Historia roku 2009:

Staż w Lublinie z ewolucją w tle

Ewolucja owadów i Muzeum Inkluzji w Bursztynie

Co z tym uniwersytetem?

W obronie pracy licencjackiej

V Ogólnopolskie Seminarium Odonatologiczne

W Puszczy Kampinoskiej i nad jeziorami lobeliowymi

Międzynarodowy zjazd chruścikarzy

Semblis phalaenoides w KPN

Organizmy inwazyjne w wodach Polski

Ekologiczne miasto wielu kultur

Miasto na skraju wsi i na skraju puszczy

Kopernikańskie przewroty w świadomości ekologicznej

Wiosna zaczyna się w Olsztynie?

Edukacja ekologiczna w Szczytnie

Owady wodne jezior lobeliowych

Kameralne spotkania z nauką

do góry

Staż w Lublinie

Na tygodniowy staż w grudniu udałem się do Lublina, na UMCS, ale przy okazji odwiedziłem i Uniwersytet Przyrodniczy w Lublinie i KUL. W miasteczku uniwersyteckim wszędzie jest blisko J. Głównym celem stażu (projekt: „rozszerzenie i udoskonalenie oferty edukacyjnej skierowanej do osób spoza uczelni oraz podwyższanie jakości nauczania i kompetencji kadry akademickiej”) było zapoznanie się metodologią przygotowania różnorodnych danych pochodzących z wielu różnych źródeł, konstruowaniem bazy danych w programie Access oraz obróbką danych pod kątem opracowania atlasu rozmieszczenia wybranych grup owadów wodnych, na przykładzie ważek (Insecta: Odonata). Staż odbywałem u dr Pawła Buczyńskiego, przy okazji ucząc się oznaczania larw ważek. W czasie pobytu miałem przyjemność wygłosić referat na zebraniu Polskiego Towarzystwa Entomologicznego Oddział Lubelski (ref. pt. „Wczesne etapy filogenezy owadów – ewolucja lotu skrzydeł”). Skorzystałem także z wcześniejszego zaproszenia młodych filozofów przyrody z KUL i  wygłosiłem referat pt. „Maszyna czy organizm. W poszukiwaniu uniwersalnego modelu” (Instytut Filozofii Przyrody i Nauk Przyrodniczych KUL).

Rok kończy się więc ewolucyjnie i powrotem do zainteresowań filozofią przyrody. Kończy się także nowymi pomysłami na badania terenowe z chruścikami w tle.

 

do góry

O ewolucji owadów w Gdyni

 

W dniach 6-7 listopada uczestniczyłem w konferencji naukowej pt. „Ewolucja owadów”, zorganizowanej przez Sekcję Paleoentomologiczną Polskiego Towarzystwa Entomologicznego, Katedrę Zoologii Bezkręgowców UG oraz Międzynarodowe Stowarzyszenie Bursztynników. Na spotkanie z owadami zamkniętymi w bursztynie do Gdyni wybierałem się już od dwóch lat. Wreszcie się udało, jak tej sójce co za morze się wybierała. Na konferencji w Gdyni wygłosiłem referat „Wczesne etapy filogenezy owadów, czyli jak powstały skrzydła i zdolność do lotu”.

 Muzeum Inkluzji w Bursztynie powstało w 1998 r. Dzięki dobrej współpracy z bursztynnikami oraz władzami samorządowymi udało się zgromadzić dużą i cenną kolekcję inkluzji bursztynowych. Powstało muzeum, cieszące się dużym zainteresowaniem młodzieży szkolnej, ale powstała także bardzo cenna kolekcja naukowa, a Katedra Zoologii Bezkręgowców UG nawiązała na tej bazie rozległe międzynarodowe kontakty naukowe. Co więcej, działalność gdańskich uczonych walnie przyczyniła się do wykreowania Gdańska jako Światowej Stolicy Bursztynu. Dobry pomysł i żmudna praca – także ta popularyzatorska i współpraca ze środowiskami pozanaukowymi – zaowocowała nie tylko ciekawymi i wartościowymi badaniami naukowymi, ale i dobrym wsparciem władz miasta w kreowaniu unikalnego „produktu markowego”. Głównym pomysłodawcą Muzeum Inkluzji w Bursztynie jest kierownik Katedry Zoologii Bezkręgowców UG – prof. dr hab. Ryszard Szadziewski.

 do góry

Co z tym uniwersytetem?

W drugiej połowie października 2009 r. na łamach Gazety Wyborczej (oraz olsztyńskiej wkładki) ukazał się cykl artykułów, w dużej części krytycznych, dotyczących jakości kształcenia w szkołach wyższych, w tym na UWM. Wcale mnie nie dziwi ożywiona dyskusja na łamach Gazety Wyborczej (i na forach internetowych). To nie jest sprawa tylko „wewnątrzzakładowa” (obrona miejsc pracy i wizerunku), to problem całego miasta i jego mieszkańców i dlatego budzi tak duże emocje, ujawniające się w dyskusji. Nie jest tajemnicą, że Olsztyn żyje ze studentów. Gdyby ich zabrakło, wszyscy to odczujemy. Dlatego uzasadnione są zatroskane i zaangażowane głosy „z zewnątrz”. Uniwersytet jest jednym z najważniejszych aktorów życia regionalnego i od jego jakości w dużym stopniu zależy rozwój nie tylko Olsztyna ale i regionu.

Wyliczanie grzechów i zaniedbań tak na prawdę dotyczy całego szkolnictwa wyższego w Polsce, a UWM jest tylko miejscowym i widocznym przykładem. Widać rosnące zdziwienie i wręcz zdenerwowanie, że nie tylko magistrzy różnych specjalności nie znajdują pracy, ale nawet nowo wypromowani doktorzy. Tyle lat nauki i wysiłków finansowych na nic? Coś musi być nie tak! Może to wina złej jakości kształcenia?  Może to tylko nasz uniwersytet jakiś  kiepski a kadra zła?

Jeszcze nie tak dawno wyższe wykształcenie było społeczną nobilitacją i gwarantowało pracę na kierowniczych stanowiskach lub w dobrze płatnych zawodach. Nic dziwnego, że Polacy po 1989 roku masowo zaczęli wręcz szturmować mury szkół wyższych. Obecnie jesteśmy chyba na czwartym miejscu na świecie pod względem odsetka studiującej młodzieży. Wykształcenie wyższe z elitarnego stało się egalitarne i dostępne niemalże dla wszystkich.  Nic dziwnego, że nie jest to już swoiste „szlachectwo”, dające uprzywilejowaną pozycję w społeczeństwie. W tym kontekście nie dziwią głosy domagające się zmniejszenia naborów, bo ranga i jakość kształcenia spada. Ale w gospodarce opartej na wiedzy potrzeba nam bardzo wielu osób wykształconych, tak jak niegdyś fabryki potrzebowały ludzi umiejących czytać i pisać.

