„Ekologiczna ekonomia” – określenie z Kortowa rodem

Od lat docierają do nas alarmujące wieści dotyczące naszej Ziemi. Ostatnio są to ekologiczne zagrożenia o dużym zasięgu, jak pożary na południu Europy i w Amazonii, jak znikanie lodowców na Grenlandii, a także równie groźne zagrożenia przemysłowe, które w różnym stopniu nasiliły się w XX wieku. Ludzie zatroskani o naszą Planetę zwracają na to uwagę przy różnych okazjach. Mirosław Rogalski (Klub Regionalny „Ziemia Warmińska”), absolwent Wydziału Technologii Mleczarskiej i Żywności Wyższej Szkoły Rolniczej (rok 1968) rozmawiał o tym ze swymi profesorami – Januszem Budnym i Tadeuszem Stachowskim. Wspominali inicjatywę, która zakiełkowała w olsztyńskiej uczelni prawie 40 lat temu.

– Prof. J. Budny: Podjęliśmy propozycję, żeby zacząć edukować mleczarzy polskich w gospodarowaniu energią i środowiskiem. Przed 40-tu laty skojarzyliśmy te dwa terminy. Gospodarka energią wypłynęła, dlatego, bo ludzie zaczęli się obawiać, że energii może zabraknąć. A tymczasem się okazało, że nie w braku energii jest problem tylko w wykonywanych przez człowieka przemianach, będącymi źródłem zanieczyszczenia naszego środowiska przyrodniczego. Zatem nie brak energii, ale różne szkodliwe związki chemiczne, wytwarzane przy przemianach energetycznych. Stąd pomysł, by zafundować mleczarzom konferencję pod nazwą „Problemy gospodarki energią i środowiskiem”. Najpierw były konferencje, a prawie 27 lat temu, po egidą Centralnego Związku Spółdzielni Mleczarskich powołaliśmy Stowarzyszenie Naukowo- Techniczne „Energia i Środowisko w Mleczarstwie”. Nasze logo to płomień, a w środku kropla mleka i dwie dłonie chroniące tę gorącą kroplę mleka. W tym roku była konferencja numer 38 w Ostrowie Wielkopolskim, za rok kolejna, a potem 40. jubileuszowa odbędzie w Olsztynie.

– Prof. T. Stachowski: Mój udział zaczął się od tego, że prof. Budny zaproponował mi napisanie referatu. Zastanawiałem się, co ja z ekonomiki mam na ten temat do powiedzenia. Wpadłem na pomysł, że w produkcji mleczarskiej, oszczędzając surowce, można ochronić środowisko zrzucając mniej składników, takich jak białko, tłuszcze i węglowodany. A z tego wynika podwójna korzyść – ochrona środowiska i zwiększenie produktów wytworzonych z posiadanych zasobów. Stąd prosta droga do połączenia korzyści ekonomicznych z ochroną środowiska.

 

– Jakie najważniejsze idee związane z ochroną środowiska temu towarzyszą?

– Prof. J. Budny: Idei to można 1000 nawymyślać, ale powiem, co mnie denerwuje. To, że się bardzo głośno mówi o zagrożeniach. Natomiast mało kto mówi, jak tych zagrożeń uniknąć. Na przykład mleczarstwo. Ono rozbujało się do przemysłu mleczarskiego. Przemysł to jest coś takiego, co musi więcej zużywać energii, na przykład energii cieplnej, a mleko jest żywą tkanką i temperatura nie powinna na nie działać. Natomiast zanim mleko dotrze do człowieka, to jest ono dwa, trzy razy poddane wysokim temperaturom. To jest zbędne zużycie energii z jednej strony, a z drugiej dowodzi, że nie dbamy w ten sposób o wartość żywieniową i siłę witalną mleka, bo my je zabijamy. Z mleka robimy jogurty, kefiry i inne produkty, a do nich dodajemy różne rzeczy. To nie jest już to naturalne mleko, które kiedyś dawała nam krówka.

– Prof. T. Stachowski: Ten punkt widzenia trzeba poszerzyć o wspomniane zagadnienie zasobów. W każdym zasobie tkwi energia. Wykorzystując w przemyśle spożywczym prawidłowo owe zasoby, przyczyniamy się do ochrony środowiska. I jest podwójna korzyść. Dzięki dobremu, efektywnemu wykorzystaniu surowców, nie tworzymy zbędnych odpadów i ścieków, które zanieczyszczają środowisko. W rachunku ekonomicznym trzeba wszystko liczyć i wyceniać. Także to o ile zmniejszyło się zanieczyszczenie środowiska i o ile przybyło produktów z tych lepiej wykorzystanych surowców. W nich przecież jest energia, która także jest zasobem.

