Brat łata, czyli Staszek Pokusa

Rok akademicki 1964/65 rozpoczynaliśmy z radością i zdziwieniem. Przyczyny zadowolenia były dwie: zaliczyliśmy z powodzeniem egzaminy i pierwsze praktyki zawodowe (sześć tygodni w gospodarstwach stawowych) i staliśmy się studentami drugiego roku sławnego w Europie Wydziału Rybackiego Wyższej Szkoły Rolniczej w Olsztynie. Natomiast powodem zdziwienia było kilkunastu nowych kolegów, co spowodowało przetasowania w grupach ćwiczeniowych. Okazało się, że nie byli to tylko spadkowicze z roku poprzedniego, lecz studenci, którzy przenieśli się z innych wydziałów. Wśród nich był Stanisław Pokusa ze Słupska.

 

Absolwent Technikum Rolniczego im. Władysława Reymonta w Słupsku (obecnie w Zespole Szkół Agrotechnicznych im. W. Reymonta), wybrał się najpierw na Wydział Rolniczy. Po I roku przeniósł się jednak na rybactwo, gdzie studiowało już kilkoro słupszczan. – Staś zaczął od praktyki stawowej – wspomina Barbara Chmura (z domu Patalan). – Byłam z nim w gospodarstwie pstrągowym Terenowej Pracowni Rzecznej w Gdańsku-Oliwie, gdzie zapoznaliśmy się m.in. z nowoczesnymi na owe czasy metodami nie tylko chowu pstrągów, lecz także znakowania wędrownych ryb łososiowatych pod okiem prof. Ryszarda Bartla. Zaprzyjaźniliśmy się ze Staszkiem szybko, bo okazał się niezwykle wesołym kumplem. W październiku Staszka przydzielono do naszej, trzeciej, grupy i często razem realizowaliśmy ćwiczenia z różnych przedmiotów.  Lata później zazdrościł mi wnuków, bo jego jedyny syn jakoś nie spieszył się do żeniaczki – dodaje Basia Chmura.

 

Dwóch waletów

Wśród licznej grupy studentów Wydziału Rybackiego pochodzących ze Słupska i okolic był też Wiktor Parwanicki (absolwent 2 LO im. A. Mickiewicza, potem także wytrawny maratończyk). Wiktor nie miał jednak miejsca w akademiku, a Staś je otrzymał (rybacy mieszkali wówczas w DS 1, ochrzczonym wkrótce „Delfinem”). I tu okazała się w pełni prawdziwa natura, czyli koleżeńskość Staszka. – Staszek „odstąpił” mi swoje łóżko, a sam waletował u kolegów w DS 4 – wspomina Wiktor, który, choć walet, został niemal oficjalnym mieszkańcem DS 1.

„Mieszkał” więc Staś nadal kilka miesięcy z rolnikami, Jurkiem Romańczukiem i Aleksandrem Trembickim, zanim Wiktor nie znalazł nowej kwatery. Takie to były wesołe czasy, że nawet superczujne portierki nie zorientowały się, kto jest kim.

Dobry duch „Kandelabra”

Tak się złożyło, że równolegle, pod koniec 1965 roku Olek i Romańczuk oraz Krzysztof Panasik z Zootechniki uknuli spisek teatralny, powołując do życia Studencki Teatrzyk Poezji „Kandelabr” (później ST Słowa „Kandelabr”). Teatr szybko zyskał uznanie w środowisku i począł zdobywać nagrody w konkursach. Krzysztof Panasik w tekście pt. „Gdzie my – tam teatr”, zamieszczonym w 2014 roku w książce „Z Kortowa rodem” (seria „Olsztyn Uniwersytecki”, wydawana przez Stowarzyszenie Absolwentów UWM) napisał m.in.:

„Każdy z nas widział, oczami przyszłości, swych wrażliwców z najbliższego otoczenia, którym można będzie zaproponować wejście do teatralnej przygody”.

Jednym z tych wrażliwców okazał się Staszek Pokusa, który kibicował twórcom „Kandelabra”. Należał wtedy do Związku Młodzieży Wiejskiej, któremu na uczelni przewodził Bolesław Pilarek, student rolnictwa. A Staszek interesował się działalnością kulturalną, której ten związek patronował – od początku także „Kandelabrowi”.