Przy dużej liczbie magistrów, dyplom nie daje automatycznie miejsca pracy. Co więcej z dyplomem w ręku trzeba stanąć przy zmywaku lub przy kasie w supermarkecie. To może rzeczywiście złościć i dezorientować. Kształcenie uniwersyteckie w coraz mniejszym stopniu jest kształceniem zawodowym w dawnym, wąskim rozumieniu.

Gdy mamy „za dużo” studentów, to rodzą się pomysły kategoryzowania uniwersytetów na te lepsze i gorsze, aby w ten sposób wyłaniać „elity” (uprzywilejowane do lukratywnych miejsc pracy). A może zmniejszyć liczbę miejsc na studiach, dodatkowo argumentując niskim poziomem studentów – niech studiują tylko najlepsi? Na nowo trzeba więc przemyśleć sens kształcenia wyższego, na ile ma być zawodowe na ile kulturotwórcze. W jaki sposób zorganizować przyjazne środowisko edukacyjne i jak tworzyć wartościowe sytuacje, w których wszyscy będą mogli się rozwijać a nie tylko zdobywać zawód. Pamiętając, że misja uniwersytetu jest także kształcenie ustawiczne.

Jesteśmy już bogatym społeczeństwem i nie wszyscy muszą pracować od maleńkiego do późnej starości (20% jest wstanie materialnie utrzymać pozostałe 80% społeczeństwa). Wydłużony okres kształcenia nie przeszkadza gospodarce. Studenci nie muszą więc iść „do pługów i traktorów”. Co więcej, ogromny postęp technologiczny wymaga dobrze wyedukowanego społeczeństwa. I nie chodzi tylko  o wiedzę techniczną ale i ogólnohumanistyczną. Ludzie umierają nie tylko a skutek chorób ale i z powodu braku sensu życia. Społeczeństwo potrzebuje ludzi umiejących współpracować, podejmować decyzje, współuczestniczących w kulturze itd.  Osobiście sadzę, że w najbliższych latach rolą uniwersytetu będzie bardziej przygotować do uczestnictwa w kulturze  i społeczeństwie a nie tylko nauczyć „przykręcania śrubek”.  Piszę to jako biolog, przedstawiciel nauk przyrodniczych, a nie humanistycznych.  Chyba na nowo musimy przemyśleć strukturę uczelni i sposób studiowania.

Miarą jakości UWM nie będzie także liczba studentów z Olsztyna. To dobrze, że nasze dzieci wyjeżdżają studiować do innego miasta, bo uniwersytet jest swoistym wchodzeniem w dorosłość samodzielność, w dojrzałość obywatelską. Nasze dzieci będą więc najczęściej studiowały poza domem. Do nas niech przyjeżdżają z innych miast i innych nie tylko europejskich krajów.

Możliwość studiowania „poza domem” to szansa na odkrywanie siebie jako osoby dorosłej, a tego się nie uda zrobić „pod skrzydłami rodziców”. Młody człowiek powinien odkrywać świat osobiście, a nie tylko przez relacje z domownikami, opowieści i krótkie wycieczki. Tak więc wysyłanie swoich dzieci poza Olsztyn nie jest wcale wyrazem niskiego poziomu UWM. Co więcej nawet studentów UWM warto namawiać na krótsze lub dłuższe staże gdzieś w innych miastach europejskich i zewnętrznych ośrodkach naukowych.

Po co na przykład studiować biologię, gdy praktycznie nie ma pracy? A czy jest w ogóle zawód „biolog”?  Na to pytanie odpowiedziałbym tak: studiować po to, aby rozumieć świat i siebie, na przykładzie biologii. To samo dotyczy innych kierunków i specjalności. Bo nie jest aż tak ważne co studiujesz, ważne kogo spotykasz i jakie masz cele. Stąd kulturotwórcza  rola uniwersytetów i… potrzeba autorytetów. Nie możemy koncentrować się tylko na inteligencji mierzonej testem IQ. Nie można zaniedbywać także inteligencji emocjonalnej, bowiem ona decyduje o umiejętności współpracy w zespole.

Jesteśmy w okresie niżu demograficznego, który będzie się pogłębiał jeszcze przez kilka lat. Dodatkowo można się spodziewać, że zmniejszy się odsetek studiujących, bowiem wykształcenie wyższe jest już powszechne i nie daje uprzywilejowanej pozycji na rynku pracy.  Ale w tej trudnej sytuacji jest też szansa na podniesienie jakości kształcenia. Od kilku lat narzekamy na zbyt duże grupy studenckie. Na przykład za opiekę nad pracą licencjacką czy magisterską promotor otrzymuje 3-5 godzin dydaktycznych (odpowiednio na rok lub dwa). Słyszałem, że na niektórych uczelniach w ogóle!

W dobie niżu demograficznego zamiast zmniejszania liczby etatów (tak jak niestety zrobiono kilkanaście lat temu w szkolnictwie podstawowym)  można będzie zmniejszyć liczbę studentów w grupach i w ten sposób powrócić do większej indywidualizacji kształcenia, do  łatwiejszego kontaktu mistrz-uczeń i większego bezpośredniego  udziału studentów w badaniach.  Rolą uniwersytetu jest nie tylko linearne przekazywanie wiedzy ale także tworzenie sytuacji edukacyjnych, sprzyjających samorozwojowi studentów. W niżu demograficznym ja widzę szanse a nie tylko zagrożenie.

Olsztyn jako prowincjonalny (bo położony na prowincji, a nie że kiepski) może wypracować dodatkowo skuteczny model kształcenia studentów słabych i przeciętnych (słabiej przygotowanych a zazwyczaj nazywanych „kiepskimi”). Uniwersytet powinien być miejscem nie tylko dla prymusów biorących udział w wyścigu szczurów o najbardziej prestiżowe miejsca pracy, ale także dla „normalnych” i zwykłych. I nie chodzi mi o zaniżanie wymagań i obniżanie poziomu. Chodzi o większy wysiłek w dobre przygotowanie tych z pozoru „słabszych” i w jakimś sensie „porzuconych” społecznie. Dla bardzo wielu młodych ludzi z zaniedbanych wsi popegerowskich, zapomnianych prowincjonalnych miasteczek uniwersytet jest szansą. Olsztyn jako miasto uniwersyteckie i kulturotwórcze także. Szkolnictwo elementarne i średnie nauczyło się już pracy z dziećmi z różnymi deficytami i dysfunkcjami intelektualnymi i społecznymi. Ta młodzież wymaga tylko znacznie większej pracy, większego wysiłku i profesjonalnej wiedzy pedagogicznej.