 

– Jak ocenić to, co się dzieje w tej chwili wokół ochrony środowiska w świecie i w naszym kraju?

 

– Prof. J. Budny: Jest duże larum w telewizji i radiu, również w prasie. Polega ono na tym, że się nas straszy. Na przykład mam tu przed sobą informację, że za 12 lat nasza cywilizacja przeżyje kryzys klimatyczny. A ja jestem pradziadkiem i mam dwoje prawnuczków. Nie mogę spać. Boję o te prawnuki.

Jak już powiedziałem, mało kto mówi o tym, jak zapobiegać temu. Ja na przykład proponuję: wracajmy do mleczarstwa tradycyjnego, które było przyjazne środowisku. Ono było zgrupowane wokół gospodarki mlekiem, obornikiem i słomą. To były trzy takie obszary, które razem były w kręgu zamkniętym. Tam nie ma nic takiego, co by było środowisku nieprzyjazne. Był obornik, którym nawożono pole. Gleba była bardzo wdzięczna za to, że obornik do niej idzie. Człowiek otrzymywał mleko od krów. Mleko naturalne, no trochę miało bakterii, ale bakterie nie były takie, że powodowały śmierć człowieka, tylko to były pożyteczne bakterie. To wszystko było pożyteczne i to się nazywało gospodarką obiegu zamkniętego. A teraz jest przemysł mleczarski, ogromne zakłady i z tego – niestety – wypływa zanieczyszczenie środowiska.

W Polsce po II wojnie światowej było około 900 mleczarni. Niektóre małe były nawet z ręcznym napędem lub ewentualnie z napędem zwierzęcym, bo konie napędzały kierat. Tak to było, nie żartuję. Była wirówka ręczna. Teraz są wirówki napędzane mechanicznie, trzeba do tego użyć energii, ale najpierw trzeba paliwo spalić, by te procesy mechaniczne można było prowadzić. Kiedyś człowiek ręcznie odwirował mleko, a ja sam jako 12-letni chłopak pomagałem kręcić beczkę, czyli ówczesną masielnicę. Dlaczego my nie mamy w pewnym stopniu wrócić do tego wszystkiego? Wróćmy pomału, bo jak nie to przyroda nas do tego zmusi. Nie żartuję. Może na prawdę za 12 lat będzie katastrofa i wówczas wrócimy do tego, jak robiło się 100 lub 80 lat temu.

` – Prof. T. Stachowski: Można do tego dodać, że żyjemy w świecie biegunowym, gdzie jest wejście i wyjście: „pamiętaj rozchodzie, żyj z przychodem w zgodzie”. Ja ciągle nawiązuję do efektywności wykorzystania zasobów, którymi dysponujemy. One wchodzą i powinny wyjść co najmniej o takiej samej wartości jak weszły do obiegu produkcyjnego. Jeżeli wszystkie składniki wykorzystamy, one zostaną spożyte przez człowieka, a jednocześnie mniej zanieczyścimy środowisko tłuszczem, białkiem itd.

– Prof. J. Budny: To jest tak: są rośliny i są zwierzęta. Zwierzęta wydzielają dwutlenek węgla, a rośliny ten dwutlenek węgla przyswajają i oddają zwierzętom tlen, wykorzystując węgiel. To zamknięty obieg. On jest od zawsze w przyrodzie. Jak było za dużo czegoś to przyroda odkładała. Stąd pochodzi węgiel ropa naftowa, gaz , bo się odkładało na zaś, na przyszłość. Teraz my z tego obiegu zamkniętego korzystamy. To jest idea przyrody.

- Całość można zawrzeć w określeniu „bio-ekonomia” –  proponuje profesor Tadeusz Stachowski. To ona powinna nas obowiązywać. Inaczej można powiedzieć, że to „ekologiczna ekonomia”, albo jeszcze krócej „eko-ekonomia dodaje profesor Janusz Budny.

 

Serdecznie dziękuję za rozmowę

Mirosław Rogalski

Prof. Tadeusz Stachowski i prof. Janusz Budny


Komentarze nie są dozwolone.