Hobby absolwentów

          W zakładce „Hobby absolwentów” będziemy zamieszczać artykuły o zamiłowaniach naszych absolwentów. Czekamy na Wasze propozycje. 

  

Błogosławiony

„Bóg bogaty w miłosierdzie”

„Nie lękajcie się” !

A w tym co mówił, nawoływał,

Płynął płomień wiary życia,

Ta skromność, te przesłania,

We wszystkich zakątkach świata

Jak dźwięczne echa wołania

Błogosławiły każdego z osobna.

I jeszcze ta emanacja duchem miłości

Ku wrotom nieba,

Gestem i mocą słowa

Jak zbawienną kromką chleba

Niestrudzenie pielgrzymował,

Naukom Chrystusa wiernie hołdował.

I te radosne powitania, ziemi całowanie,

Rodem z Polski w papieskiej osobie

To jak po nocy zorzy świtanie.

Jan Paweł II Wielki

Po wsze historii dzieje

Skarbnicą mądrości i cnót powinności,

                                  Z głosem ludu na Boskie wezwanie

Błogosławiony !

Modlitwy do Ciebie zanosimy  Panie.

1.05.2011 r.                            Leszek Jan Rogalski

 

 

Spotkanie po latach

Wróciłem do miasta mojej młodości
po latach. Mam nastrój nawet wesoły.
Po głowie mej krążą myśli z zaszłości.
Nagle znalazłem się obok mojej szkoły.

Ujrzałem starszego pana idącego blisko
z laseczką, pełnego godności i pogodnego.
Dzień dobry panie profesorze, skłoniłem się nisko.
Spojrzał na mnie i spytał, jak tam drogi kolego?

Nie śmiał staruszek zwrócić się do mnie
po imieniu, mimo że poznał mnie od razu.
Uśmiechnął się tylko zwyczajnie, skromnie
i czekał….bo z mojego twarzy wyrazu

wyczytał, że chcę coś ze wstydem wyznać….
Patrząc w jego oczy pełne spokoju i wyrozumiałości
rumienię się, bo wstyd mi się do „życzeń” przyznać
składanych mu za krytykę moich błędów młodości.

Na rozliczenie moich zachowań nadejdzie pora
i nie chcę się dzisiaj tłumaczyć z tego.
Mając przed sobą skromną postać profesora,
dziękuję Mu za to, co zrobił dla mnie dobrego.

Luty 2011

Potęga czasu

Chciałbym ja zatrzymać czas.
Czas co pędzi gdzieś przed siebie.
Zmienia wszystko wokół nas,
obiecuje raj nam w niebie.

Chciałbym ja zatrzymać czas,
choć na chwilę, bardzo małą,
by rozejrzeć się wśród nas
na garstkę jeszcze zostałą.

Chciałbym ja zatrzymać czas
na moment krótkiego wytchnienia,
by pomyśleć chociaż raz
i zagłębić się w wspomnienia.

Chciałbym ja zatrzymać czas,
chociaż szansy żadnej nie ma
gdyż ostrzegał już nie raz,
że wcześniej on nas zatrzyma.

Grudzień 2010

 

CHCIAŁBYM ZAPISAĆ SIĘ W PAMIĘCI

Chciałbym zapisać się w pamięci,

(nie wiem czy mi się to należy)

jak Eiffel, który życie swe poświęcił

by zamknąć Paryż wokół wieży.

Albo jak Homer lub Seneka (Młody)

co wiedzę o swych czasach zostawili.

Nie jak Konstantyn, co Tybru wody

zamienił w juchę w jednej chwili.

Chciałbym, gdy sczeźnie moja głowa

a ktoś te wiersze będzie czytał,

by wypowiedział ciepłe słowa,

tak cicho, abym tylko ja je słyszał.

Chciałbym, lecz próżne me marzenia.

Człowiek wciąż kroczy wbrew naturze.

Wszystko dokoła siebie zmienia,

niszczy jak najstraszniejsze burze.

Życie nasze zmiele się w czasu młynie

i nic nie stanie temu na przeszkodzie.