W szkolnictwie wyższym wygra w sensie ekonomicznym także i ten kto szybciej odkryje potrzebę kształcenia przeciętniaków i „słabeuszy”, jako swoistej grupy docelowej.  Uniwersytet to nie tylko mury, baseny i laboratoria, to także mniej widoczna kadra i kapitał ludzki , to także innowacyjność i współpraca z przemysłem.

Po roku 1990 olsztyńskie środowisko - nie tylko akademickie – trafnie odczytało trendy cywilizacyjne. Znaleźli się także odważni ludzie, umiejący marzenia wcielić w życie. Uniwersytet powstały 10 lat temu to wielki sukces. Owszem, nie wszystko się udało. Ale wytykajmy błędy i zaniechania, nie po to, aby umniejszać sukces i dumę, ale aby przemyśleć i przygotować się do kolejnych dużych zmian. Przed nami kolejne wyzwanie. Czy za 10-15 lat z dumą wymieniać będziemy nazwiska rektorów? A my będziemy wśród aktywnych uczestników czy tyko biernych i narzekających obserwatorów?  Nie grzeszmy zaniechaniem i milczeniem w tej ważnej debacie!

Media publiczne to dobre miejsce na dyskusje, dyskusje niezależne, środowiskowe i ważne dla Olsztyna czy regionu. Jakość uniwersytetu to nie jest problem samego UWM.  A my sami (naukowcy, akademicy) wraz ze studentami możemy wyjść z kortowskiego, zamkniętego „getta” i bardziej uczestniczyć w życiu miasta, także poprzez Gazetę. Nie istniejemy tylko dla list filadelfijskich i baz SCOPUS, funkcjonujemy także tu i teraz i dla tej społeczności lokalnej.

 

do góry

Praca licencjacka – nie czy ale jaka!

Wokół szkolnictwa wyższego toczy się ostatnio sporo różnych dyskusji. Część z nich dotyczy także modelu kształcenia. Niżej tekst, który ukazał się w Forum Akademickim, Czachorowski S., 2009. Jaka praca licencjacka? Forum Akademickie, 7-8 (191): 58-60.

 W ostatnich latach w edukacji na poziomie wyższym w Polsce zaszły poważne i zasadnicze zmiany. Teraz obserwujemy coś, co można nazwać wstrząsami wtórnymi. Od co najmniej kilku miesięcy toczy się ożywiona ogólnopolska dyskusja nad zniesieniem dyplomowej pracy licencjackiej i zastąpienie jej egzaminem końcowym. Dyskusja ta w pewnym sensie jest konsekwencją dwu wcześniejszych zmian: masowością kształcenia wyższego w połączeniu z niżej demograficznym oraz z dwustopniowością kształcenia (proces boloński) i pojawianiem się studiów licencjackich.  

Wraz z niżem demograficznym, który dotarł już w mury uniwersyteckie, rodzi się unikalna szansa na podniesienie jakości kształcenia wyższego. Ale tę szanse możemy zmarnować. I nie będzie to już pierwsza taka zmarnowana szansa. Przez wiele dziesięcioleci podnoszony był argument zbyt licznych klas w szkołach podstawowych i średnich, w znacznym stopniu przyczyniający się do słabszych niż oczekiwane efekty kształcenia. Kiedy do polskich szkół zawitał niż demograficzny, pojawiła się unikalna szansa na zmniejszenie liczebności klas w naszych szkołach. I to bez zwiększania nakładów na oświatę! Wystarczyło nie zwalniać nauczycieli, a niż demograficzny „konsumować” poprzez rozgęszczanie klas. Wybrano jednak wariant ekonomiczny – wraz z niżem likwidowano etaty i zamykano małe szkoły. Liczebność klas pozostała, tak jak dawniej, zbyt duża. Na dodatek wymagania wzrosły. Bo żeby większy odsetek młodzieży mógł trafić na studia, nauczyciele muszą osiągnąć niezbędne efekty także w odniesieniu do uczniów przeciętych oraz z różnymi deficytami (np. dysleksja, niepełnosprawność, zaniedbania emocjonalne itd.). (….)

Więcej (pełen tekst): pobierz plik PDF

do góry

Ważki czyli Mickiewicz ojcem polskiej entomologii

 (fot. B. Daraż)

W dniach 23-25 października 2009 r. uczestniczyłem w V Ogólnopolskim Seminarium Odonatologicznym, w Jeziorach (Wielkopolski Park Narodowy). Seminarium odbywało się pod hasłem „Polska odontologia – przeszłość, teraźniejszość, przyszłość” i połączona była z promocją książki „Atlas rozmieszczenia ważek (Odonata) w Polsce.” W seminarium uczestniczyło 30 osób, co jest niewątpliwym sukcesem i dowodem na rozwój badań nad ważkami w Polsce.

Z referatu dr. Stanisława Ciosa można było się dowiedzieć, że Adam Mickiewicz może być uważany za ojca polskiej entomologii, gdyż był inicjatorem założenia Klubu Naturalistów w Wilnie. Przyrodnicze zainteresowania widoczne były i innych romantyków oraz pisarzy (np. Sienkiewicz, Żeromski).  Pozostałe wystąpienia dotyczyły już historii polskiej odontologii, prac nad Atlasem i doniesień dotyczących ważek Polski. Spotkanie były bardzo inspirujące. Atlas napisany został przez cztery osoby (R. Bernard, P. Buczyński, G. Tończyk, J. Wendzonka) ale przy jego powstaniu współpracowało 244 osoby (i ja także). 

Sekcja Odonatologina to przykład dobrego towarzystwa naukowego XXI w., towarzystwa funkcjonującego w społeczeństwie informatycznych i gospodarce opartej na wiedzy.  Umiejętna współpraca kilku naukowców z bardzo dużą grupą wolontariuszy, zwanych amatorami. Amatorzy, gdyż źródłem utrzymania nie jest instytucja naukowa. Ale owi „amatorzy” są jednocześnie specjalistami. W epoce kryzysu czasu wolnego uczestnictwo w obserwowaniu przyrody jest sensowną alternatywą dla siedzenia przed telewizorem. Badaniami naukowymi zajmują się z przyjemności i z ciekawości świata. Uniwersytet jest miejscem inicjującym, inspirującym, dostarczającym metodyki i wyznaczający cele badań, a później dokonującym syntezy zebranych danych. Wolontariusze wążkoluby mają  możliwość uczestniczyć w obserwacjach i współrealizować ambitne zadania.

