Profesor Halina Karnicka

Profesor Halina Karnicka urodziła się 15 maja 1908 roku w Piotrkowie Trybunalskim, ale dzieciństwo i młodość oraz okres wojny spędziła w rodzinnym gnieździe, czyli niewielkim majątku rodziców w Chybicach koło Skarżyska.

W 1932 r. ukończyła studia na Wydziale Ogrodniczym Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie ze stopniem magistra inżyniera i złotym medalem, uzyskując pod kierunkiem prof. W. Dąbrowskiego specjalizacje z zakresu mikrobiologii. Po studiach została zatrudniona w Pracowni Mikrobiologii Instytutu Naukowego Państwowej Wyższej Szkoły Gospodarstwa Wiejskiego w Puławach. W kwietniu 1934 roku wyszła za mąż za mgr. inż. Feliksa Karnickiego, absolwenta SGGW. Młodzi małżonkowie przeprowadzili się do Cieszyna, gdzie mgr inż. Feliks Karnicki został zatrudniony na stanowisku kierownika Doświadczalnej Stacji Serowarskiej w Bażanowicach, należącej do Państwowej Wyższej Szkoły Gospodarstwa Wiejskiego w Cieszynie. w latach 1934-39 uchodził za najwybitniejszego specjalistę w dziedzinie badań mikrobiologicznych w mleczarstwie i pod kierunkiem profesora Burrii, dyrektora Instytutu Mleczarskiego w Liebelfeeld/Bern w Szwajcarii zaczął przygotowywać pracę doktorską. Natomiast mgr inż. Halina Karnicka podjęła pracę na stanowisku asystenta w Państwowej Wyższej Szkole Gospodarstwa Wiejskiego w Cieszynie, gdzie pracowała do 1939 r.

Okres wojny i okupacji

Po wybuchu wojny oficer rezerwy Feliks Karnicki został zmobilizowany, , wkrótce dostał się do niewoli radzieckiej, a w 1940 roku został zamordowany w Starobielsku. Natomiast mgr inż. Halina Karnicka wróciła do rodzinnych Chybic, gdzie wykorzystując wiedzę zdobytą podczas studiów na SGGW i w pracy (w PWSGW w Puławach i WSGW w Cieszynie) założyła wspólnie z bratem w 1940 roku serownię, wykorzystującą mleko z nałożonego kontyngentu. Mleczarnia była nie tylko podstawą utrzymania całej rodziny, ale także wsparciem dla świętokrzyskich oddziałów AK, które w rejonie Gór Świętokrzyskich były bardzo aktywne. (Wieś Chybice leży pomiędzy Starachowicami i Nową Słupią, w pobliżu Gór Świętokrzyskich). Właściciele mleczarni dostarczali tym oddziałom żywność i lekarstwa oraz udzielali różnorodnej pomocy konspiracyjnej. Na przykład mleczarnia musiała przygotowywać kontrybucję dla Niemców. Kiedy takowa była przygotowana mgr inż. Halina Karnicka wystawiała kwiat w odpowiednim oknie i w nocy najczęściej organizowano „napad”. Wówczas kontrybucja wpadała w ręce partyzantów. Przez „dwór” w Chybicach, gdzie kwaterował sztab niemiecki, przekazywano także różne informacje do AK, gdyż trudno było podejrzewać mieszkających tam Polaków o konszachty z partyzantami. Za tę działalność mgr inż. Halina Karnicka została odznaczona srebrnym medalem „Za udział w wojnie obronnej 1939 r”.

-Od czasu do czasu – wspominał syn dr inż. Zbigniew Karnicki – konieczny był wyjazd do Starachowic a raczej do Wierzbnika, bo tam była stacja kolejowa. Jedynym środkiem transportu była furmanka albo bryczka. W styczniu 1940 roku Matka już w mocno zaawansowanej ciąży próbowała się dostać do warszawskiego pociągu, co w tamtych czasach było często prawie niewykonalne. Konduktor widząc Jej stan i bezradność na peronie, wziął Ją pod rękę i zaprowadził do maszynisty, któremu powiedział:- „Chłopie popatrz na tę fajną kobietę i nie daj się zmarnować dobrej przedwojennej robocie”. I Matka razem ze mną w środku dojechała w lokomotywie do Warszawy, gdzie przyszedłem na świat. Później już jako 5 letni brzdąc pamiętam wyjazdy z Matką do Wierzbnika bryczką. Była to największa frajda, bo Matka była znakomitym woźnicą i powoziła z wielką fantazją.

