Kroniki portowe, katedry i inne przestrzenie Joanny Bentkowskiej-Hlebowicz

Zawinięta na polerach lina, windy kotwiczne przygotowane do działania, fragment statku z urządzeniami do przeładunku materiałów sypkich, suwnice do rozładunku kontenerów, fragment rufy statku z lądowiskiem dla helikoptera. Wydawać by się mogło, że ten industrialny krajobraz nie potrzebuje człowieka. Jego istnienie w portowym krajobrazie sugeruje jedynie wysoko zawieszona na statku szalupa i kabiny wielkich ciężarówek marki Volvo. Majestatyczność portów, statki niczym katedry, to główne motywy cyklu obrazów Joanny Bentkowskiej-Hlebowicz, nazwanego przez nią Kronikami portowymi. Cyklu tworzonego przez lata. I trudno inaczej go nazwać, jest bowiem w tym malarstwie dążenie do dotarcia do fenomenu figury statku i świata, w którym on bytuje. Potraktowane figuratywnie krajobrazy portowe tworzą widowiskowe spektrum możliwości istnienia statku i portu. Konstrukcje, którymi są statki, dają asumpt do skierowania myśli ku rzymskiej maksymie navigare necesse est, vivere non est necesse.

Artystka ze swojego doświadczenia bliskiej więzi z morzem przekazuje komunikat: port i jego stalowi mieszkańcy są ponad przymusem życia. Nie ma tu opowieści o związaniu ludzi z morzem, to wieloraka narracja o statku i miejscu, z którego wychodzi i w którym – jeśli ma szczęście – kończy swój żywot. My, ludzie, istniejemy w tej przestrzeni z myślą: morze zmienia nas, my zmieniamy morze. Budujemy porty, opuszczamy je, a potem je niszczymy. Obejmujemy w agresywne władanie nasz skrawek morza, które swego czasu przyrzekaliśmy tak pilnie strzec. Stąd też w obrazach Joanny Bentkowskiej-Hlebowicz są porty widma, statki jakby skamieniałe. Dominantą jej marynistycznych obrazów jest port, statek i w mniejszym stopniu morze. Stanowi ono często jedynie tło dla industrialnej architektury portu lub jest przestrzenią do zanurzenia w nim statku. Emocjonalny stosunek autorki do tematu obrazów ujawnia się w wielu jej wypowiedziach. O części swej tożsamości mówi: „moja morska i żeglarska tożsamość”. Czym jest dla niej morze? Jej odpowiedź ujawnia jak silnie oddziałuje ono na nią intelektualnie i emocjonalnie, uruchamiając inwencję twórczą: „Morze wzrusza, wywołuje silne emocje, pobudza wyobraźnię i zmusza do dialogu”[1].

Obcowanie z kolorem tego morsko-industrialnego krajobrazu, doświadczenie jego potęgi, pragnienie wypłynięcia, prowadzi do doświadczeń metafizycznych. Od nich malarka się nie odżegnuje, wręcz przeciwnie, nieobca jej jest koncepcja pittura metafisica. Utwierdza siebie i widza, że port może być pejzażem metafizycznym, powołując się na myśl Giorgio de Chirico:Podstawy wielkiej estetyki metafizycznej tkwią w konstrukcji miast, architektonicznej formie domów, placów, ogrodów, pasaży, portów, stacji kolejowych itd.[2] W tworzeniu tej współczesnej wizji metafizycznego pejzażu pomaga kolor. Najbliższy jej jest kolor błękitny, którego wymiar duchowy, zgodnie z teorią Wassilego Kandinsky’ego, jest tym, co stanowi tło obrazu portu[3]. Odcienie koloru niebieskiego współtworzą narrację o końcu, o zastygnięciu portu. Kroniki portowe to niekończąca się opowieść o świecie związanym z żywiołem wody, którego my, ludzie, nigdy nie doświadczymy tak bezpośrednio, jak to miejsce, które jest przedmiotem jej artystycznych i metafizycznych dociekań. Wśród wizerunków są statki spuszczone na wodę, w rozkwicie mocy, statki mające za sobą pracowity żywot i te, które czekają na złomowanie. Intensywność życia portu prowadzi do oczywistej konstatacji: malarstwo ma ograniczone środki w ukazaniu jego tajemnego życia. O tym doskonale wie Joanna Bentkowska-Hlebowicz. Stąd też w jej malarstwie widoczne jest osiągnięcie kresu realizmu. Powstały w ostatnich latach cykl Przestwory, gdzie artystka szuka odrealnionej wizji dla obiektu swej fascynacji, potwierdza ten proces. Widzimy tu sylwety konstrukcji portowych, zanurzone w nieokreślonej porze dnia. Dotąd malowane w sposób figuratywny konstrukcje przechodzą w rodzaj fantasmagorii, w wizerunek czegoś skrótowego i sugerującego jedynie energię portu i statku. Formalna strona obrazów temu sprzyja – statyczne kompozycje nabierają dramatyzmu przez usytuowanie na tle cynobrowego nieba, czy to w przestrzeni najzimniejszego z odcieni błękitu.

Obrazy artystki trzeba oglądać w całej okazałości cyklu, bowiem oglądane razem tworzą jedność, która jest świadectwem mocowania się autorki z oddaniem prawdy o miejscu, a może potrzebą wyrwania jego tajemnicy? Kontynuuje w ten sposób tradycję początków dziejów nowoczesnego malarstwa. Nasuwa się myśl o obsesyjnym wręcz tworzeniu cyklu katedr i nenufarów Claude’a Moneta, wizji góry św. Wiktorii Paula Cezanne’a.