Taka współpraca nie zawsze się udaje. W światku naukowym wcale nie rzadko obserwować można swoisty konkurencyjny „terytoriualizm” i niechętne traktowanie „intruzów”, wkraczających w ich obszar badawczy. Odonatolodzy polscy pokazali, że dzięki współpracy powstać mogą projekty duże i ambitne, niemożliwe do zrealizowania w pojedynkę.

Na seminarium dyskutowano także i o przyszłości, bowiem „Atlas” jest tylko etapem w dalszych, ciekawych badaniach.

Do Wielkopolskiego Parku Narodowego warto wrócić, bowiem należy do tych nielicznych, które pod kątem chruścików są kompletnie nie poznane.

do góry

Puszcza Kampinoska, jezioro Wuksniki i jeziora lobeliowe

W pogoni za chruścikami (i innymi owadami wodnymi, z ważkami, chrząszczami i pluskwiakami włącznie) zapędziłem się do Puszczy Kampinoskiej, nad jezioro Wuksniki i na Pomorzu nad jeziora lobeliowe (Głęboczko, Stary Staw, Cechyńskie Małe, Krasno). Były też bogate owadami stawy – zbiorniki pokredowe w okolicach Dąbrówna. W odniesieniu do wazek już w dużym stopniu można stosować metody przyżyciowe z dokumentacją fotograficzną. Z chruścikami tak się jeszcze nie da. Dużym dla mnie zaskoczeniem jest fauna wodna Puszczy Kampinoskiej. Z cała pewnością warto tam wrócić z bardziej kompleksowymi badaniami, z nastawieniem na wieloletnie zmiany oraz na procesy samoistnej i antropogenicznej renaturyzacji. Jeziora lobeliowe są równie ciekawe, na przykład zaskakująca obecność Leptocerus interruptus!

Wyjazdy terenowe to także okazja na spotkanie z ciekawymi i niezwykłymi ludźmi. Długie dyskusje przy stole lub w podróży są niezwykle dla mnie inspirujące. I pozwalają „doładować intelektualne akumulatory”.

PS., że na zdjęciach nie widać owadów? Bo one małe i skryte. Niby ich za bardzo nie widać, ale niezwykle ważne dla funkcjonowania całego ekosystemu.

do góry

13th International Symposium on Trichoptera

Po dwudziestu latach ponownie chruścika rzez z całego świata spotkali się na zjeździe w Polsce. Tym razem w Białowieży. W jednym miejscu i czasie można było zapoznać się z kilkudziesięcioma referatami i posterami poświęconymi chruścikom. Rzadka to okazja. Spośród wielu ciekawych tematów chciałbym zwrócić uwagę na międzynarodowe projekty związane z Internetem. Od kilku lat znakomicie rozwijana jest strona Trichoptera Word Checklist, redagowana przez Johna Morse’a. Ciągle aktualizowana z bezpośrednim dostępem przez Internet jest znakomitym i ciągle aktualnym kompendium o gatunkach i ich synonimach. Tradycyjne wydawnictwo książkowe w najlepszym razie miałoby szansę być wznawiane w zaktualizowanej wersji co 10-15 lat. A sądząc po kosztach i stosunkowo niewielkiej liczbie trichopterologów na całym świecie, raczej jeszcze rzadziej. Corocznie ta baza danych uzupełniana jest o kilkadziesiąt nowo opisywanych gatunków, nie mówiąc o rewizjach i poprawkach.  Obecnie znanych jest ponad 13 tys. gatunków chruścików.

Drugi ciekawy projekt  to rozpoczęty przez Ralpha Holzenthala „Trichoptera Literature Database”, będący swoistą wirtualna biblioteką prac chruści karskich w formie plików PDF. I w końcu trzeci projekt, rozwijany zaledwie od trzech lat to TrichopteraBOL – genetyczna baza danych tworzona na podstawie fragmentów mitochondrialnego DNA (DNA Barcodes). To nie jedyny szerszy projekt tworzenia biblioteki DNA chruścików. Xin Zhou w swoim wizjonerskim wystąpieniu przedstawił futurystyczną wizję, w której pobrane próby hydrobiologiczne zmiksuje się, podda analizie genetyczne i… wydrukuje się listę występujących w danej próbie gatunków.  Wizja być może nierealna ale jest jednym z kilu projektów angażujących liczne zespoły międzynarodowe ze wszystkich zakątków świata. W tym światowym trendzie dobrze mieści się także Wikispecies i Wikipedia.

Tak jak po każdej konferencji zostają nowe kontakty i plany wspólnych wypraw terenowych oraz badań. Na koniec jeszcze drobna refleksja: młodzi Europejczycy są coraz bardziej mobilni i pracują w międzynarodowych zespołach.  Budzi to optymizm w stosunku do coraz bardziej zjednoczonej Europy bez oddzielających granic i ksenofobicznej nieufności.

 

PS. Ja wygłosiłem referacie o chruścikach rzeki Narwi i perspektywach wspólnych badań we wschodniej Polsce.

do góry

 

Semblis phalaenoides w Kampinoskim Parku Narodowym

 Tego największego i najpiękniejszego chruścika Polski spotkałem w drugiej połowie maja w … Kampinoskim Parku Narodowym. Wielkiej sensacji jednak nie będzie. Jak widać na zdjęciu, chruścik znajduje się w zbiorach dr. Dawida Marczaka z KPN, a został złowiony nad rzeką Biebrzą. Dokładna informacja jest przygotowywana do druku przez dr. Marczaka i pewnie ukaże się w Wiadomościach Entomologicznych. Obserwacja o obecności Semblis phalaenoides (Linnaeus, 1767) w rzece Biebrzy jest w jakimś sensie „przypadkowa” i dokonana niejako „przy okazji”. Niemniej jest bardzo ważna, bowiem potwierdza obecność tego gatunku w rzece Biebrzy. Można sądzić, że populacja stale się tam utrzymuje. Zamieszczam zdjęcie, aby umożliwić przyżyciowe, okazjonalne obserwacje tego niezwykłego gatunku i innym „przygodnym trichopterologom”. Kiedyś w Polsce chruścik ten występował w kilku miejscach, obecnie mamy potwierdzone występowanie tylko do jednego stanowiska na rzece Biebrzy. Chruścik ten jest łatwy do obserwacji, bowiem odbywa lot w czasie dnia (w maju).