A po nas tylko zostaną jedynie,

„ślady na piasku i kręgi na wodzie”.*

* Cyt, Kazimierz Przerwa Tetmajer

Czerwiec 2011

 

M Y Ś L Ę, Ż E  S I Ę  N I E  O B R A Ż Ą

 

Mam cichą nadzieję, prawie przekonanie,

że nic takiego wielkiego się nie stanie

jak wykorzystam „ wielkich” umysł genialny

i powtórzę ich myśli w sposób dość trywialny.

Na przykład Mickiewicz, poważna chłopina

a wdał się w amory z córką ziemianina.

Banalnym powiedzeniem dość mocno się wsławił,

że w niej swą niewielką cząstkę …pozostawił.

Albo Słowacki, nie stronił od amorów.

Uwodził księżne, hrabiny i panienki dworu.

Mówił o tym w Beniowskim, pięknym poemacie,

kiedy umykał, bo bał się spojrzeć w oczy tacie.

Tuwim to historyczny znak zmiany myślenia.

Ogromny wpływ wywarł na dzisiejsze pokolenia.

Swym wierszem o bliźnich (był kosmopolitą),

kazał się całować w część ciała zakrytą.

Boy profesor, lekarz i znany pedagog,

choć język miał giętki, to nie był demagog.

Wymyślił teorię znaną od lat tysięcy

cyt…”nowy bękart za dziewięć miesięcy”.

Marian Załucki ten w kulturze narozrabiał.

Pacierza ani wódki nigdy nie odmawiał.

Stawał przed lustrem nago (wstydź się tu człowieku)

i podziwiał swe wdzięki będąc w średnim wieku.

Mogę jeszcze przytoczyć i o innych podania.

Chociażby o Fredry mickiewiczowskiej Świątyni Dumania.

Jak uczył się Tadeusz stolarki u Telimeny kochanki

wbijać klin między jej długiej sukienki falbanki.

Lecz po co, starsi to już dobrze znają,

a młodzi, mam nadzieję szybko przeczytają.

Zachęcą ich inni, tak jak drożdże w dzieży

do czytania pięknej polskiej poezji (dla młodzieży).

Lipiec 2010


Wiesław Piechota

 

 

Zmiana uczesania

Choć nie jestem już młody,

śledzę wszystkie trendy i mody.

Ostatnio zastanawiałem się, czy zmienić fryzurę.

Gdybym miał, jak w młodości, na głowie włosów furę

- wybrałbym kucyk, trwałą, afro, albo dredy.

Niestety, moja pała już „dzięcieliną pała”.

Nie, nie jestem łysy!

Moje włosy, gdy dłuższe, układają się nawet w loki.

Pozbawione są ich tylko coraz większe zatoki.

To takie zakola, koła,

po bokach czoła

Podobno im większe, tym mądrzejsza głowa,

ale to tylko teoria, choć nie nowa.

Szczęście nie zależy od włosów długości,

tylko umysłu sprawności.

Gdy takiej maksymy trzymać się będziemy -

dalej zajdziemy.

Co więc z mojej fryzury zmianą?

Pozostanie taką samą!

Tsunami

Gdy więcej pieniędzy, niż mąż ,ma żona

Lepiej chłopu od razu skonać

Nie męczyć się, nie wzdychać

We własnym domu chodzić, a nie czmychać

Nie patrzeć na cierpkie miny

Nie słuchać krytycznych telefonów do rodziny

Pobrzękiwania garnkami

Ani milczenia gorszego niż tsunami

Bo żoną, gdy ma pieniądze

Zaczynają miotać jakieś dziwne żądze

Żona bardzo się wtedy zmienia

Przede wszystkim bierze się do rządzenia

Robi to tak subtelnie i z takim wdziękiem

Że wszystkich wokół napawa lękiem

Obojętnie – w biurze, czy w domu

Nie podaruje nikomu

Wystarczy, że – wracając z pracy – klucz do zamka włoży

A już się chłopu włos na głowie sroży

Co się z nim dalej dzieje – dziś nie powiem

Może kiedyś to opiszę, albo wam opowiem.

Wojciech Troszyński

 

Przypowieść rybacka

  

Na Mazurach… czy na Warmii… nie pamiętam, gdzie to było…

dwóch rybaków tam mieszkało, obu im się powodziło.

 

Jeden Klemens, drugi Marcin – stary Mazur z ojca, dziada…

lecz wracamy do historii, która tak się zapowiada:

 

Wieczór letni, późno było… Klemens przyszedł do Marcina:

„Mój Marcinie, chodź na ryby”, tak przypowieść się zaczyna.

