperaturę wolno im  było przykrywać się tylko prześcieradłem i kocem. W żadnym przypadku nie wolno  było te tego celu używać płaszczy, które wisiały na wieszakach.

Służba radiotelegrafisty była ciężka, gdyż ciągle musiał nasłuchiwać i przekazywać meldunki.  Nie wolno mu było nawet na moment opuścić stanowiska bez oficjalnego przekazania służby. Radiotelegrafiści podlegali pewnym rygorom, między innymi nie wolno im było nosić ciężarów  powyżej 25 kg. Wacławowi ktoś ze starszego rocznika doradził, aby poszedł na siłownię i podźwigał  większych ciężarów. Wówczas jego ręce stracą precyzję i przeniosą go do lżejszej służby. Rzeczywiście po kilku treningach ręce Rudaka stały się , mniej sprawne i już nie mógł właściwie wystukiwać alfabetu Morsa. Został przeniesiony do lżejszej służby radiotechnicznej.

Po ukończeniu szkoły otrzymał stosowne zaświadczenie, które głęboko schował do książki (Lalki B. Prusa, którą przysłała mu siostra) i później, jako jedyny dokument poświadczający odbycie służby wojskowej, przemycił do Polski.

Wacław Rudak  po ukończeniu szkoły został skierowany do jednostki pilnującej  zainstalowaną na samochodach aparaturę radiotechniczna, a później został na rok przeniesiony nad Białomorski Kanał. Trzeci rok służby odbył koło Białogorska na granicy bieguna północnego.

 

REPATRIACJA DO POLSKI

-Podczas przeprowadzki na daleką północ- wspomina po latach –przeczytałem  w gazecie, że zezwolono na dodatkowa dwuletnia repatriację do Polski. Szybko napisałem o tym do rodziców i złożyłem odpowiednie dokumenty w dowództwie jednostki. Przez 3 miesiące nie otrzymałem odpowiedzi. Wówczas zdobyłem adres Polskiej Ambasady w Moskwie i wysłałem tam stosowną prośbę. Odpowiedzi nie otrzymałem, więc co jakiś czas ponawiałem swoją prośbę. Tymczasem zbliżał się koniec wyznaczonego okresu dodatkowej repatriacji. Wówczas w akcie desperacji zrobiłem zestawienie dat, w których kierowałem  pisma do dowództwa jednostki oraz Polskiej Ambasady w Moskwie i wysłałem do premiera ZSRR Woroszyłowa. Po dwóch tygodniach wezwano mnie na milicję, co wywołało sensację w jednostce, gdyż milicja nie ingerowała w wojskowe sprawy, ale dowódca nakazał mi iść.  Na komendzie major powiadomił mnie, że przyszła odpowiedź od premiera Woroszyłowa, który wyraził zgodę na moją repatriację. Powiadomiono mnie, że za 2 tygodnie dostanę wizę i bilet do wskazanego miejsca. Powiedziałem, że chcę jechać do rodziców. Prosiłem także o jakieś dokumenty poświadczające odbycie służby wojskowej. Odpowiedziano mi, że to jest tajne i żadnego dokumentu nie otrzymam. Wówczas schowałem do książki zaświadczenie o ukończeniu szkoły oficerskiej i zabrałem ze sobą. Do domu wróciłem w mundurze…

Wacław Rudak zdążył na ostatni transport do Polski. Kolejarze, co jakiś czas zatrzymywali pociąg. Wówczas repatrianci robili zrzutkę i wręczali prowadzącym pociąg stosowne datki. Po kilku tygodniach eszelon dotarł na punkt zborny do  Bielska Białej. Tam przyjechał po rodzinę Rudaków wujek z Olsztyna, który do Polski przybył wcześniejszym transportem i osiedlił się na Warmii. Poinstruował ich, żeby nie przyznawali się, iż mają rodzinę lub znajomych w Olsztynie. Po przybyciu do Olsztyna, wujek wskazał im  niezamieszkały i przeznaczony do remontu piętrowy budynek z dwoma mieszkaniami, w którym wcześniej było jakieś biuro. Rozładowali się przed nim i stopniowo po cichu wprowadzili się do zrujnowanych mieszkań. Po pewnym czasie ktoś powiadomił władzę, że jakieś rodziny nielegalnie zajęły budynek przeznaczony do remontu. Przyjechała ekipa, aby ich eksmitować.