 

W Kampinoskim Parku Narodowy byłem celem rozpoczęcia badań chruścików i ważek zbiorników okresowych.  Na razie badania realizowane są w ramach dwu prac dyplomowych, ale chciałbym rozszerzyć je na inne grupy bezkręgowców wodnych. Na zdjęciu: dr Dawid Marczak (pracownik naukowy KPN) oraz studenci biologii UWM  Olsztynie: Kamila Narewska i Jakub Masiarz.

do góry

 

XVI Ogólnopolskie Warsztaty Bentologiczne 2009

W dniach 7-10 maja uczestniczyłem w XVI Ogólnopolskich Warsztatach Bentologicznych, w Funce koło Chojnic, w Borach Tucholskich. Tematem wiodącym były „organizmy inwazyjne w wodach Polski”. Temat niezwykle ciekawy i aktualny. Jedynie w odniesieniu do owadów wodnych brak wystarczających danych, aby analizować i monitorować pojawiające się gatunki obce. Podstawowe badania inwentaryzacyjne są niezbędne. Drugim, ciekawym dla mnie wątkiem, był problem partenogenezy, otrzymującej się ponad 100 milionów lat u Bdelloidea (ref. prof. J. Ejsmont-Karabin) oraz dwa razy dłużej u niektórych Ostracoda (ref. prof. T. Namiotko). Tak długo utrzymująca się partenogeneza jest interesująca z ogólnoteoretycznego punktu widzenia. Jak możliwa jest specjacja bez rekombinacji genetycznej? W jaki sposób z „obcych gatunków” pozyskiwany jest materiał genetyczny, zwiększający różnorodność? Jak zmienia się strategia rozmnażania (partenogeneza vs rozmnażanie płciowe) w zależności od stabilności/zmienności środowiska? Kolejnym interesującym wątkiem były badania paleolimnologiczne (dr G. Kowalewski). Przeszłość i teraźniejszość w badaniach wzajemnie się uzupełniają.

Na warsztatach pokazałem poster „Chruściki (Trichoptera) jezior lobeliowych – w poszukiwaniu metody monitoringu i gatunków referencyjnych” oraz byłem współautorem innego plakatu „Przyczynek do znajomości wybranych grup makrofauny wodnej (Insecta: Ephemeroptera, Plecoptera, Trichoptera) Wdeckiego i Tucholskiego PK” (M. Kłonowska-Olejnik, T. Skalski, S. Czachorowski, W. Fiałkowski). Chruściki pojawiły się także w kilku innych doniesieniach.

Część warsztatowa poświęcona była oznaczaniu widelnic (Plecoptera). Uzupełnieniem dyskusji naukowych były wycieczki terenowe w Borach Tucholskich z oglądaniem torfowisk i jezior lobeliowych. I oczywiście robieniem licznych zdjęć.

Spotkania konferencyjne oraz warsztatowe to swoiste „ładowanie intelektualne akumulatorów”. To spotkanie z ludźmi, dyskusje, wzajemne uczenie się i inspirowanie. Wzajemne zarażanie się pasją badawczą. Co widać na załączonym zdjęciu J. Tylko jakim cudem fotografująca jest także na zdjęciu grupowym?

Warsztaty przygotowane były przez Zakład Limnologii i Katedrę Zoologii Bezkręgowców i Hydrobiologii Uniwersytetu Łódzkiego, PTH, Park Narodowcy „Bory Tucholskie” oraz Zaborski Park Krajobrazowy (dr Grzegorz Tończyk, mgr Aleksandra Jabłońska, dr hab. Wojciech Jurasz, mgr inż. Janusz Kochanowski, dr Mariusz Tszydel, dr Eliza Szczerkowska-Majchrzak).

do góry

Ekologiczne miasto wielu kultur

Tytuł to motto z oficjalnej strony Górowa Iławeckiego. Trafne określenie i śmiały plan rozwoju. Górowo Iławeckie odwiedziłem po 10 latach, tym razem w ramach kameralnych spotkań z nauką. Miasto „o rzut beretem”, w pobliżu „martwej granicy”, teoretycznie skazane na zapomnienie. A jednak rodzą się tu niezwykle ciekawe inicjatywy. I ten urzekający klimat „slow city”. Przemieszane klimaty czasu, który się zatrzymał i nowoczesnych technologii z panelami słonecznymi i nowoczesnym szpitalem.

 

W Górowie odwiedziłem liceum z ukraińskim językiem nauczania oraz Stowarzyszenie na Rzecz Osób Niepełnosprawnych i Profilaktyki Zdrowia „Jesteśmy Razem” (Centrum Barka). Zwiedziłem tez szpital. Rozmawialiśmy o chruścikach, faunistycznych badaniach we wschodniej Europie jak i wspólnych inicjatywach na przyszłość. Tak, na pewno warto tu wrócić. W planach narodził się m.in. pomysł organizowania kameralnych spotkań z nauką oraz włączenie Górowa do Olsztyńskich Dni Nauki.

W tym małym miasteczku jest sprzyjający klimat i dogodna okazja do ekorozwoju na styku wielu kultur, obecnych współcześnie jak i z odwołaniem się do przeszłości.

 

   

  

 

do góry

 

Olsztyn – miasto na skraju wsi i na skraju puszczy…

 

Wystarczy wsiąść na rower i… szybko można znaleźć się w sympatycznym, prowincjonalno-wiejskim krajobrazie. Z przydrożnymi kapliczkami, siedliskami pośród pagórków i kęp drzew, zacisznych kościółków, ludzi, którzy mówią na drodze „dzień dobry”, przydrożnymi alejami dziuplastych drzew i zapomnianych dróg. Wiosenny, sobotni śpiew skowronków, z dala od ulicznego zgiełku (a przecież tak blisko miasta!), widok żurawia na polu. Pierwsze zdjęcie pochodzi z Lasu Miejskiego. Jeszcze ciekawsza „puszcza” z południowej strony Olsztyna. To Las Warmiński. Drugie zdjęcie pochodzi z kościoła w Gutkowie.

Fascynujące małe wioseczki, przepiękna przyroda… Wszystko w zasięgu ręki, w zasięgu spaceru, wycieczki rowerowej, dojazdu busikiem, koleją czy nawet autobusem. Piękno warte zobaczenie, warte ocalenia przed ordynarnym zaśmieceniem, zniszczeniem.