Powrót do Cieszyna

W 1945 roku mgr inż. Halina Karnicka wróciła do Cieszyna, gdzie została zatrudniona początkowo na etacie asystenta, a później została nauczycielem kontraktowym w Państwowej Wyższej Szkole Gospodarstwa Wiejskiego w Cieszynie. W okresie pięcioletniej pracy zorganizowała Pracownię Czystych Kultur Mleczarskich na zlecenie Spółdzielni” Społem”, a później Centralnego Związku Spółdzielni Mleczarskich w Warszawie. Pracownia zatrudniała ponad 10 osób, a produkowane szczepionki do wyrobu masła, twarogów i niektórych serów twardych wysyłane były do wszystkich zakładów mleczarskich w kraju.

- W Cieszynie – wspomina dr inż. Zbigniew Karnicki- matka znalazła swoich przedwojennych przyjaciół. Zabierała mnie na wycieczki w Beskidy i zaszczepiła fascynację wycieczkami górskimi na całe życie. Cały czas czekała na Ojca, ale wiedziała, że cud się nie wydarzy (został zamordowany w Starobielsku). Co więcej była nachodzona przez „służby” z pytaniami, gdzie jest Ojciec. Dlatego po kolejnej wizycie zebrała nas z siostrą i kazała nam się nauczyć na pamięć odpowiedzi na pytanie, gdzie jest ojciec: „Ojciec zginął na wojnie i nigdy nie wróci”. Przydało się, bo kilkakrotnie smutni panowie zadawali nam takie pytanie. W Cieszynie przy ul. Błogockiej Matka została kierownikiem Pracowni Czystych Kultur. To tam w końcu lat 40 – tych poznałem smak prawdziwych wyrobów mleczarskich jak kefir, jogurt, szampan serwatkowy (bardzo nam smakował) i dziwiłem się, że na rynku takich wyrobów nie ma, a jak są to nie takie.

W roku 1948 mgr inż. Halina Karnicka dostała zaproszenie od profesora Burri, dyrektora Instytutu Mleczarskiego w Liebelfeeld/Bern w Szwajcarii (u którego przed wojną rozpoczął pracę doktorską mgr inż. Feliks Karnicki). Powierzono jej wykonanie części mikrobiologicznej pracy prowadzonej przez niemieckiego chemika prof. A Stafie, który był dyrektorem I.G. Farbenindustrie w Berlinie, produkującej gaz do komór gazowych w obozach koncentracyjnych. Z tej przyczyny Halina Karnicka ograniczyła kontakty z tym uczonym, do niezbędnego minimum. Wyrazem uznania dla pracy Haliny Karnickiej było zaproponowanie jej przez dyrektora Instytutu stałego etatu, ale z tej propozycji nie skorzystała.

W 1950 roku mgr inż. Halina Karnicka otrzymała nominację na profesora nadzwyczajnego.

W Wyższej Szkole Rolniczej w Olsztynie

W 1950 roku z dwóch wyższych zawodowych szkół rolniczych (w Cieszynie i Łodzi) powstała akademicka Wyższa Szkoła Rolnicza w Olsztynie. Cały zespół (za wyjątkiem jednej osoby) Pracowni Czystych Kultur Mleczarskich przeniósł się do Olsztyna. Rozpoczął się pracowity okres organizowania Wytwórni Czystych Kultur Mleczarskich, gdzie pełniła funkcje kierownika i doradcy naukowego. Jednocześnie organizowała Katedrę Mikrobiologii WSR i prowadziła pracę dydaktyczną na trzech wydziałach studiów stacjonarnych, a następnie również zaocznych. Pod jej kierunkiem kształcili się studenci i pracownicy naukowi Wydziału Mleczarskiego, Wydziału Rolniczego i Wydziału Rybackiego.

Profesor Halina Karnicka w latach 1951-1971 pełniła funkcję prodziekana Wydziału Mleczarskiego na studiach zaocznych W roku 1955 została powołana na stanowisko kierownika Katedry Mikrobiologii na Wydziale Mleczarskim. Funkcję tę pełniła do przejścia na emeryturę..