 

„Hej Klemensie ! Co cię wzięło, by tej nocy sieci stawiać ?

Czy nie lepiej swojej babie, bajki na noc opowiadać ?”

 

„Nie Marcinie, czuję w kościach, że dziś ryby nasze będą,

postawimy kilka żaków, węgorzowy sznur z przynętą…”

 

„Dobra Klemens, niechaj będzie, co ma być to niech się dzieje,

jeśli znów nic nie złowimy, moja żona oszaleje”.

 

I tak poszli ciemną nocą, sznury stawiać oraz żaki.

Na jezioro się wybrali, bowiem mieli kaprys taki.

 

Wsiedli w łódkę… Marcin wiosła, wziął do ręki i wiosłuje,

zaś na rufie stary Klemens jeszcze siatki reperuje.

 

Dopłynęli do zatoki, gdzie grążele żółte rosną,

tam zazwyczaj są węgorze i szczupaki wczesną wiosną.

 

Dzisiaj jednak chętkę mieli złowić coś nadzwyczajnego,

gdyż wiadomo, idzie kryzys, trzeba przetrwać do pierwszego.

 

Marcin powstał, Klemens także, na stojąco żaki kładą,

a następnie sznur z przynętą, wręcz zatokę nim objadą.

 

Później jeszcze dwa wontony, z dużym okiem postawili,

po robocie siedli w łodzi i kieliszkiem się trącili.

 

Klemens wziął pół litra z domu, Marcin przywiózł swój samogon,

i tak siedzą, jedzą, piją, wypatrując rybi ogon.

 

Wydudnili jeszcze ćwiartkę i dwa piwa co zabrali,

tak tym piciem się zmęczyli, że zasnęli i chrapali.

 

Noc już poszła, ranek wstaje, księżyc zaszedł, słonko wschodzi…

a rybacy nasi dzielni, śpią na dnie rybackiej łodzi.

 

W końcu Klemens pierwszy oko, swe do słońca mruży skromnie,

a tuż za nim Marcin wstaje, poprawiając dłońmi spodnie.

 

„Gdzie są sieci ?” pyta Marcin „i gdzie nasze stoją żaki?”,

Klemens wodzi wzrokiem błędnym, zagubione są chłopaki…

 

„Nasze sznury i wontony, nasze ganty, drygawice,

gdzie to wszystko się podziało? bo zupełnie nic nie widzę !”

 

„Diabli wzięli nasze siatki, diabli wzięli nasze sznury !”

Stoją, krzyczą wniebogłosy, aż tu jak nie huknie z góry…

 

Głos potężny, gruby, wielki, z nieba się odbywa dumnie,

chłopcy głowy swe zadarli, stojąc w swym rybackim czółnie.

 

 

A głos z góry: „Hej rybaki ! Gdzie są siatki wasze, sznury ?!”

„Nie ma Panie” – obaj mówią, „Diabli wzięli je do dziury.

 

Diabli, albo li utopce, lub wodniki – złe nasienie…

w każdym razie ktoś nam zabrał, ciężko zarobione mienie”.

 

„Nie utopce, nie wodniki, ani diabli z piekła rodem,

to zrobili kłusownicy, odjeżdżając samochodem !

 

A ja Pan Bóg widział wszystko, lecz nie robił nic w tym celu,

bo nie cierpię Ja pijaków, dziś na świecie ich zbyt wielu.

 

Popiliśta się chłopaki, popiliśta jeden z drugim,

Teraz czas odpokutować i pospłacać swoje długi !

 

I nauczkę czas wyciągnąć, z tej historii dość przydługiej:

Albo pijesz, albo łowisz, robisz jedno, albo drugie”.

 

Informator

 

Karp karpiowi spojrzał w oczy,

potem mowę swą wytoczył:

 

„ Słuchaj stary, nie do wiary,

czemu większe masz rozmiary,

 

niż my wszyscy tutaj w stawie?

Wszak, nie szukasz dżdżownic w trawie”.

 

Na to tłusty karp powiada,

spoglądając na sąsiada:

 

„ Ja z rybakiem żyję w zgodzie,

nie uciekam i nie szkodzę,

 

lecz donoszę wciąż na ryby…

kto naprawdę, kto na niby…

 

kto go lubi, a kto nie…

zresztą ja o wszystkim wiem.