  

 

do góry

 Budowanie kopernikańskich przełomów w świadomości ekologicznej

Wielkie przewroty dokonują się w wyniku żmudnej i wytrwałej pracy. Sam, nawet najgenialniejszy, pomysł nie wystarczy. Mikołaj Kopernik dość wcześnie, na studiach we Włoszech, sformułował główne założenia swojego heliocentrycznego systemu. Zbieranie danych, obserwacje i szczegółowa, spisywana argumentacja zajęła mu wiele lat – całą resztę życia. Potem jeszcze ze 150 lat inni badacze prowadzili obserwacje, aby udowodnić poprawności tej koncepcji. Przy okazji system heliocentryczny dokonał ogromnego przewartościowania w filozofii. Podobnie Karol Darwin, nie zaczynał od zera, bazował na dorobku poprzedników. Przez wiele lat gromadził obserwacje, fakty i pisał swoje przełomowe dzieło.

Wczesnowiosenny spacer do lasu, nad jezioro czy rzekę uwidacznia ogrom zalegających śmieci. Podobnie przy śmietnikach z pojemnikami do recyklingu, gdzie sporo opakowań leży obok. A przecież tak niewiele trzeba, przecież to takie proste technicznie i zajmuje zaledwie kilkanaście sekund, aby włożyć opakowanie papierowe do pojemnika na makulaturę lub wyjąć butelki z przyniesionej torebki i wrzucić do odpowiedniego pojemnika. Podobnie ze śmieciami w lesie, wystarczy zabrać opakowanie ze sobą. To znacznie łatwiejsze niż przyniesienie do lasu, bo już lżej – zawartość wypita, zjedzona, zostało tylko opakowanie. Nie przekracza to zdolności intelektualnych ludzi ani możliwości fizycznych. Przekracza na razie wolę i świadomość tak zwaną ekologiczną ale i estetyczną. To jednocześnie brak szacunku dla siebie i otoczenia, brak poczucia odpowiedzialności za otaczający nas świat.

Skoro to takie proste, to dlaczego tak dużo śmieci wokół nas, wprowadzających dyskomfort? Przecież nikt nie lubi zaśmieconego lasu, brzegu jeziora czy rzeki! Potrzeba wielkiego przewrotu kopernikańskiego w świadomości zdecydowanej większości społeczeństwa. Ten przewrót w sposobie myślenia budować trzeba latami i systematycznym wysiłkiem. Ciągle za mało jest społecznych, spontanicznych akcji zmieniania świata na lepsze i piękniejsze wokół siebie. Przecież nie jest to sprzątanie „po kimś” ale „dla siebie”.

Zmieniające świat „przewroty kopernikańskie” to nie tylko przełomowe teorie. To także wytrwałe i mało widowiskowe codzienne prace „podtrzymujące stan”. Tego rodzaju praca nie przyczynia się do wytwarzania nowych samochodów, serów, telewizorów, ale przyczynia się do podtrzymania „stanu”. Może być to właściwy stan naszego zdrowia. Na co dzień – póki jesteśmy zdrowi i sprawni – nie uświadamiamy sobie pracy serca, wątroby nerek. Przypominamy sobie o codziennej pracy tych narządów dopiero… gdy poczujemy ból i niewydolność. Wtedy piszemy lub recytujemy żale po niewczasie „szlachetne zdrowie…”. Podobnie z estetyką wokół nas. Podobnie ze „zdrowiem ekosystemu”.

Nauka przez działanie jest jednym ze sposobów budowania niezbędnej świadomości „ekologicznej”. Nie chodzi tylko o zebranie worka śmieci „nie swoich”. Chodzi przede wszystkim o zamanifestowanie potrzeby piękna wokół nas, odpowiedzialności za przyrodę, za radość i dobrostan nie tylko ludzi. Nawiązując do kampanii promocyjne regionu „Kopernik Warmiakiem”, warto przypomnieć, że nasz sławny astronom był także medykiem i dobrym zarządcą. Zasiedlał liczne wsie, opustoszałe na skutek epidemii, wojen, biedy. Jeśli nie stać nas finansowo na budowanie pomników w każdej „kopernikańskiej” wsi, to może warto czynić świat piękniejszym na miarę naszych możliwości. Tak jak Kopernik czy Darwin (mamy wszak Rok Darwina), zmieniajmy świat… na lepsze i piękniejsze. Zostawmy swój niebanalny ślad na Ziemi w postaci podtrzymywania stanu piękna naszych lasów, jezior, rzek, przydrożnych rowów. Nie tylko dla siebie ale i dla „przemysłu turystycznego”, stanowiącego główną gałąź naszej regionalnej gospodarki.

Warto wiosenne wycieczki i majówki uzupełnić indywidualnymi lub grupowymi akcjami sprzątania „dla siebie”. Nauka przez działanie i z wykorzystaniem metody projektu nie musi ograniczać się tylko do szkoły czy uniwersytetu. Przecież coraz powszechniejsze jest kształcenie ustawiczne. I ty możesz zostać „Kopernikiem”, i ty możesz zostać „nauczycielem”.

Ze swoimi studentami zamierzam dokonywać „kopernikańskich przewrotów” w Iławie 8 kwietnia, w Jonkowie 18 kwietnia (http://wsiie.olsztyn.pl/~czachor/wydarzenie.htm), w okolicach Wipsowa 25 kwietnia.

 

do góry

Wiosna zaczyna się w Olsztynie?

Pierwszy dzień wiosny spędziłem na rowerze w Lesie Miejskim w Olsztynie, wraz z Kołodromem. Płetwonurkowie ze Skorpeny wiosnę wyłowili w jeziorze Żbik, potem tradycyjnie płynęli rzeką Łyną. Kajakarze z PTTK także. I ja w lesie, i oni w Łynie widzieli masę śmieci. Przecież tak niewiele trzeba, aby tych śmieci nie było. Wystarczy nie śmiecić. Przecież teoretycznie takie to proste, aby każdy zabrał ze sobą to, co przynosi do lasu, nad jezioro, nad rzekę… Zaprawdę potrzeba przewrotu kopernikańskiego w świadomości i nawykach, aby wiosnę przywitać estetycznymi krajobrazami… i kwitnąca leszczyną. Byłoby wspaniale, gdyby Olsztyn inaugurował wiosnę także w sposobie myślenia.

 

do góry

Eutrofizacja wód i ich rekultywacja (Szczytno)

W lutym i w marcu przeprowadziłem kilka wykładów na temat przyczyn eutrofizacji i metod rekultywacji jezior w szkołach podstawowych, gimnazjach i ponad gimnazjalnych w Szczytnie, w ramach projektu „Użytek ekologiczny Mała Biel – drogą edukacji ekologicznej”. Było to ciekawe doświadczenie pracy z młodzieżą szkolną. A przy okazji trening mówienia prostym językiem zawiłości ekosystemowych i ciekawej pracy naukowca. Przy okazji narodził się pomysł opracowania gry dydaktycznej, poświęconej biomanipulacji w jeziorach. Po wstępnych przemyśleniach i próbach na uczniach niebawem przyjdzie pora na testowanie w wersji bardziej złożonej na studentach biologii.

