08 Marca 2023

Aktualności


Marta Sztąberska jest studentką UWM oraz utalentowaną koszykarką drużyn KKS Agapit Olsztyn i Polonii Warszawa. W wywiadzie udzielonym „Wiadomościom Uniwersyteckim” opowiedziała o pasji do koszykówki, podążaniu za marzeniami i świadomości tego, jak ważne jest wykształcenie.

Rozmawiamy dosłownie kilka dni po meczu, w którym pani drużyna, KKS Agapit Olsztyn, pokonała lidera tabeli grupy A pierwszej ligi koszykówki kobiet – MPKK Sokołów Podlaski. To było bardzo emocjonujące spotkanie, którego losy ważyły się dosłownie do ostatniej sekundy. Jak pani skomentuje wydarzenia na boisku?

Szczerze mówiąc nie pamiętam meczu, w którym zagrałybyśmy tak równo. Ale taka właśnie jest damska koszykówka – wszystko może się zdarzyć. Po ostatniej, dość niefortunnej porażce w Łodzi, byłyśmy bardzo zmotywowane, aby pokazać się z lepszej strony i wygrać. Pokazałyśmy, że nikogo się nie boimy, że wszystko może się zdarzyć i że nawet z liderem tabeli da się wygrać. My do każdego meczu podchodzimy z myślą o pokonaniu rywala, ale oczywiście, że takie zwycięstwa napędzają.

Dzięki specjalnej umowie szkoleniowej od tego sezonu reprezentuje pani również barwy Polonii Warszawa, która gra w najwyższej klasie rozgrywkowej, czyli w Basket Lidze. Jaką rolę odgrywa to w pani sportowej karierze?

Ta umowa stwarza mi idealne warunki do rozwoju. W moim wieku bardzo ważne jest to, aby dużo grać, zdobywać nowe umiejętności i uczyć się od innych. Dzięki grze w Polonii mogę podpatrywać starsze i bardziej doświadczone zawodniczki, także te z zagranicy. To wszystko dobrze łączy się z grą w KKS Agapit Olsztyn, gdzie mogę wykorzystywać wiedzę zdobywaną w Polonii.

Ale to jednocześnie oznacza, że jest pani bardzo zajętą osobą.

To prawda. O tym, kiedy i ile gramy dyskutujemy na bieżąco, ustalamy wszystko z tygodnia na tydzień. Żeby to wszystko dobrze zagrało, trzeba to mądrze poukładać, jednak jak dotychczas współpraca układa się bardzo dobrze. Natomiast jeśli chodzi o aspekty fizyczne, to na pewno jest to bardziej wymagające, ale byłam do tego sezonu bardzo dobrze przygotowana, więc teraz jest mi łatwiej.  

Na Wydziale Geoinżynierii Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego studiuje pani gospodarkę przestrzenną. To wymagający kierunek, który daje szerokie możliwości zatrudnienia. Rozumiem, że wykształcenie jest dla pani równie istotne jak sport.

Oczywiście, zawsze warto zdobyć konkretne wykształcenie, ponieważ sport uprawia się tylko do pewnego momentu. Ponadto nigdy nie wiadomo, czy po drodze nie wydarzy się coś niespodziewanego – zawsze może się przydarzyć jakaś kontuzja. A dlaczego postanowiłam studiować właśnie gospodarkę przestrzenną? W liceum miałam rozszerzoną matematykę i geografię – bardzo lubię te przedmioty i chciałam te zainteresowania wykorzystać. Zdecydowanie mam ścisły umysł. Jestem pewna, że jak ukończę ten kierunek, to nie będę musiała martwić się o zatrudnienie i znajdę sobie ciekawą pracę.  

Gra pani de facto w dwóch drużynach, studiuje i trenuje. Jak pani sobie to wszystko organizuje?

To prawda, że to wszystko nie jest takie proste, ale nie żyję tak od wczoraj – prawie całe moje życie tak wygląda, więc w jakimś sensie już się do tego przyzwyczaiłam i nauczyłam sobie z tym radzić. Bardzo pomagają mi w tym wszystkim moi rodzice i ich wsparcie jest dla mnie bardzo ważne. Bez nich nie dałabym rady tego wszystkiego połączyć. Oczywistą rzeczą jest to, że sport wiąże się z wyrzeczeniami, ale wydaje mi się, że każdy, kto chce cokolwiek osiągnąć w życiu, musi się z nimi liczyć. Trzeba się skoncentrować i dążyć do obranego celu.  

Nie zawsze jest tak, że dzieci podążają drogą rodziców, ale w pani przypadku tak właśnie się stało. Pani mama, Alicja Sztąberska, jest byłą koszykarką, a tata, Tomasz Sztąberski, trenerem drużyny KKS Agapit Olsztyn. Rozumiem, że od najmłodszych lat łapała pani tego koszykarskiego bakcyla.