Trudno mi określić, kiedy to się stało, ale nagle Staszek okazał się niezbędny w zespole. Mieliśmy dwa zużyte mocno magnetofony „Melodia” (wycofane z modernizowanego w 1966 roku  Radia Kortowo – JP), z których trzeba było uczynić jeden sprawny. Staszek szybko się z tym zadaniem uporał – wspomina Krzysztof Panasik, który w 2014 roku tak o tym napisał: „Stasiu Pokusa wziął na siebie technikę teatralną i mianowany został kierownikiem (w rzeczywistości był przede wszystkim akustykiem…”

Gdy otrzymaliśmy wreszcie swoje pomieszczenie w bloku Nowej Zootechniki Staszek zasiadł dumnie za szybą teatralnej amplifikatorni, sprawnie sterując światłami, dźwiękiem i mikrofonami – mówi dziś Krzysztof i dodaje: – Okazał się nie tylko dobrym technikiem, lecz także dowcipnym kolegą i wesołym towarzyszem teatralnych wojaży, które zaczęły się od sukcesu w 1966 roku na III Ogólnopolskim Festiwalu Poezji w Szczecinie (I nagroda dla zespołu studenckiego) i wkrótce na przeglądzie w Rzeszowie – nagroda specjalna Meluzyny „Niobe i Pokój” – za spektakl oparty na wierszach K. I. Gałczyńskiego.

Przygoda Staszka z „Kandelabrem” trwała nieco ponad dwa lata, do końca 1967 roku. Przez ten okres „Kandelabr” miał aż siedem premier, których podporą techniczno-akustyczną był Pokusa. Jego ostatnim spektaklem, jako technika światła, był montaż poezji miłosnej wg utworów Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej i Bolesława Leśmiana „Serapion i Thais” w reżyserii Jerzego Koreywy, którego premiera odbyła się w Kortowie z okazji Międzynarodowego Dnia Studenta, 17 listopada 1967 roku.

– Niestety, Staszek kończył studia w 1968 roku, pisząc magisterkę u prof. Eugeniusza Grabdy (ówczesnego kierownika Katedry Ichtiologii i kierownika zakładu chorób ryb oraz dziekana wydziału) i pod koniec 1976 roku musiał pomóc profesorowi w przeprowadzce części katedry do Szczecina – powiedział mi Wiktor Parwanicki, także ówczesny magistrant prof. Grabdy (choć potem znalazł innego promotora). Bo Wydział Rybacki rozbito w 1966 roku na dwie części: większość „morską” przeniesiono do Szczecina, a z nią magistrantów i znaczną część studentów młodszych roczników.

 

Z kaczką po Szczecinie

Współlokatorami Staszka w „Delfinie” byli Władysław Załuska, Aleksander Łukowski i pochodzący ze Słupska Janusz Skołysz. Razem ze Staszkiem stanowili wesołe towarzystwo, zwłaszcza że Włodek działał w Radio Kortowo, zajmując się muzyczną oprawą audycji. Po uzyskaniu dyplomu Włodek i Staszek na staż wybrali Państwowe Przedsiębiorstwo Połowów Dalekomorskich i Usług Rybackich „Gryf” w Szczecinie, jedno z trzech ówczesnych potentatów polskiego rybołówstwa dalekomorskiego (ech, gdzie te czasy, gdzie te statki, gdzie te rejsy i ryby? – JP). Zaczęli od przetwórstwa ryb i zamieszkali w Domu Rybaka z trzecim kolegą, Wieśkiem Mnichem, też niezłym trefnisiem (notabene moim współlokatorem w „Delfinie” – JP), który również stażował w przetwórni.

W Domu Rybaka panowała atmosfera podobna do studenckiej – wspomina Włodek – więc czasem nam się nudziło. Postanowiliśmy sprawić sobie … kaczkę. Żywą. Pojechałem po nią do wylęgarni. Zdziwieni pracownicy odpowiedzieli, że nie mają już kaczątek, bo już po sezonie. Gdy powiedziałem, że chcę tylko jedną, zdębieli, ale poszperali w przepastnych szufladach, bo zawsze coś im zostawało. I dostałem śliczne żółte kaczątko. Jadąc tramwajem trzymałem je w kieszeni, co wywoływało sensację, bo pisklę piszczało żałośnie.

Zajęliśmy się jego wychowaniem. Ptak szybko się do nas przyzwyczaił, jadł z ręki, ochoczo pluskał w miskach, reagował na nasze głosy. Chodziliśmy na spacery, prowadząc kaczkę na smyczy po Wałach Chrobrego z wstążką przewiązaną przez szyję. Pisklę dumnie paradowało, wypatrując kamyczków i chyżo je połykając, co przechodniów wprawiało w szok. Ale staż się skończył, a my ruszyliśmy na oceany świata. Ja zamustrowałem na rufowy trawler-zamrażalnię B-23 (jeden z 12 sztuk krajowej produkcji), Staszek na jeszcze nowocześniejszy B-29 (w liczbie 11 miał je tylko „Gryf”), Wiesiek na inny. Co począć z kaczką, która obrosła już w pióra?