Statyczna kompozycja obrazów nie wyklucza budowania napięcia w obrazie. Jest ono w kolorze, jest w temacie, w majestacie portu z jego zawierzeniem współczesnej technologii. W tym królestwie gigantyzmu i triumfu współczesnej technologii są dramaty (Port 42, Port 44[4]), gdy osuwa się do morza cały ładunek kontenerowca. Środkiem wyrazu ekspresji w płótnach Joanny Bentkowskiej-Hlebowicz, jak wspomniano, jest kolor. To on buduje dramatyzm płótna (Port przemiany 74[5]). Sugestywny, dysonansowy kolor, malowanie obrysem przywołuje tu najwyraźniej, istniejące zresztą w całej twórczości, oczywiste konotacje z ekpresjonizmem niemieckim. Artystka potwierdza swe inspiracje marinami Emila Nolde[6]. Świadomie czerpie z doświadczeń znanych marynistów, docenia starych mistrzów podejmujących tematy związane z morzem. Oko historyka sztuki dostrzeże w jej wizerunkach marynistycznych może nie inspirację, ale powinowactwo artystyczne z twórczością Lyonela Feiningera. Namalowany, w rzadko stosowanej przez artystkę technice olejnej, Żaglowiec z roku 1997 przypomina strzeliste żaglowce niemieckiego ekspresjonisty. Nade wszystko jednak zostawia Joanna Bentkowska-Hlebowicz w obrazach swój własny, rozpoznawalny już znak. Odbiorca jej marynistycznych obrazów wciągnięty jest w swego rodzaju grę – analizuje fragmenty portu, patrzy na nie z różnych zastosowanych tu perspektyw, ma do czynienia z kompozycją zamkniętą i otwartą, tło krajobrazowe prowokuje go do odnalezienia pierwowzoru portu, by w końcu spostrzec cały cykl jako afirmację wszystkich portów, jako miejsc szczególnych.

Na tym być może polega zagadkowość tego malarstwa – industrialny pejzaż staje się tu źródłem wielorakości interpretacji, co jest wartościowym naddatkiem twórczości artystki. Widz w tej współczesnej formie obrazu może doświadczyć emocji płynących z romantycznych marin, poczuje energię futurystów i moc koloru ekspresjonistów. W ten sposób artystka tworzy swą dojrzałą wersję malarstwa marynistycznego. Wersję oryginalną, nie podejmująca tradycji romantycznej, a wpisującą się w historię sztuki nowoczesnej. Sytuuje to Joannę Bentkowską-Hlebowicz w ścisłym gronie nielicznych współczesnych marynistek, nie tylko polskich, ale również w szerszej skali.

Przestrzeniami szczególnymi są dla artystki także wnętrza katedr i kościołów. Kolorystycznie potraktowane łagodniej, z rozmytym nieco konturem tworzą zamknięte kompozycje fragmentów przestrzeni sakralnych. Fragmentaryczność ich przedstawień jest jednak w stanie oddać ciężar ich majestatu. Malowane u schyłku XX i na początku XXI wieku mniej nasyconą barwą, czasami monochromatyczne, z wyciągniętymi filarami prowadzą wzrok widza ku sklepieniu i ku źródłu światła. Jest w tych wertykalnych kompozycjach coś z figury statku. Artystka zresztą ujawnia stylistyczne i symboliczne konotacje katedry i statku w swoim eseju Gdy statek staje się katedrą, zamieszczonym w katalogu Port z roku 2015.

Ulubioną techniką olsztyńskiej malarki jest malarstwo akrylowe. Obrazy z motywem portu i statku mają specyficzną fakturę. Wielowarstwowe nakładanie akrylowej farby szerokim pędzlem tworzy powierzchnię, na której zostają nierówności, szorstkości. Jedynie cienka warstwa werniksu wyrównuje lekko kolor. Warsztat malarski artystki ma swoje tajemnice dotyczące techniki, między innymi, spojeń kolejnych warstw farby. Swobodnie posługuje się także innymi technikami malarskimi kształtującymi formy obrazu. Dotykając powierzchni płótna końcem pędzla, tworzy puentylistyczne pejzaże na początku XXI wieku.

Poszukiwania Joanny Bentkowskiej-Hlebowicz zdają się nie mieć kresu. Gdy dociera do granicy poznawalności, odchodzi na moment, szukając innego tematu. Stąd w ostatnich czasach w jej oeuvre pojawia się przestrzeń lasu, a także egzotyczne wizje siebie samej, również z dostrzegalnym pragnieniem dotarcia do tego, co niewidzialne.

 

dr Ewa Gładkowska

historyk sztuki, wykładowca akademicki

Wydział Sztuki UW

 



[1] J. Bentkowska-Hlebowicz, Port, [katalog] Wydział Sztuki Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olszynie, Olsztyn 2015, s. 32.

[2] G. de Chirico, Teksty o sztuce, Warszawa 2012, s. 29; cyt. za: tamże, s. 54.

[3] Zob. J. Bentkowska-Hlebowicz, dz. cyt., s. 16.

[4] Port 42, z cyklu Port 2011-2014, 100 x 120 cm, akryl na płótnie, 2013; Port 44, z cyklu Port 2011-2014, 100 x130 cm, akryl na płótnie, 2013. Zob. J. Bentkowska-Hlebowicz, dz. cyt., s. 50, 53. Zob. też: Joanna Bentkowska-Hlebowicz. Malarstwo, http://bentkowskahlebowicz.blogspot.com/ (dostęp: 05.01.2019).

[5] Port przemiany 74, z cyklu Port morski, akryl na płótnie, 100 x 120 cm, 2017. Zbiory artystki, udostępnione autorce.

[6] Tamże, s. 29.

Komentarze nie są dozwolone.