- Matka – kontynuował wypowiedź dr inż. Zbigniew Karnicki – była bardzo zorganizowana i zdyscyplinowana. Samotnie wychowując dwójkę dzieci i intensywnie pracując potrafiła sobie z tym dać sobie radę choć nieraz widzieliśmy, jak była potwornie zmęczona, ale dla nas uśmiechnięta i ciepła. Nauczyła nas szybko samodzielności i domowej współpracy. Np. męskim zadaniem było pranie !!! I to nie takie tradycyjne a może bardzo tradycyjne. Nauczyła nas tego pani Teresa Kiszkurno, która wróciła po wielu latach z „wczasów” na Syberii. Pralek w tamtych czasach nie było. Zgodnie z jej przepisem bieliznę namaczało się w wannie, potem dodawało się proszku do prania i chodziło się przez godzinę po tym praniu. Na pierwsze pranie zebrała się rodzina i znajomi, a że skutek okazał się znakomity Matka powiedziała Zbyszek pierzesz! Co było robić godzinne deptanie w wannie było nudne, ale jak się wzięło książkę to dało się przeżyć. I tak zostałem praczem.

Matka sama nie uprawiała sportu, ale mnie do niego bardzo zachęcała i była dumna z późniejszych osiągnięć. Jako jej student muszę powiedzieć, że była świetnym dydaktykiem. Zawsze znakomicie przygotowana i było to w domu uświęconą tradycją, że późnym wieczorem przygotowywała się do kolejnego wykładu. Wszelkie hałasy i przeszkadzanie w tym czasie nie wchodziły w rachubę. Pomimo wielkiego doświadczenia każdy wykład był dla Niej wyzwaniem i tremą. Studenci Ją cenili i lubili. Kiedy obchodzona była któraś rocznica czy wydziału, Matka nie chodziła na taneczną/wieczorową część uroczystości, bo unikała takowych. Ale kiedy zjawiło się 15 absolwentów pod drzwiami i powiedzieli, że Matkę wyniosą zgodziła się i zawsze to z wielkim sentymentem wspominała.

Egzamin z mikrobiologii zdawałem u własnej Matki. Oczywiście od razu był to komisyjny, aby nie było podejrzeń. Poszedłem z moim przyjacielem i jeszcze jednym kolegą, który założył, że w takim towarzystwie jakoś się przemyci, bo w przeciwieństwie do nas nie był obkuty. Wynik był taki, że komisja stwierdziła, że my dwaj z przyjacielem powinniśmy dostać piątki a ten trzeci musi się jeszcze douczyć. Matka stwierdziła, że jej syn 5 dostać nie może choć zasłużył, ale że jest synem to dostanie tylko 4. I tak zostało i nie miałem o to pretensji.

Wspomnienia byłych studentów

Pani profesor Halina Karnicka pozostaje dziś w pamięci wielu pracowników i absolwentów jako wzór wspaniałego nauczyciela akademickiego i kierownika. Oto kilka wypowiedzi;

– Prof. dr hab. Janusz Guziur, były dziekan Wydziału Ochrony Środowiska i Rybactwa oraz honorowy prezes Warmińsko – Mazurskiego Koła Macierzy Ziemi Ciezyńskiej w Olsztynie :- Pochodzę z Cieszyna i studiowałem ze Zbigniewem Karnickim, więc nieco wiem o tej rodzinie. Kierownik Doświadczalnej Stacji Serowarskiej w Bażanowicach, należącej do PWSGW Feliks Karnicki w latach 1934-39 uchodził za najwybitniejszego specjalistę w dziedzinie badań mikrobiologicznych w mleczarstwie. Początkowo żona współpracowała z nim jako asystent – wolontariusz. Równocześnie była zatrudniona, jako nauczyciel biologii w renomowanym Gimnazjum Żeńskim im. M. Kopernika w Cieszynie. Później opracowała także w PWSGW. Poza pracą naukową prof. Halina Karnicka udzielała sie w ruchu studenckim oraz w „Bratniaku” organizującym pomoc dla studentów.

Profesor Halina Karnicka w swoich badaniach koncentrowała sie na praktycznym wdrażaniu do przemysłu mleczarskiego czystych kultur. W gronie jej asystentów byli absolwenci Wydziału Serowarsko-Mleczarskiego WSGW w Szczecinie; Z. Roczniakowa, T. Knauth i D. Warzybok. W roku 1973 nadano jej tytuł profesora zwyczajnego.

Studiowałem z jej synem Zbigniewem na Wydziale Rybackim, Był wybitnym sportowcem i razem trenowaliśmy. Na II roku zdawaliśmy egzamin u prof. H. Karnickiej. Nie było dla nas taryfy ulgowej. Bywałem u Zbycha w domu. Każdorazowo prof. H. Karnicka zapraszała mnie do pokoju na babkę lub domowe ciasto z białą kawą zbożową.