 

Wiem, kto uciec chciał ze mnicha,

wiem, kto na rybaka prycha,

 

wiem ja wszystko i donoszę ,

o nagrodę się nie proszę,

 

rybak sam mi paszę wciska,

karmę sypiąc mi do pyska.

 

A ja rosnę i na wiosnę…

wszystkie karpie tu przerosnę.”

 

Mniejszy sąsiad wąs zagryza

i wydyma się jak pyza:

 

„ Coś wydaje mi się chyba,

że na wiosnę wieloryba…

 

rybak wyhoduje w stawie…

na wigilię zaś w potrawie,

 

swego ulubieńca poda,

trochę mi cię stary szkoda,

 

lecz pamiętaj – Donosiciel,

zwykle krótkie miewa życie”.

 

             Tomasz Kajetan Czarkowski

 

 

Nikt nie będzie rozliczony

 

Niczego nie posiadałeś,

Kiedy przyszedłeś na świat,

Jeden dar otrzymałeś,

Czy dzisiaj jesteś go wart?

Nie miałeś niczego na sobie,

Pieniądze – to nie był świat twój,

Jednego od razu zaznałeś:

Wiedziałeś co radość i ból

I tak już  będzie na przemian,

Sukcesy życiowe lub klęski,

Jeden ma życie przegrane,

Inny zaś chodzi zwycięski

A kiedy już czas ten nadejdzie,

Gdy życia zakończy się znój,

Czy będziesz szczęśliwy gdzieś w niebie,

Gdy tutaj straciłeś czas swój? 

Więc zanim myśl ostatnia zgaśnie

I zniknie wszelaki frasunek,

Może warto zrobić bilans,

Czy zgadza się życia rachunek?

Nikt nie będzie rozliczony

        Za ilość pieniędzy dawanych na tacę,

        Za liczbę dzieł napisanych,

        Za to gdzie był, co robił i co w życiu zobaczył

Nikt nie będzie rozliczony

        Za liczbę gwiazd policzonych w kosmosie,

        Za to, że rano wstawał,

        A potem góry na plecach przenosił

Nikt nie będzie rozliczony

        Za to, że bardzo się starał, ale mu nie wyszło,

        A gdy wygrał na loterii,

        To roztrwonił wszystko

Nikt nie będzie rozliczony

Za wszystkie te  rzeczy doczesne,

Będą sądzić cię za miłość,

            Taką co trwa wiecznie.

Tadeusz Banaszkiewicz

 W mroźny dzień

Śniegowe płatki wesoło wirują

Puszystą bielą szybko otulają

Miasta, miasteczka, pola oraz lasy,

To zima wygrywa z jesienią zapasy.

Mgły piękną szadź na gałęziach tworzą,

Jej igiełki dziś w słońcu migocą

Tysiącem diamentów tu rozsypanych,

Jak z bajkowego skarbca wybranych.

I jak w baśni drzewa oszronione

Stoją proste, ciche i zadumane.

Ten las wabi czarowną tajemnicą,

Czapami śniegu na igłach zachwyca.

Tu jezioro pod śniegową pierzyną

Jak ogrodzone przyjeziorną trzciną,

Która chyląc się w niemym ukłonie

Wznosi ku słońcu swe wiechy jak dłonie. .

W taki dzień śnieg skrzypi pod stopami,

Gdy z zimowej przechadzki wracamy

Wdychając zapach sosnowego lasu.

Na taki spacer nie szkoda nam czasu.

 

Barwy jesieni

Jesień często napawa nas smutkiem,

To deszczu oraz mgieł bywa skutkiem.

Ta pora ma też swoje zalety:

Cieszy pięknem barw jak z palety Natury,

która chłodem jak pędzlem Czerwieni buki, brązowi dęby,

Złoci tak jasną zieleń modrzewi, Jarzębiny i głogi rumieni.

Tylko iglaki – świerki i sosny Zostają zielone aż do wiosny.

Więc mimo często zmiennej pogody

Cieszmy się z jesiennej urody.

 

Walentynki

Był Walenty, niezbyt święty,

Bo miłością był dotknięty.

Tą chorobą wiecie sami,

Hojnie się podzielił z nami.