-Wujek- kontynuuje Wacław Rudak- ponownie nas poinstruował, żeby mężczyźni opuścili dom i nie wdawali się w  żadne dyskusje ze skierowaną do eksmisji ekipą, a kobiety niech pod spódnice włożą sobie poduszki na wszelki wypadek i głośno lamentują. Co było robić. Kobiety lamentowały, narzekając:- Po to nas tu sprowadziliście, żebyśmy pod gołym niebem mieszkali? Trwało to kilka dni. Chodziliśmy do urzędu z prośbą, żeby nas zameldowano. W końcu stanęło na tym, że pozostawią nas w tych mieszkaniach, a my zgodziliśmy się wyremontować je we własnym zakresie…

Bolesław Rudak starszy brat Wacława odbył służbę wojskową w odległym od Wilna o 12 tys. kilometrów  Władywostoku, gdzie otrzymał uprawnienia kierowcy. Po odbyciu służby do domu wracał 3 miesiące. Po przyjeździe do Polski osiedlił się we Wrocławiu, gdzie pracował jako kierowca. Siostra Maria, która w Wilnie ukończyła Studium Nauczycielstwa Polskiego i pracowała w polskiej szkole w Madziunach. Po przyjeździe do Polski została nauczycielką języka rosyjskiego. Zamężna siostra Jadwiga Kulikowska i jej maż  oraz senior rodu także otrzymali pracę w Olsztynie.

 

STUDIA I PRACA ZAWODOWA

Wacław Rudak jako repatriant po maturze miał prawo wstępu bez egzaminów na wybraną uczelnię. Polski język  znał kiepsko, gdyż od V klasy chodził do rosyjskiej szkoły i był w radzieckim wojsku. W 1959 roku zdecydował się  na studia na Wydziale Rolniczym Wyższej Szkoły Rolniczej w Olsztynie. Poprosił ówczesnego dziekana profesora Wiktora Wawrzyczka o przydział akademika, motywując to tym, że wśród kolegów łatwiej mu będzie opanować polski język. Początkowo wykłady po polsku, ale rosyjskimi literami. Tylko on siebie potrafił odczytać. Było ciężko, ale dał sobie radę, bo poziom nauki w rosyjskiej szkole był wysoki. Z uśmiechem przypomina epizod, że po zdaniu na trójkę zoologii u prof. Janina Wengris, egzaminatorka powiedziała mu, że powinien tak opanować język polski, aby na piątym roku zdał u niej egzamin z entomologii na piątkę. Istotnie tak się stało. Profesor Janina Wengris pamiętała o rozmowie  podczas egzaminu z zoologii.

Przemycone z byłego ZSRR świadectwo ukończenia podoficerskiej szkoły  radiotechnicznej było podstawą do zaliczenia mu szkolenia wojskowego podczas studiów, dzięki czemu miał więcej czasu na naukę.

Wacław Rudak pracę magisterską pod tytułem:”Wstępna ocena wełny i budowy uszlachetnionej owcy polskiej długowełnistej  typu południowego (F3)” przygotował i obronił pod kierunkiem prof. dr hab. Alaksandra Martyniaka. Mgr inż. Wacław Rudak w organizowanym przez Zarząd Uczelniany Związku Młodzieży Wiejskiej „Konkursie na najlepszą pracę magisterską” zajął II miejsce.

Na staż pracy został skierowany do PGR w Rutkowicach, gdzie znajdowała się jedna z najlepszych w województwie olsztyńskim owczarni. Po zaliczeniu stażu został kierownikiem 700-hektarowego  wyspecjalizowanego w owczarskie Państwowego Gospodarstwa w Łumpii w pow. Morąg, którym kierował  6 lat.  Później kolejno awansował na dyrektora  kilkakrotnie większych państwowych przedsiębiorstw (w Gudniku- 1500 ha, w Sztynorcie- 3200 ha i w Srokowie- 10 000 ha).

Później kolejno prezesował dwóm Rolniczym Spółdzielniom  Produkcyjnym w Mortęgach (7 lat) oraz w Wymoju (4 lata), a przed emerytura przez kilka lat kierował gospodarstwem  Wojewódzkiego  Ośrodka Postępu Rolniczego w Bęsi.