- Prof. dr hab. Maria Soral – Śmietana: Podczas moich studiów na Wydziale Mleczarskim w latach 1962-67 profesor Halina Karnicka była opiekunem naszego roku i kierownikiem Katedry Mikrobiologii. Był to znaczący obszar wiedzy w dziedzinie nauki o żywności, a przedmiot po rocznym kształceniu kończył się egzaminem. Było wśród nas wiele osób, które mocno przeżywały zakończenie przedmiotu, bowiem pani profesor znana była z tego, że jest bardzo sympatyczna, ale jednocześnie zasadnicza i wymagająca. Stąd był to jeden z przedmiotów, który nie wszystkim kolegom udało się zakończyć w tzw. pierwszym podejściu.

O uporządkowaniu i harmonii w organizowaniu pracy w Katedrze Mikrobiologii świadczył „zegar” na drzwiach kierownika Katedry, którego wskazówki informowały, gdzie aktualnie znajduje się pani profesor, np.: w katedrze, w dziekanacie, w domu, w delegacji, itp.

W trakcie trwania studiów miało też miejsce pewne zdarzenie w DS. 6, męskim akademiku naszego Wydziału, które przypomniał mi nasz starosta Wojtek Pohl. Wiąże się ono z pełnioną przez panią profesor funkcją opiekuna roku. Jeden z kolegów zachorował neurologicznie i zamierzał skoczyć z 2 piętra tego akademika. Z trudem udało się go powstrzymać. Koledzy pośpiesznie udali się po pomoc do pani prof. Karnickiej. Przybyłą profesor kolega przywitał słowami: „po szarej nici pajęczej przychodzi do mnie matka Wydziału”. Łagodna rozmowa i perswazja pani profesor przemówiła do chorego kolegi i zapobiegła nieszczęściu, a pani prof. z pozycji prodziekana obiecała udzielenie urlopu dziekańskiego.

Pani profesor była recenzentem mojej pracy magisterskiej. Wiadomo, na egzaminie była tream, ale pani profesor, jedyna kobieta w komisji, poprowadziła rozważania o badanym zagadnieniu i dyskusję tak, że miałam dużo satysfakcji i mogę powiedzieć, że wyszłam z egzaminu uradowana. Po obronie, już jako absolwenci, spotkaliśmy się z profesorami prowadzącymi i recenzentami przy kawie. Zadowoleni z finału studiów żartowaliśmy i pamiętam, że pani profesor opowiedziała historię o zatrzymaniu jej przez milicję drogową, gdy jechała swoją „zieloną żabką” z nadmierną prędkością. Milicjant kazał zatrzymać samochód i powiedział: „Proszę pani, w tym wieku takie wykroczenie…”.., a pani profesor przerwała funkcjonariuszowi i odpowiedziała: „Jeśli zawiniłam, to proszę wypisać mandat, a do metryki niech mi pan nie zagląda”.

Mam jeszcze dodatkową satysfakcję zawiązaną z panią profesor. Po wielu latach mój mąż, także absolwent i pracownik Wydziału Mleczarskiego prof. dr hab. Zbigniew Śmietana – postanowił pobudować dom na osiedlu Brzeziny, które już miało ok. 30 lat, otrzymaliśmy działkę na rogu przy ulicy prof. Wawrzyczka, ale w trakcie budowy dowiedzieliśmy się, że jednak będziemy mieszkać przy ulicy, która nosić będzie imię pani profesor Haliny Karnickiej. Bardzo byliśmy uradowani tym zbiegiem okoliczności, bo to przecież była znana i bliska nam osoba.

- Dr inż. Iwona Warmińską –Radyko, była współpracownica:- W moich czasach studenckich pani profesor Halina Karnicka. była jedną z nielicznych, a może jedyną kobietą w senacie uczelni i Radzie Wydziału. Pełniła funkcję prodziekana i kierownika Katedry Mikrobiologii. Była osobą dystyngowaną z pewną dozą dostojeństwa, a wręcz majestatu, a ja odczytywałam to, jako niedostępność, co mnie onieśmielało. Pamiętam wykłady pani profesor. Miała wspaniałą dykcję i silny melodyjny głos, używała pięknego polskiego języka w sposób rzeczowy a wręcz syntetyczny. Jej wykładów słuchało się z przyjemnością i wiedza samoistnie wnikała do głowy.  W roku 1970 po obronie pracy magisterskiej wykonanej w Katedrze Mikrobiologii (promotor dr hab. T. Knaut), prof. H. Karnicka zaproponowała mi od października etat asystenta stażysty. Jako młoda pracownica otrzymałam wiele wsparcia od pani prof. Już nie było „niedostępnej” pani profesor, natomiast była osoba pełna ciepła, która przewidywała każdy aspekt mojego trudnego wejścia do zespołu i pomogła mi w adaptacji do nowych warunków. Mimo, że wydawała się osobą surową i wymagającą bezwzględnego przestrzegania ustalonych norm w Katedrze, postrzegałam ją raczej jako matkę obdarzoną szczególnym szacunkiem swoich pracowników. Zauważyłam, że wszyscy korzystali z nadzwyczajnej aury, jaką roztaczała, często do jej gabinetu udawały się osoby po radę lub wysłuchanie, niekoniecznie w dziedzinie badań naukowych, często prywatnie by podzielić się swoim kłopotem trudnym do rozwiązania. Zawsze znalazła czas, aby wysłuchać. Potem wyjaśniała, tłumaczyła i radziła, a także umiała pocieszyć. Niekiedy zmuszona była rozstrzygać spory między koleżankami, które zdarzały się w „babskim” gronie pracownic. Pamiętam, że zwaśnione strony nigdy nie wracały do kwestii spornych po rozmowie za zamkniętymi drzwiami gabinetu pani profesor. Być może, iż., wygłoszone tam słowa przyjmowano jak słynne wyroki u Króla Salomona.