Tak, od małego chodziłam na mecze starszych koleżanek, zawsze siadałam gdzieś z boku boiska i podpatrywałam, jak grają. W przerwie meczu kozłowałam piłkę i tak już mi zostało. Polubiłam to i jak na razie nie zamierzam niczego zmieniać. Przebywanie w koszykarskim środowisku od dziecka sprawiło, że nie czułam potrzeby, aby szukać czegoś innego. 

Znamy przykłady ze świata sportu, że współpraca na linii ojciec-zawodniczka nie zawsze układa się najlepiej. Proszę powiedzieć, jak to jest, gdy tata występuje dodatkowo w roli trenera?

Wszystko ma swoje wady i zalety, ale ja się cieszę, że tata jest również moim trenerem. Moi rodzice siedzą – że tak to kolokwialnie ujmę – w koszykówce niemal całe życie, mają dużą wiedzę i bogate doświadczenie. Patrząc na moją grę z boku, mogą udzielić mi szczerych rad, ponieważ w ich oczach jestem nie tylko koszykarką, ale także córką, więc wiem, że chcą dla mnie jak najlepiej. Jestem z tego bardzo zadowolona, bo uważam, że poszerza to wachlarz moich możliwości.  

I pani mama, nie dość, że uprawiała koszykówkę, to jeszcze, siłą rzeczy (śmiech), jest kobietą, więc porozumienie zachodzi również na poziomie tej samej płci. Przypuszczam, że to również jest bardzo cenne.

Tak, mama również występowała w ekstraklasie, ma na swoim koncie ogromne sukcesy. W jakimś sensie podążam jej ścieżką, ale różnimy się od siebie. Nawet na boisku – ja jestem rozgrywającą, a mama, ze względu na swój wzrost, zawsze zajmowała pozycje pod koszem jako taki typowy „center”. Pomimo to się uzupełniamy i spojrzenie mojej mamy dodaje mi pewności siebie, że zmierzam w dobrym kierunku.

Jak ocenia pani popularność koszykówki w Polsce?

Koszykówka w Polsce na pewno przegrywa z siatkówką czy z piłką nożną, ale wydaje mi się, że po ostatnich sukcesach reprezentacji Polski, szczególnie kadry mężczyzn, staje się coraz bardziej popularna. Powstają rozmaite projekty, które umożliwiają grę i rozwój młodym zawodnikom, a także zachęcają do uprawiania tego sportu. Koszykówka jest sportem zespołowym, więc uczy pracy w grupie i rozwija tzw. kompetencje miękkie. Uprawiając go można rozszerzyć swoje umiejętności, czego ja sama doświadczam.  

A gdyby miała pani zachęcić kogoś, kto nigdy nie był na meczu koszykówki, żeby przyszedł, to co by pani takiej osobie powiedziała?

Myślę, że najlepszą zachętą jest nasz ostatni mecz, o którym rozmawiałyśmy na początku. Oglądałam go później z odtworzenia i stwierdziłam, że to nie jest to samo – ekran nie oddaje atmosfery i emocji, które panowały w hali. To trzeba przeżyć na żywo! Myślę, że nawet osoby, które nie znają się na koszykówce, poczują ciarki na skórze z powodu emocji, jeśli tylko zdecydują się przyjść. Koszykówka jest szybkim i nieprzewidywalnym sportem, przy którym można się dobrze bawić.

Nie przepadam za określeniami idol czy autorytet, ale zapytam o koszykarki lub koszykarzy, którzy panią inspirują?

Pewnie nie będę oryginalna, ale moim największym idolem od zawsze był Kobe Bryant. Zaczęło się od kupowania modeli butów, w których grał, a później oglądałam jego mecze i czytałam jego biografię. Jednak myślę, że od każdego, kogo spotkałam na swojej dotychczasowej drodze czegoś się nauczyłam. U każdego staram się podpatrzeć chociażby jedną cechę, którą później mogę wykorzystać.

Jakie stawia sobie pani cele na przyszłość?

Nie wybiegam zbyt daleko w przyszłość. Chcę jak najlepiej zakończyć ten sezon, a później skoncentrować się na grze w kadrze Polski. Każdy mecz w koszulce z orzełkiem na piersi powoduje, że czuje się ogromną dumę.  Występy w reprezentacji dają możliwość grania na międzynarodowych arenach, a tego nie da się doświadczyć, grając wyłącznie w Polsce. Jestem szczęśliwa, że od najmłodszych lat jestem w kadrze Polski i że mogę piąć się po kolejnych szczeblach koszykarskiej drabiny.

 

Rozmawiała Marta Wiśniewska

 

fot. KKS Agapit Olsztyn

Rodzaj artykułu