Poza doświadczeniami zrodziły się także kolejne plany. Tym razem uczestnictwa w kolejnym, ciekawym projekcie w Szczytnie. Oczywiście dotyczył będzie edukacji ekologicznej młodzieży oraz przygotowania ścieżki dydaktycznej w starym parku.

do góry

Wykorzystanie owadów wodnych w monitoringu jezior lobeliowych

Koniec roku i początek następnego to liczne raporty i sprawozdania. I  „ja tam byłem, do mikrofonu na swoim wydziale mówiłem”. Prezentacja z wybranymi fragmentami wyników badań tutaj: (pobierz plik prezentacji w PDF). Prezentowane badania obejmują 8 jezior z Pomorza, badane w, lata 1988-92, Czachorowski 1994), Jez. Szare (Czachorowski et. al. 2007), jeziora z Borów Tucholskich (Czachorowski i Pakulnicka 2006, Pakulnicka et al. 2006). Bardziej szczegółowo relacjonowałem chruściki, chrząszcze i wazki z jez. Głęboczko (raport 2007) oraz jez. Pałsznik i jez. Wygoda, (raport 2008).

do góry

Kameralne spotkania z nauką

W styczniu rozpoczęliśmy regularne, czwartkowe kameralne spotkania z nauką. Po próbnym „rozruchu” w grudniu 2008 r. spotkania rozpoczęliśmy 15 stycznia 2009 r.  Miejski Ośrodek Kultury w Olsztynie oraz Klub Profesorów Collegium Copernicanum  zaprosił na „kameralne spotkania z nauką” do kamienicy Naujacka. Tematem pierwszego spotkania była  Kawiarniana akademickość a  „spotkanie poprowadził prof. Stanisław Czachorowski oraz red. Łukasz Czarnecki-Pacyński. Gośćmi, biorącymi udział w dyskusji byli profesorowie z Olsztyna”.

 Po pierwsze jesteśmy z Olsztyna, po drugie jesteśmy naukowcami. Olsztyn to nasze miasto, to przestrzeń w której tworzymy, żyjemy. Olsztyn, to miejsce naszej inspiracji. Także miejsce codziennej pracy. Olsztyn to miasto uniwersyteckie. Czy można spotkać profesora w olsztyńskiej kawiarni, z dala od sali wykładowej i laboratorium? Czy można w kawiarni prowadzić uczone rozmowy? Czy przestrzeń Starówki jest miejscem spotkania i okazją do dialogu przygodnego człowieka z ulicy z naukowcem? Czy można w kawiarni lub pubie prowadzić rozmowy o nauce, filozofii i sztuce? Tę hipotezę robocza można eksperymentalnie zweryfikować.

Dlaczego czwartek? To aluzja do obiadów czwartkowych i mecenatu dla nauki i sztuki. Dlaczego kamienica Naujacka? Bo będą to spotkania naukowców z dziennikarzami, ze zwykłymi ludźmi, z biznesem, z artystami i twórcami, spotkania pod patronatem miasta.

Poza spotkaniami w kamienicy raz w miesiącu, co tydzień – również w czwartki, spotkania dyskusyjne, kameralne w kawiarnianej, swobodnej atmosferze, odbywać się będą w olsztyńskich restauracjach i kawiarniach. Na początek wybraliśmy „U Artystów”. Chcemy stworzyć dodatkową, życzliwą i swobodna przestrzeń do kameralnych spotkań z naukowcami i artystami tworzącymi w Olsztynie. Chcemy zmniejszyć dystans i ułatwić spotkanie studenta z profesorem oraz „zwykłego człowieka” z naukowcem, twórcą. Spotkania będą miały charakter interdyscyplinarny.

A kiedy wiosenne słońce mocnie zaświeci, planujemy także wycieczki piesze, rowerowe i pociągowe do miejsc pięknych, magicznych, śladami nauki, naukowców, twórców kultury. Będą to uniwersyteckie spotkania kameralne z nauką i sztuką, z wykładami pod lipą, koncertami w zabytkowych budowlach regionu i wspólnym odkrywaniem tajemnic świata.

W Olsztynie mieszka ponad 600 profesorów i doktorów habilitowanych,  pewnie  3 razy tyle doktorów. Mamy więc około 2000 naukowców, czyli jakieś 1-2 % mieszkańców Olsztyna. Czy coś (a jeśli tak to co) wynika z tego dla miasta? Czy rozmowy toczone w kawiarniach są u nas przez to ciekawsze? Chcemy to „eksperymentalnie” sprawdzić. Na dodatek jest spora grupa „emerytowanych profesorów”, którzy już nie prowadzą zajęć na uczelni. Czy za ich przyczyną można ubogacić rozmowy w kawiarni?

 Wiedza rodzi się w głowie, a tę naukowiec zawsze ma ze sobą. Także w kawiarni.

 Klub Profesorów Collegium Copernicanum to na razie inicjatywa w fazie początkowej. Kilka lat temu z inicjatywy mojej,  prof. Haliny Romanowskiej-Łakomy oraz prof. Lechosława Ragana, spotykaliśmy się w pubie "Carpenter". Wtedy i teraz głównym celem było stworzenie przyjaznej i otwartej atmosfery do nieformalnych, akademickich spotkań. Tak, żeby student mógł spotkać się z pracownikiem naukowym i swobodnie porozmawiać na różne tematy (a nie jak dawniej uczeń podczas odpowiedzi przy tablicy). Na tamte spotkania przychodzili różni pracownicy naukowi, nasi przyjaciele i "ludzie z ulicy", studenci. Czasem odbywały się spotkania w języku angielskim, z uwagi na naszych zagranicznych gości. Po mniej więcej roku inicjatywa się urwała, bo było nas za mało (teraz dołączyło kilu kolejnych profesorów, i liczymy na kolejnych – więc może się uda!).