Profesor przychodziła do pracy przed godzinie 5:00. Mówiła, że z przyzwyczajenia, które nabyła pracując w mleczarni przy odbiorze mleka, a było to w czasie okupacji w Chybicach. Rano, co pewien czas, obchodziła wszystkie pomieszczenia w Katedrze, a gdy pracownicy stawili się na swoich stanowiskach, zjawiała się pani profesor i spokojnym głosem, nie wskazując na żadną z obecnych osób, mówiła, co jest nie tak, np. w laboratorium, na sali ćwiczeń, w pożywkarni czy pokoju asystenckim – i każdy wiedział, kto ma się tym zająć bez żadnej dyskusji. Wykazywała wiele tolerancji dla spóźnialskich „śpiochów” jak nas nazywała. Nigdy nie zwróciła uwagi i nie słuchała wyjaśnień spotkanego spóźnialskiego, mówiąc, iż rozumie, że powód był ważny. Niekiedy jednak przy okazji rozmowy merytorycznej z uśmiechem półżartem nadmieniała, że rozumie jak to przyjemnie pospać dłużej w czwartek. Tak sygnalizowała, że czuwa nad wszystkim.

Mgr inż. Maria Bentkowska, absolwentka Wydziału Mleczarskiego – rocznik 1969: - Pani profesor Halina Karnicka była dystyngowaną, elegancką i piękną kobietą prowadziła wykłady w sposób interesujący, spokojny i przystępny, otwierając przed nami tajemny, niewidzialny gołym okiem mikroświat bakterii, wirusów, grzybów, pleśni itp. tak przekonywająco, że  przedmiot ten stał się dla mnie bardzo ciekawy. Często nawiązywała do relacji praktycznych związków tej nauki z praktyką, z naszym „makro” światem, problemami ludzkości, przyrody, rolnictwa i przemysłu. Profesor zawsze była obowiązkowa, przewidywalna i rzeczowa, sprawiedliwa w swych decyzjach i ocenach. Uczyła nas swoim przykładem sumienności, dokładności i otwartości na wiedzę. Wzbudzała ogólny szacunek wśród studentów i pracowników Katedry Mikrobiologii. Ale i pani profesor szanowała innych. Przykładem tego był np. „zegar” umieszczony na drzwiach jej gabinetu w Katedrze Mikrobiologii, informujący gdzie można spodziewać się obecności pani profesor. Koło tarczy zegara, wyciętej z brystolu, podzielone było na kilka części, które były opisane następująco: -. „Jestem w gabinecie”, „Jestem w rektoracie”, „ Na spacerze z psem”, „Jestem w domu”, itp.

Egzaminy również odbywały się w miłej atmosferze i możliwe było otrzymanie oceny dobrej a nawet bardzo dobrej, choć przedmiot był trudny i obszerny. Naukę przybliżały nam także bardzo dobrze przygotowywane ćwiczenia laboratoryjne prowadzone przez wspaniałą grupę asystentów. Bardzo miło wspominam zarówno panią Profesor, jak i jej współpracowników.

Mgr inż. Wojciech Pohl, absolwent Wydziału Mleczarskiego 1967 - Pani profesor Halina Karnicka była  wspaniałą kobietą, bez reszty oddaną gadzałaswojemu powołaniu. Przyjaciel młodzieży, do której można było się zwrócić z każdym problemem. Jej osobowość była przykładem nieskazitelnego człowieka jak i nauczyciela akademickiego. Pozostała na zawsze w naszych sercach. Cześć Jej pamięci. Chylę czoła w imieniu studentów Wydziału Mleczarskiego rocznik 1962-1967, którego była opiekunką.