Worek serc ze sobą nosił,

Dawał wszystkim, kto poprosił

Szukaj że wśród serc czerwonych

Radości, uczuć szalonych!

Dziś możesz je okazywać,

Wzajemności oczekiwać!

 

 

Wigilia – gwiazdka

Betlejemska, ta, co pierwsza na niebie świeci,

Ta, której tak ochoczo wypatrują dzieci.

Już stroimy stół, pod obrusem leży siano,

Na którym Jezusowi przyjść na ten świat dano.

Na środku stołu już opłatek położony,

Symbol, że w dniu tym był Chrystus narodzony.

W rogu choineczka pachnąca żywicą,

Strojna w trzy łańcuchy i bąbki co świecą.

Na stole śledzie i najsmaczniejsze w świecie

Ryby smażone, po grecku i w galarecie.

Wigilijny barszczyk dziś zrobiliśmy sami

I duży półmisek cud uszek z grzybami.

A z kuchni dochodzą wspaniałe zapachy:

Pierników, serników i makowców trzy blachy.

Gdy rodzina w komplecie już się nasyciła,

W niebo popłynęła melodyjka miła Hej kolęda, kolęda…

 

Zimowy obrazek

Skute grubym lodem Kortowskie jezioro

Zaprasza na łyżwy zawsze chętnych sporo.

Wirują po lodzie dorośli i dzieci,

Ich to radosny śmiech ku lasowi leci,

Odbija się echem, wraca ku przestrzeni

Jeziora i cieszy tych, co przytuleni

Stojąc na brzegu lekko przytupują,

W ten sposób nogi przed mrozem ratują.

Leniwi znów drogę do lasu skracają

I na nartach środkiem jeziora śmigają.

Najwięcej jest tu jednak spacerowiczów,

Co w skrzącym śniegu doznają zachwytu

I oczarowani zimy urokami,

Wędrują z dziećmi, sankami i psami.

Stłuczony dziś łokieć, szkoda niewielka,

Choć po niej zamarzła łezki kropelka.

Całusek mamy tą żałość ukoi,

Juź wszystko dobrze, i już nic nie boli!

Tam śnieżne kule szybko urastają,

Gdy je dzieci z ojcami turlają,

I tak bałwanów na lodzie przybywa

I każda rodzina jest dziś szczęśliwa.

Spędzając tak czas masz wiele radości,           

Dobrze, że zima co roku tu gości.

 

Marzenie

Marzenie życiu sens nadaje,

Czasami zmienia obyczaje,

Gdy marzenie cię dopadnie

Już przepadłeś, wiesz dokładnie.
Bo wymarzone chciałbyś zyskać,
Lub utracone znów odzyskać,
Czasem marzysz z łezką w oku
Chcesz, aby ktoś był przy twym boku.
Marzenie bywa pieśni treścią,
Sensu dodaje dobrym wieściom,
Lecz, kiedy marzeń komuś jest brak
Życie traci cudowny smak.

Bo przecież marzyć o czymś trzeba,
Choćby to był kawałek chleba,
Słodyczy naturalnej ździebko,
Żeby się jeszcze poczuć krzepko.
Więc zatęsknijmy za swym szczęściem,

Za swych pogodnych dni nadejściem,

Za radością, co nas uskrzydla,

Za czymś bez czego żyć się nie da.

Czy marzyć jest dobrze, czy też źle,
Tego nikt nie wie napewno, nie,
Ale próbować trzeba zawsze,
Wtedy losy będą łaskawsze.

 

Pożegnaj …

Może – szumiące w sztormie i ciche o brzasku,

całujące co dnia złote okruszyny piasku,

Mgły – otulające ciało swą miękką wilgocią

i błądzące brzegiem z przedwieczorną szarością.

Wiatr – chłodzący głowy i serca głęboko ukryte

i horyzonty strugami deszczu tak często spowite.

Słońce – za którego jasne, gorące promienie

wciąż wdzięczne z głębi serca wysyłam westchnienie.

Mój statek – dryfujący dziś na zbyt krótkiej fali,

wytrwale zdążający do portu w oddali.

I ten port – który jakże często odwiedzałam

I ten park – gdzie szmeru liści co dzień słuchałam -

pożegnaj ode mnie.       

Danuta Bobrzecka    

Komentarze nie są dozwolone.