 

PRZYJACIELE Z MEJSZAGOŁY

- Obaj – powiedział wówczas dr  inż. Zygfryd Gładkowski, były prezes Zarządu Towarzystwa Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej w Olsztynie oraz były sekretarz Zarządu Stowarzyszenia Absolwentów Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego – urodziliśmy się w gminie i parafii w  Mejszagole. Z pochodzenia jesteśmy synami średnio zamożnych rolników. Nasi rodzice na pewno znali się i spotykali na jarmarkach i uroczystościach kościelnych w Mejszagole. Wacław mieszkał w odległości 2 km , a ja 10 km od naszej parafii. Wcześniej nie znaliśmy się, ponieważ urodziłem się ładnych parę lat wcześniej. Do Polski przyjechałem w 1946 roku pociągiem towarowym z Ponar k/Wilna do Łuczan- obecnie Giżycko. Droga Wacława była dłuższa i trudniejsza. Musiał odsłużyć 3 lata w Armii Radzieckiej na Syberii i dopiero w 1958 r przyjechał do Polski wraz z rodziną. Zamieszkali w Olsztynie. On podjął studia w WSR w Olsztynie. W konkursie na najlepsza pracę magisterska zajął drugie miejsce. Po studiach podjął pracę w uspołecznionym rolnictwie. Po wielu latach  został dyrektorem  Wieloobiektowego Państwowego Gospodarstwa Rolnego Srokowie. W tym czasie byłem zastępcą dyrektora Kętrzyńskiego Zjednoczenia  Rolniczo –Przemysłowego w Kętrzynie, w skład którego wchodziło srokowskie przedsiębiorstwo. Właśnie w Kętrzynie spotkaliśmy się  po raz pierwszy. Było to sympatyczne spotkanie. Nasza współpraca układała się znakomicie, gdyż Wacław bardzo dobrze kierował przedsiębiorstwem. Po pięciu latach zostałem przeniesiony na stanowisko dyrektora Kombinatu Rolnego „ Mazury” w Szczytnie. W osiemdziesiątych  latach zostałem naczelnikiem  Gminy w Stawigudzie, gdzie współpracowałem z Wackiem, jako prezesem  Rolniczej Spółdzielni Produkcyjnej w Wymoju. Przeszedł z pracy w państwowym rolnictwie do spółdzielczości produkcyjnej, gdzie lepiej płacono i było więcej samodzielności oraz samorządu. W wolnych chwilach chodziliśmy na polowania i graliśmy w brydża sportowego-. Nawet zorganizowaliśmy Klub Brydżowy w Stawigudzie.  Nasza przyjaźń i współpraca trwa do dziś. Jesteśmy przyjaciółmi z  Mejszagoły k/Wilna…

 

KOLEŻEŃSKI ZJAZD

W 2006 r. pojechał  na koleżeński zjazd byłych uczniów szkoły w Mejszegole. Z jego klasy szkołę ukończyło 20 osób, a na zjazd  przyjechało  14, w tym 4 z Polski. Dowiedział się, że jeden z kolegów ukończył 2 fakultety i pracuje na Litwie w polskiej szkole, a pozostali z mieszkających tam pracują  na posadach w litewskich urzędach.

Elżbieta i Wacław Rudakowie mają dwoje dzieci córkę Ewę i syna Sławomira oraz ukochanego wnuka Michała, który studiuje na Politechnice w Warszawie.

Na emeryturze Wacław Rudak oddawał się dwóm swoim pasjom, czyli łowiectwu i  towarzyskiej grze w brydża. W obu dziedzinach odnosił liczące się sukcesy.

***

W grudniu 2021 r dotarła do mnie smutna wiadomość o nagłej śmierci Elżbiety i Wacława Rudaków. Uroczystości pogrzebowe odbyły się 23 grudnia. Zmarli zostali pochowani na Cmentarzu Komunalnym w Olsztynie przy. ul. Poprzecznej.

Córce Ewie, Synowi Sławomirowi i Całej Rodzinie oraz Przyjaciołom  w imieniu Stowarzyszenia Absolwentów Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie składam wyrazy szczerego współczucia.

 

Bolesław Pilarek

Wacław Rudak z kolegami ze średniej szkoły

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Elżbieta i Wacław Rudakowie

Mgr inż. Wacław Rudak na tle myśliwskich trofeów

Mgr inż. Wacław Rudak pokazuje  dr. inż. Zygfrydowi Gładkowskiemu dyplom, którym został wyróżniony w konkursie na najlepszą pracę magisterską

 

 


Komentarze nie są dozwolone.