- Mgr inż. Eugenia Łuczkiewicz, absolwentka Wydziału Mleczarskiego pochodząca spod Chybic:-.Pani profesor dość późno uzyskała prawo jazdy, ale bardzo lubiła szybką jazdę swoim zielonym Fiatem.. Zdarzyło się, że wracając z Gdańska zapomniała zabrać dokumentów. Zorientowała się na trasie o ich braku i zauważyła kontrolę milicji drogowej. Podjechała do milicjantów i zwróciła się z prośbą o pomoc w objaśnieniu drogi wiodącej z Gdańska do Olsztyna, bo nie umie sobie poradzić. Funkcjonariusze skupili się na pomocy, a nie pomyśleli o kontroli, życząc szerokiej drogi pani profesor. Drugie zdarzenie miało miejsce na trasie z Bodzentyna do Chybic. W miejscowości Świętomarz. Przy niefortunnym skręcie samochód pani profesor dachował. Stłukła się szyba. Pani profesor nie doznała większych obrażeń i wydostała się przez otwór po wybitej szybie. Przygodni ludzie pomogli postawić samochód na kołach. Pani profesor uruchomiła silnik i ruszyła w dalszą drogę do Chybic. Tyle energii, zaradności i siły charakteru tkwiło w tej wspaniałej i urodziwej kobiecie, z którą mieliśmy szczęście zetknąć się w czasach studenckich.

Nie tylko nauka

Profesor Halina Karnicka oprócz prowadzenia zajęć dydaktycznych ze studentami była członkiem szeregu komisji, między innymi: – Komisji Mikrobiologu przy Polskiej Akademii Nauk; Państwowej Komisji ds. Europejskiego Kodeksu Żywności w Warszawie; Komisji Kwalifikacyjnej Wydziału Mleczarskiego WSR w Olsztynie; Komisji Rady Naukowej Instytutu Mleczarskiego w Warszawie; Komisji Dyscyplinarnej Pracowników Naukowych WSR w Olsztynie. Była również ławnikiem Sadu Wojewódzkiego w Olsztynie przez dwie kadencje.

W okresie pracy w Olsztynie była promotorem 3 prac doktorskich i opiekunką 2 przewodów habilitacyjnych. Poza tym była recenzentem wielu prac o tematyce mikrobiologicznej.

Do dorobku naukowego prof. Halina Karnickiej mi należa miedzy innymi:- „Rozkład celulozy w glebach kwaśnych” – Pamiętniki Puławskie 1936; „Uber den Emflus eines pfansliehen Hemmstoffes auf die Haitbarkeit der Milch” współpraca z A Staffe – Schweizensche Milchzeitung Bern 1950; „Metody analizy mleka” J Budsławski (podręcznik), opracowała IV rozdział – część mikrobiologiczną; „Zagadnienie drobnoustrojów ciepłoopornych w mleku i jego przetworach” – Zeszyty Mikrobiologiczne PAN 1956. Opublikowała wiele artykułów popularno-naukowych w „Przeglądzie Mleczarskim”. Opracowała wiele skryptów do ćwiczeń dla studentów itp.

W roku 1955 Uniwersytet im Mikołaja Kopernika w Toruniu zwrócił się do prof. Haliny Karnickiej z propozycją zorganizowania Pracowni Mikrobiologicznej na Wydziale Biologii i Nauki o Ziemi. Po uzyskaniu zgody Ministerstwa i Rektora macierzystej uczelni spowodowała przeniesienie na pełen etat do Torunia jednego z najzdolniejszych swoich asystentów. Pracownia została zorganizowana i rozpoczęła działalność, a ja przez kolejne 9 lat (1956-1965) dojeżdżała do Torunia na wykłady i egzaminy. W tym okresie była promotorem pracy doktorskiej oraz opiekunką przewodu habilitacyjnego.

Dzięki ogromnej wiedzy, pracowitości i talentowi dydaktycznemu pani profesor wniosła wielki wkład w rozwój szkolnictwa wyższego. Jako wybitny specjalista z zakresu mikrobiologii przyczyniła się też w istotny sposób do rozwoju mleczarstwa w Polsce. Za wieloletnią rzetelną pracę została uhonorowana wieloma odznaczeniami, między innymi: Złotym Krzyżem Zasługi (1956); Medalem X-iecia WSR Olsztyn (1960); Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski (1964); Odznakami-  Srebrną i Złotą „Zasłużony dla Warmii i Mazur” (1960 i 1969);Zasłużony Nauczyciel PRL (1978); Zasłużony Pracownik Przemysłu Spożywczego (1978).-

Profesor Halina Karnicka w 1973 r. przeszła na emeryturę i zamieszkała w Gdyni, żeby być bliżej swoich dwojga dzieci z rodzinami.

