Franciszek Lech Tomala nie żyje

Był dzieckiem okresu okupacji. Rodzice zostali wysiedleni z Warszawy do Adamowa. W domu tym kwaterowali także dwaj Niemcy. Podobno dobrzy ludzie. W takich okolicznościach 10 października 1944 roku przyszedł na świat Franciszek Lech Tomala.  Mimo trudnych warunków tradycja nakazywała, żeby po katolickim chrzcie urządzić chrzciny, na które zaproszono sąsiadów.  Mały Franek głośno przypominał wszystkim, że na tej uroczystości on jest najważniejszy. Wówczas jeden z Niemców sięgnął po akordeon i zaczął go zabawiać.

- Musiał – wspominał Franciszek Lech po latach – nieźle grać i śpiewać skoro do dziś jestem miłośnikiem muzyki – dobrej muzyki.

W 1948 roku Tomalowie zamieszkali w Białobrzegach. Tam Franciszek ukończył szkołę podstawową i liceum. W 1963 roku podjął studia na Wydziale Rolniczym Wyższej Szkoły Rolniczej w Olsztynie.

- Studia uważam – wspominał po latach – za najwspanialszy okres w swoim życiu, chociaż w wakacje nie mieliśmy praktycznie wolnego czasu. Jednak zajęcia, które nam  ”fundowano” miały swój romantyzm, były szlifowaniem hartu ducha (obozy wojskowe), poznawaliśmy praktyczne tajniki zawodu. W czasie studiów wspólnie z kolegami założyliśmy zespół jazzowy. Graliśmy w naszym ulubionym stylu „New orleans stopers”. Graliśmy w studenckich klubach. Występowaliśmy na różnych imprezach.

Franciszek Lech Tomala za specjalność zawodową wybrał melioracje. Pracę magisterską z tego zakresu przygotowywał na obiektach melioracyjnych leżących w węgorzewskim powiecie, między innymi w byłym Państwowym Gospodarstwie Rolnym w Ołowniku. Podczas oczekiwania na przystanku w Węgorzewie na autobus do Olsztyna podeszła do niego Cyganka i oferowała mu wróżbę. Długo odmawiał, ale uległ. W pewnym momencie usłyszał przepowiednię: – „Czekają Cię dalekie i długie podróże”. Wówczas powiedział, że to bzdury

- Z czasem – wspominał po latach – wróżby sprawdziły sie w 100%. Wojaże zagraniczne rozpoczęliśmy z żoną w 1977 roku trabantem. Wyjechaliśmy do Belgii, a wracając zahaczyliśmy o RFN, Luksemburg, Włochy, Jugosławię, Węgry i Czechosłowację. Przejechaliśmy 55500 km. Corocznie wyjeżdżamy na zagraniczne wycieczki. Najpierw były to wyjazdy samochodem, a w ostatnich latach samolotem i autokarem. Łącznie odwiedziliśmy 30 krajów Europy i Azji. Realizujemy swoją ideę „od Atlantyku po Pacyfik”. Tak spełniały się wróżby Cyganki z Węgorzewa.

Po studiach mgr inż. Franciszek Lech Tomala, jako stypendysta Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Białobrzegach powrócił do rodzinnego miasta, gdzie został zatrudniony w Powiatowym Inspektoracie Wodnych Melioracji. Efekty jego 8-letniwej pracy w tej instytucji widoczne są do dziś. Dawne nieużytki i bagna zostały zamienione na wysoko wydajne użytki zielone. Rolnicy zdumieni byli efektami prac melioracyjnych i zagospodarowanie pomelioracyjnego.

W roku 1976 mgr inż. Franciszek Lech Tomala został wiceprezesem GS w Białobrzegach. Wówczas była to jedna z 3 największych spółdzielni w Polsce, zatrudniająca 900 pracowników. Wielokierunkowa praca wiązała sie z licznymi stresami. O ich następstwach dowiedział się od lekarza, którego sam zatrudnił. W maju 1982 roku badający go lekarz stwierdził: – „Natychmiast zmienić charakter pracy. Wyraźne oznaki nerwowego i psychicznego wyczerpania”.

Mgr inż. Franciszek Lech Tomala w latach 80-tych prowadził rodzinny zakład produkcyjny, w którym między innymi szyto ochronne rękawice. W latach 90 – prowadził sklep spożywczy. Właśnie w tym sklepie usiłowałem kupić cukier. Długo mi tłumaczył, dlaczego nie może sprzedać wymaganej ilości. W końcu poznał mnie i rzucił się w ramiona. Rozmawialiśmy długo, wspominając studenckie czasy.

Po przejściu na emeryturę zaangażował się w pracę społeczną. Pierwszym tego efektem było opracowanie tablicy pamiątkowej oraz medalu „Bene agendi”, poświęconych pamięci wielkiego białobrzeżanina okresu międzywojennego Ludwiga Rudolfa Bautscha. Kolejną zrealizowaną inicjatywą był „Białobrzeski Bieg Niepodległości”.

Z dużym zaangażowaniem pracował na działce, gdzie utrzymywał także stadko drobiu.  O stadku drobiu powiedział podczas jednego z koleżeńskich zjazdów rocznika studiów.

- To ile masz tych kur – zapytał jeden z kolegów.

- Cztery

- Tysiące?

- Nie sztuki, ale za to mam ekologiczne jajka.

Cenił sobie przynależność do Stowarzyszenia Absolwentów Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie, Białobrzeskiego Towarzystwa Kulturalnego oraz Koła Przyjaciół Harcerzy w Białobrzegach.

- Ludzie – powiedział podczas jednego ze spotkań – miewają różne przygody, miłe, wesołe, zaskakujące i inne. Moją wielką przygodą jest możliwość życia, mieszkania, zawodowej pracy i społecznego działania w ukochanych Białobrzegach. Tylko na 5 lat wyjechałem z mojego miasta do Olsztyna, by spędzić tam najprzyjemniejsze chwile w życiu młodego człowieka.

Długo wybierał się na ubiegłoroczny koleżeński zjazd, który odbył się 12 września. Wpłacił nawet składkę. Niestety, kilka dni przez terminem zjazdu dowiedział się o ciężkiej chorobie. Zrezygnował z przyjazdu, ale kilkakrotnie obiecywał, że na następny zjazd przyjedzie z małżonką. Od tamtego dnia rozmawialiśmy niemal co tydzień.  Przeżywał istną huśtawkę nastrojów: – raz było lepiej, raz gorzej, raz była nadzieja, a innym nie. Wreszcie w ostatnich dniach dowiedział się o możliwości operacji nową metodą. Zainicjowaliśmy nawet zbiórkę pieniędzy wśród Koleżanek i Kolegów ze studiów. Niestety, okrutna śmierć wyrwała go z naszych szeregów 23 czerwca 2016 roku.

Wysłaliśmy wieniec, zapaliliśmy znicz pod tablicą poświęconą pamięci absolwentów i pracowników Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego i poprzedzających uczelni. Tylko tyle mogliśmy zrobić.

Cześć Jego Pamięci

 

Bolesław Pilarek

 

Absolwenci Wydziału Rolniczego – rocznik 1968. Od lewej: Janina Żarczyńska, Jan Żarczyński, Mirosław Zaleciło, Bolesław Pilarek i Ryszard Stankiewicz

Komentarze nie są dozwolone.