PIONIERZY PÓŁNOCY

Rozmowa z pionierem z 1945 roku doktorem socjologii Feliksem Walichnowskim, byłym zastępcą redaktora naczelnego „Naszej Wsi” i byłym redaktorem naczelnym „Panoramy Północy”, który przez pewien czas prowadził zajęcia ze studentami Wydziału Prawa i Administracji UWM w Olsztynie.

– Pańska najnowsza książka pt. „Manipulacje” ma podtytuł „Socjologia stosunków politycznych – definicje dotyczące Okręgu Mazurskiego” i w znacznej części dotyczy fenomenu socjologicznego w latach 1945-1948 odnoszącego się do powojennego osadnictwa na terenach północnych Polski. Co Pan stara się w niej wyjaśnić?

- To, że te cztery lata i kilka następnych zadecydowały o tym, iż w części byłych Prus Wschodnich i nad Bałtykiem aż po Szczecin możemy śpiewać „nie rzucim ziemi skąd nasz ród”… Jednak Polakom wciąż te tereny kojarzą się przeważnie z morzem, jeziorami, lasami, rycerzami, bitwami (na przykład pod Grunwaldem), filmem „Czerwona Jarzębina”, komedią „Sami swoi”, byłą kwaterą Hitlera i kościołem w Świętej Lipce.

- Niektórym także ze sprowadzeniem Krzyżaków do Polski, Hołdem Pruskim, 550-leciem włączenia Warmii do Polski, rozbiorami Polski, Kopernikiem, Fromborkiem, Olsztynem. Samo wymienienie wszystkich skojarzeń przekracza ramy tej publikacji. A Panu, z czym się kojarzą ziemie odzyskane?

- Z szacunkiem do Historii, jednak szczególnie z tym, że od Ełku po Szczecin od dawna aż do 1945 roku były koszary z wojskiem niemieckim i majątki obszarnicze będące własnością bogatych Niemców, a w 1945 roku ziemie te zostały wyludnione, zdobyte przez Armię Czerwoną oraz Wojsko Polskie sformowane na terenie Związku Radzieckiego i następnie zasiedlone przez Polaków na mocy postanowień USA, Anglii i ZSRR.

- Jest pan pionierem z 1945 roku, więc wiele spraw zna pan z autopsji, a moja wiedza pochodzi z drugich rąk, między innymi redagowałem dwa tomy wspomnień przesiedlonych tu z Wileńszczyzny. Przesiedleńcy z dawnych Kresów patrzą z innej perspektywy na przedwojenne i powojenne porozumienia międzynarodowe oraz inaczej je interpretują. Zwycięscy po wygranej wojnie ustanowili nowy ład i nowe granice państw. Nastąpiły przesiedlenia, które miały różne oblicza. Na ogół przesiedleni w nowych miejscach zamieszkania otrzymywali rekompensaty za pozostawione mienie. Jednak moja wiedza jest zbyt skromna, dlatego ocenę tych spraw pozostawiam zawodowym historykom.

- Zaludnienie tych ziem było bardzo ważne, ponieważ gdyby osadnicy z Mazowsza, Podlasia, Poznania, Wileńszczyzny, południowowschodnich terenów nie osiedlili się od Ełku po Szczecin – to nie byłoby Polski nad Bałtykiem i mazurskimi jeziorami. I nie krasnoludki wrzucają tu już 70 lat nasiona w rolę, by plonowała, nie one uruchomiły przemysł stoczniowy, rozbudowały miasta, wykształciły i przygotowały do życia już kilka pokoleń.

– Warto wspomnieć, że wcześniej też byli tu Polacy. Na przykład w 1876 roku w Gietrzwałdzie mieszkało około 1000 osób. Wszyscy, oprócz jednej rodziny, byli Polakami. Warto też przypomnieć, że w Gietrzwałdzie wydrukowano w 1866 roku pierwszy numer polskiej ”Gazety Olsztyńskiej”, w której winiecie umieszczono dwuwiersz Andrzeja Samulowskiego ”Ojców mowy, ojców wiary. Brońmy zgodnie: młody stary”. Na początku naszej rozmowy zaintonował Pan „nie rzucim ziemi skąd nasz ród”?

- Wcale tak nie twierdzę, bo uczyłem się o przyczynach rozbiorów Polski i o tym, jakie państwa dokonywały tego aktu. A analizując dzisiejszą politykę naszego kraju i znając warsztaty niemieckich prawników i historyków ciągle dociekam – czyją własność stanowią tzw. ziemie odzyskane? Oczywiście dzisiejsze zabory terytorialne inaczej wyglądają niż tamte dawne.

- I o tym napisał pan w najnowszej książce?

- Sławiąc pionierów, analizuję na podstawie dokumentów urzędowych aktualną sytuację w Polsce i w Europie oraz postępowanie światowego imperializmu. Jestem zatrwożony aktualną propagandą i manipulacją w stosunku do społeczeństwa polskiego.

- Czy nie nazbyt czarno Pan to widzi?

- Nie generalizujmy. Niepokojąca jest niska frekwencja wyborcza, zanik czytelnictwa prasy, różne dyskusje przy kawie itp. Bez rzetelnej wiedzy o historii trudno się znaleźć w morzu fałszu.

- Jest to ukłon pod adresem naukowców.

- Oczywiście. Wszak uczelnie rolnicze w Olsztynie i Szczecinie, Politechnika Gdańska i szkoły średnie w PRL miały wpływ na unowocześnienie rolnictwa i wsi na północy kraju oraz na rozwój przemysłu związanego z gospodarką morską. Cieszę się również teraz z każdego pozytywnego działania. Na przykład w Olsztynie z inicjatywy rektora Wyższej Szkoły Informatyki i Ekonomii TWP, prof. Adama Sosnowskiego, wiosną nadchodzącego roku ma się odbyć ponadlokalna i interdyscyplinarna sesja naukowa socjologów poświęcona terenom północnym Polski.

Nauka powinna przyczyniać się do umocnienia polskości nad Bałtykiem i w części byłych Prus Wschodnich.

- Zakończmy jednak rozmowę optymistycznie.

- Uczmy się właśnie od pionierów z lat powojennych. Wtedy społeczeństwo – poza wyjątkami – miało wspólny cel i zapał do pracy. Odbudowano kraj z wojennych zniszczeń, zagospodarowano te ziemie, zlikwidowano analfabetyzm, wprowadzono bezpłatną oświatę oraz opiekę lekarską.

- Powołano w Olsztynie Wyższą Szkołę Rolniczą i przekształcono ją najpierw w wysoko ocenianą Akademię Rolniczo-Techniczną, a następnie w silny Uniwersytet Warmińsko-Mazurski, natomiast Olsztyn w miasto uniwersyteckie. Uniwersytet i poprzedzające go uczelnie wykształciły ponad 120 tys. specjalistów itd. Doceniam powojenne osiągnięcia, ale dokładne ich omówienie przekracza ramy tej rozmowy, której celem było jedynie zachęcenie do czytania.

Za rozmowę serdecznie dziękuję

Bolesław Pilarek

 

Komentarze nie są dozwolone.