-W Olsztynie – powiedział na koniec swojej opowieści dr inż. Zbigniew Karnicki – Matka zapałała miłością do motoryzacji i jako jedna, jeśli nie pierwsza, kobieta kierowca w tym mieście jeździła Zastawą. Miłość do jazdy miała jeszcze od czasów „woźnicy”. Prowadziła samochód z dużą fantazją, ale też z przeżyciem dla pasażerów. Po przejściu na emeryturę cały okres od wiosny do jesieni spędzała w resztkach naszej posiadłości w Chybicach. Tam samochód był Jej niezbędny. Na szczęście poza drobnymi wypadkami nic poważnego się nie stało. Prowadziła samochód do swoich wczesnych lat 80 – tych. Słynna była awantura, jaką zrobiła policjantowi, który wypomniał jej wiek, mówiąc:  „Pan się jeszcze nie urodził jak ja już miałam prawo jazdy i jeździłam”. Policjant potulnie stulił uszy i darował „Starszej Pani” wykroczenie. Matka NIGDY nie przeklinała i tylko raz słyszałem brzydkie słowo w jej ustach, kiedy wyjeżdżając z bocznej drogi na główną, nie ustąpiła pierwszeństwa przejazdu wielkiej ciężarówce, która potężnym klaksonem i piskiem opon wyraziła swoje niezadowolenie. Matka wtedy (miała chyba 82 lata) ze stoickim spokojem powiedziała: „To s…nie widzi, że Starsza Pani jedzie”!!! Myślę, że jednak zdała sobie sprawę, że czas już oddać kierownicę i tak zrobiła.

Bardzo przeżywała moją pracę na statkach rybackich, bo sama bała się wody i ogrom morza w porównaniu do wielkości statku Ją przerażał.

Ostatnie lata miała smutne. Woziłem ją wiosną do Chybic i jesienią wracała do Gdyni. Ciągnęło ją do starego domu. Jak przychodziła wiosna, to pisała do mnie. Synu ziemia już pachnie i to był znak, że jest już spakowana i czas Ją wieźć do Chybic. Żegnała się ze swoją aleją lipową, stawami, warzywnikiem pachnącym kwiatami i szklarnią pełną pomidorów. W końcu pojęła bolesną decyzję, że już nie starcza Jej sił. Mieszkała do końca sama i samodzielna w swojej ukochanej „dziupli” z meblami kupionymi razem z Ojcem jeszcze w Cieszynie. Zgadzała się ją  opuścić tylko wtedy, kiedy była chora, ale jeśli poczuła się lepiej, to nie dało się Ją u nas czy u siostry utrzymać i wracała do siebie.

Będąc całe życie aktywną zawodowo miała czas na wychowanie i wykształcenie dwójki dzieci. Nauczyła nas uczciwego i prawego życia. Wnuki, choć już dorosłe i mają swoje dzieci, pamiętają tajemne hasło „salomea”, co oznaczało „wyprostuj się i weź łokcie ze stołu”. Jej słodki „Napoleon” to niedościgniony deser na wyjątkowe okazje. A niezapomniana polędwica na dziko okazała się końską polędwicą, co mojej siostrze, kiedy już bardzo późno się o tym dowiedziała, nie przypadło do gustu. Matka wyjaśniła nam, że przecież w tamtych czasach trudno było nas utrzymać a konina była najtańszym mięsem. Dzisiaj wiele bym dał, aby znów taką polędwicę móc zjeść.

Była piękną kobietą, całe życie uczesana w kok, zrobiony z warkocza, a dzieci nazywały Ją – Indianką ze względu na ten charakterystyczny kok .

W tle obozy koncentracyjne

Ta informacja wymaga wstępu. Podczas studiów widywałem doc. dr Władysławę Dąbrowska na ulicach Kortowa. Wiedziałem, iż była w obozie koncentracyjnym, że jako docent pracuje na Wydziale Rybackim i jest siostrą rektora profesora Bolesława Dąbrowskiego. Nie znaliśmy się osobiście, ale przez szacunek kłaniałem się jej nisko, gdyż część rodzeństwa mojego ojca (siostra ojca z mężem i brat, który był księdzem) okupację także spędziło w obozach koncentracyjnych.