Później próbowaliśmy spotykać się w nieistniejącej już restauracji "La boca". W grudniu 2008 r. zaczęliśmy się spotykać w restauracji „U Artystów”. Latem ubiegłego roku, będąc wraz z prof. Jerzym Wilde na jubileuszu prof. Józefa Banaszaka w Lubostroniu, spotkaliśmy się z ciekawą inicjatywą pod nazwą "Klub profesorów Wierzenica". Były to kameralne spotkania z nauką i sztuką, czasem ich efektem były publikacje i książki. Dlaczego Olsztyn miałby być gorszy? I w końcu na dwudniowym seminarium z okazji Dnia Papieskiego w październiku 2008 roku, seminarium zorganizowanego przez Wydział Teologii i Wydział Biologii, a poświęconemu Darwinowi i ewolucji, w trakcie gorących dyskusji narodził się pomysł ich kontynuacji w warunkach kawiarnianych. Pomysł ten uzyskał akceptację i poparcie obu dziekanów – prof. Ryszarda Góreckiego i ks. prof. Edwarda Wiszowatego. Jest to więc pomysł mający wielu "ojców". Lista "członków założycieli" jest otwarta i ciągle się powiększa. Nie pora więc teraz wymieniać wszystkie nazwiska. Od ich aktywności zależy czy inicjatywa przetrzyma próbę czasu.

  Wiedza rodzi się w głowie, a tę naukowiec ma zawsze ze sobą, niezależnie od miejsca pobytu. Nauka od zawsze toczyła się "w kawiarni". W świecie antycznym były to gaje oliwne. A z kawiarni warto wspomnieć o Lwowie i słynnym polskim matematyku – Stefanie Banachu. We lwowskiej kawiarni rodziła się polska szkoła matematyków (oczywiście trochę rzecz upraszczając J). Dzięki nim mamy obecnie w Polsce wspaniałych informatyków, a wcześniej to właśnie Polacy złamali szyfr Enigmy. Lwowscy matematycy mieli swoją "książkę-zeszyt", w której wpisywali pomysły, rodzące się w czasie kawiarnianych dyskusji, do późniejszego rozwinięcie.

Nauka to przede wszystkim proces poznawania, rodzący się w dyskusji. Kiedyś wiele rozmów odbywało się w trakcie spacerów. Podróż jest nie tylko przemieszczaniem się ale i intelektualnym poszukiwaniem. Oderwaniem od codziennego gwaru.  A uniwersytet to wspólnota uczących i nauczanych. W naszym klimacie nie ma gajów oliwnych, gdzież więc spotykać się na swobodnych i inspirujących rozmowach? Spotkania w kawiarniach Starego Miasta to tylko inna forma dyskusji naukowych. Kortowo nie powinno być gettem dla naukowców, których odwiedza się jak osobliwe zwierzęta w ZOO z okazji inauguracji roku akademickiego, dni otwartych czy inny okazjonalnych uroczystości. A skoro nie chce czasem Mahomet przyjść do góry, to góra przychodzić chce do Mahometa. Współczesny świat przesiąknięty jest nauką jako procesem poznawania. Zwłaszcza w Olsztynie, mieście akademickim.

Tak, jest to wychodzenie z problematyką naukową  "pod strzechy". Ale nie tylko, bo gdzie ma się spotkać na interdyscyplinarnych rozmowach historyk z biologiem, matematyk z muzykiem, chemik z filozofem? Kortowo jest dużym miasteczkiem i niewiele jest tam kawiarni z odpowiednim klimatem. A na Starówce dodatkowo bliżej jest do miejsc, którymi chadzał Mikołaj Kopernik.

Chcielibyśmy, aby te nieformalne spotkania były okazją zarówno dla studentów, "szarych obywateli" jak i dziennikarzy, którzy poszukują ciekawych tematów. Stół jest miejscem przyjaznym do spotkań, przy herbacie, kawie, winie. I do toczenia różnorodnych rozmów, także między naukowcami. Nazwa "sympozjum" wywodzi się z greckich słów "syn" - wspólny, i "posis" - picie. Dawniej dyskusje odbywały się podczas uczty, posiłku. Zwłaszcza na dworach u arystokratów, monarchów. Umyślnie wybraliśmy czwartki. W XXI wieku, epoce gospodarki opartej na wiedzy, każdy z nas może poczuć się "takim arystokratą", może czuć się zaproszonym na ucztę intelektualną.

 A jeśli się uda, to Olsztyn zacznie się kojarzyć z bardzo ciekawym miejscem, gdzie w kawiarniach Starego Miasta, oprócz zabytków w naturalnych warunkach spotkać można będzie naukowca. Niech to będzie namiastka spotkania z Mikołajem Kopernikiem. Tak, przy okazji chcemy wzbogacić atrakcyjność turystyczną Olsztyna. Bo moim zdaniem Olsztyn to miasto magiczne, to miasto ciekawe i wiele interesujących rzeczy się tu dzieje. Zarówno pod względem artystycznym jak i ... naukowym.

 Co przyszłości? W styczniu dyskutowaliśmy o tym „czym jest nauka” (wprowadzenie prof. A.Bielecki). W lutym za sprawą ks. prof. M. Machinka  będziemy toczyć „Spór o pochodzenie człowieka. Ewolucja czy/i stworzenie? Przypadek czy/i konieczność”. W planach mamy także kilka spotkań poświęconych Darwinowi i ewolucji (gdzieś na przełomie kwietnia i maja), a także kilka spotkań poświęconych 50-leciu olsztyńskiej entomologii (będzie i o pszczołach). Będziemy dyskutowali także nad różnymi inicjatywami, np. nad kolejną płytą prof. Leszka Szarzyńskiego i zespołu Pro Musica Antiqua pt. "Muzyka w przyrodzie Warmii i Mazur, cz. 2". Chcemy w dyskusji wybrać gatunki zwierząt i roślin, które staną się potem inspiracją dla poetów i kompozytorów. Będzie to połączenie sztuki i ochrony przyrody. A przy okazji promocja naszego unikalnego regionu.

 Z bardziej dalekosiężnych planów chcemy także wyjść z inicjatywą przygotowania i wydrukowania "Wielkiej encyklopedii województwa warmińsko-mazurskiego", z aktywnym udziałem w opracowywaniu wielu wolontariuszy. Chcielibyśmy zaprosić do współtworzenia wielu mieszkańców naszego regionu.  Dzięki Internetowi nawet będąc daleko od siebie, możemy zasiąść przy wspólnym biurku roboczym czy stoliku kawiarnianym.

 A najważniejszym planem jest spotykać się i dyskutować na ciekawe tematy w miłej atmosferze i "na mieście", a nie w zamkniętym „kortowskim getcie”. Człowiek jest przede wszystkim istotą społeczną, która „nie samych chlebem" i serialami brazylijskimi żyje.  Pod koniec roku będzie można podsumować i sprawdzić co i na ile się udało. Zwłaszcza czy udało się nam dotrzeć do miejsc, gdzie „diabeł mówi dobranoc i wrony zawracają”.

do góry

   

Starsze wiadomości (z lat ubiegłych)

 

Strona domowa  (Stanisława Czachorowskiego)