-Przyjęły ją na przechowanie znajome panie z konserwiarni, które dojeżdżały ze wsi.

Znów w  Słupsku

Staszek wkrótce ożenił się z uroczą wrocławianką Ewą, która postawiła ultimatum: albo ja, albo morze. Wrócił więc na ląd i przez jakiś czas pracował w Zjednoczeniu Gospodarki Morskiej w Szczecinie jako inspektor ds. rybołówstwa. Postanowił też osiedlić się w rodzinnym mieście i zaczął budowę domu. – Jeszcze gdy pływał, między rejsami przyjeżdżał do Słupska i spotykał się z mieszkającymi tam kolegami z Kortowa.

– Zarabiał wtedy lepiej od nas, więc zapraszał nas na towarzyskie posiedzenia do restauracji, gdzie zabawiał nas morskimi opowieściami i słonymi dowcipami. A dar opowiadania miał wspaniały – powiedział Wiktor Parwanicki.

– Wtedy ponownie zbliżyliśmy się do siebie, pomagając sobie w różnych życiowych sytuacjach – dodał Janusz Skołysz, który potwierdził kulinarne zdolności Staszka. Do gotowania prawie nie dopuszczał żony, robił spore zapasy żywności, ale u niego nic się nie marnowało,.

Po przenosinach do Słupska Stanisław znalazł pracę jako starszy inspektor ds. rybactwa w Wojewódzkim  Ośrodku Postępu Rolniczego  w Strzelinie. W latach 90. XX wieku jakiś czas był nawet zastępcą dyrektora. Doradzał kolegom rybakom jak prowadzić nowoczesne gospodarstwa pstrągowe, jak karmić ryby i zarybiać nie tylko stawy, ale rzeki, jeziora i morze. Przetrzymał reorganizację doradztwa i dotrwał do emerytury.

 

Humorysta Staś

Wszystkie osoby mające styczność ze Staszkiem Pokusą podkreślają jego zawsze dobre usposobienie oraz niewyczerpany zestaw dowcipów i psikusów, które potrafił spłatać innym. Ale nikt nie miał mu tego za złe – dał się lubić. Niestety, większość jego kawałów nie nadaje się do druku. Bawił nas nimi podczas koleżeńskich zjazdów rybaków z rocznika 1963-1968 oraz młodszych i starszych w Olsztynie (1988), Rybakach (2005), Mikołajkach (2008, 2009, 2011, 2012), Bogdanach (2013), Darłówku (2015), Ziołowej Dolinie (2017), Janczarach (2018) i Grabówku (2019). W Grabówku tryskał nie tylko humorem, ale i zdrowiem. Wkrótce jednak dowiedzieliśmy się, że ma jakieś kłopoty i musi przejść operację. Latem 2020 roku odwiedziłem z żoną kolegów na zachodnim Pomorzu i w drodze powrotnej u Janusza Skołysza spotkaliśmy się także ze Staszkiem – wyglądał całkiem, całkiem i normalnie dowcipkował.

Niestety, 19 kwietnia 2021 roku spadła na nas hiobowa wieść – Staszka zabił rak. Zrobił mi na imieniny ostatni makabryczny dowcip  – w ostatnią drogę odprowadziliśmy go 23 kwietnia. Po 77 latach pogodnego życia humorysta Staś spoczął na Starym Cmentarzu w Słupsku. Mam nadzieję, że obraziłby się na mnie, gdybym wspominał Go z przesadną powagą.

Tekst i zdjęcia Jerzy Pantak


  1. W Darłówku, 2015 – Staszek tańczy z Basią Chmurą.

  1. Ziołowa Dolina, 2017 – z kolegami przy piwku: Januszem Skołyszem oraz dwoma Józkami (głowy) – Marszałkiem i Libudzkim.

  1. Zwiedzanie Centrum Ukiel, 2018 – od lewej: Janusz Skołysz, Jadwiga Rzeźnicka (Ławrynowicz), Staszek Pokusa, Eugeniusz Świderek. Za nimi Włodek Załuska, Wiesia Pawłowicz (Gotkowska) i Basia Chmura.

  1. Staszek u Janusza Skołysza, 2020.

5abc. Zaproszenia na spektakle STP/S „Kandelabr” z lat 1966-67 ze składem zespołu.

Komentarze nie są dozwolone.