Po kilkudziesięciu latach w Internecie przeczytałem, że dr Wanda Półtawska, lekarka, przyjaciółka Jana Pawła II, członek Papieskiej Akademii Życia, założycielka Instytutu Teologii Rodziny (którym kierowała ponad 30 lat) na Wydziale Teologicznym PAT, wykładowczyni w Instytucie Jana Pawła II przy Uniwersytecie Laterańskim w Rzymie oraz autorka licznych publikacji w prasie katolickiej podczas odbierania najwyższej godności akademickiej doktora honoris causa na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim powiedziała między innymi:

- W Ravensbrueck (w obozie koncentracyjnym), kiedy gestapo orzekło, że trzeba zlikwidować tzw. „króliki”, czyli ofiary eksperymentów pseudomedycznych przyszła do mnie Władysława Dąbrowska. Zaproponowała, że pójdzie na egzekucję z moim numerem. Nie zgodziłam się. Poszła z numerem najmłodszej z nas. Taką samą propozycję złożyła nam też obca kobieta, Norweżka, jej nazwiska nie pamiętam. Na drugi dzień też stała na apelu z numerem naszej młodszej koleżanki. Człowiek człowiekowi zawsze może świadczyć miłość, niezależnie w jakich się znajduje okolicznościach…

Później podczas obiadu u Zofii i Kazimierza Rozumowiczów poznałem dr Wandę Półtawską, która opowiedziała o wspólnym przebywaniu z Władysławą Dąbrowską w obozie koncentracyjnym i poszukiwaniu informacji o niej. Zobowiązałem się do tego. Przeprowadziłem wiele rozmów z z osobami znającymi zmarłą Władysławę Dąbrowską i napisałem artykuł „Życie za życie, który został zamieszczony w ” 5 plus X”, czasopiśmie absolwentów UWM w Olsztynie. Przytoczę jedną informację.

Po podjęciu pracy w Kortowie doc. dr Władysława Dąbrowska, otrzymała służbowe mieszkanie, a dokładniej -niewielki pokoik na poddaszu bloku w pobliżu poczty (obecnie ul. Heweliusza 1). Mieszkała tam z adoptowanym wychowankiem z domu dziecka. Jej starania o przydział mieszkania kończyły się niepowodzeniami. Dopiero profesor Halina Karnicka po przejściu na emeryturę, a przed przeprowadzeniem się do Gdyni poszła do rektora z prośbą, aby pozostawione przez nią mieszkanie przydzielił Władysławie Dąbrowskiej. Rektor prof. dr hab. Andrzej Hopfer spełnił tę prośbę. Po prostu wdowa po polskim oficerze zamordowanym w Starobielsku pomogła więźniarce z niemieckiego obozu koncentracyjnego.

Profesor Halina Karnicka zmarła 20 grudnia 1999 roku i została pochowana w rodzinnym grobie na Cmentarzu Witomińskim w Gdyni.

Bolesław Pilarek

Zdjęcia z archiwum dr. Zbigniewa Karnickiego.

 

Profesor Halina Karnicka


Lata cieszyńskie. Z lewej Halina Karnicka, a z prawej Eugeniusz Pijanowski, późniejszy profesor, którego imię nadano Auli Wydziału Nauk o Żywności UWM w Olsztynie

Halina i Feliks Karniccy

Halina i Feliks Karniccy z córeczką Hanną

 

Malowanie okien w „Starym domu” w Chybicach k. Starachowic Pawłowa

Profesor Halina Karnicka z profesorem Wiktorem Wawrzyczkiem , dziekanem Wydziału Rolniczego WSR w Olsztynie

Obrady Senatu WSR w Olsztynie

Profesor Halina Karnicka z synem Zbigniewem, ichtiologiem i córka Hanną, lekarzem onkologiem

Śniadanie w  starym domu. Od lewej: T. Kozłowski (szwagier, członek AK), wnuk Krzysztof (obecnie grafik komputerowy), synowa Barbara, H. Karnicka


Urodziny profesor H. Karnickiej, od lewej: W. Młodkowski (zięć), H. Młodkowska (córka), Barbara (synowa), Zbigniew (syn), H. Karnicka (Jubilatka).

Profesor Halina Karnicka z ulubionymi różami

Profesor Halina Karnicka 1994 r.

90-urodzniny. Profesor H. Karnicka z synową

 

Prof. H. Karnicka  z synowa Barbarą

 

 

 

Komentarze nie są dozwolone.