05 Maja 2023

Aktualności


Marcelina Rozmus-Prinz przekonuje, że nie trzeba wykonywać pracy związanej ze swoim wykształceniem, żeby być zadowoloną z wyboru kierunku. Wiedzę zdobytą na studiach dziennikarskich wykorzystuje w prowadzeniu firmy Mana Mana. Szyte przez nią torby trafiają do
klientów ceniących sobie jakość i personalizowane projekty.

Jesteś absolwentką dziennikarstwa na UWM, ale zamiast pracy w redakcji, wybrałaś prowadzenie własnej firmy. Zajmujecie się rękodzielniczym szyciem personalizowanych toreb.

Próbowałam swoich sił w mediach, ale zrozumiałam, że to nie jest droga dla mnie. Chyba nie byłam wystarczająco pewna siebie. A może zdecydował fakt, że jedna z redakcji rzuciła mnie na głęboką wodę, wywołując u mnie traumę? Na samym początku mojej pracy wysłano mnie pod stocznię na przemówienie Jarosława Kaczyńskiego. Zebrany tłum niezbyt ciepło przyjął widok mikrofonu w moich rękach… Wystraszyłam się wtedy nie na żarty. Nie miałam ochoty na inne sondy uliczne.

Na UWM skończyłaś tylko studia licencjackie. Co zdecydowało o twoim pożegnaniu z Kortowem?

Poszłam za głosem serca. Mój ówczesny chłopak, a dzisiejszy mąż, studiował w Trójmieście, więc na studia magisterskie wyjechałam do Gdańska. Na pewno ważne było też to, że chciałam być bliżej moich rodziców i rodzeństwa. Mam świetną rodzinę, w której dużo się dzieje i która daje mi wielkie poczucie bezpieczeństwa. Chciałam mieć ich blisko.

Mówi się, że z rodziną najlepiej się wychodzi na zdjęciu, a tobie dobrze z nimi wyszło biznesowo. Nawet nazwę firmy pomógł ci wymyślić brat.

To prawda! Rodzina bardzo mnie wspierała. Od zawsze mam w sobie potrzebę tworzenia i realizowania się artystycznie, bo daje mi to poczucie wolności. Śpiewałam w chórze, grałam na instrumentach i w teatrze, z mamą zajmowałam się rękodziełem, ceramiką, malarstwem… Nie mam wykształcenia artystycznego, ale czułam, że chcę połączyć tworzenie z biznesem. Po studiach zafascynował mnie haft cyfrowy, który daje nieograniczone możliwości. Tata spełnił moje marzenie i kupił mi hafciarkę. Nie miałam możliwości skorzystania z jakiegoś kursu czy tutoriali internetowych, więc samodzielnie uczyłam się jej obsługi. Kiedy do kompletu opanowałam też umiejętność tworzenia grafiki wektorowej, poczułam, że mogę się nauczyć wszystkiego! Hafciarka była dla mnie niczym symboliczna wędka zamiast ryby. Dzięki tej „wędce”, zaczęłam łowić pierwszych klientów.

A jak od haftów przeszłaś do szycia torebek?

Pierwszą torebkę uszyła z filcu z haftem kociewskim moja mama – na starej maszynie, w tajemnicy. Zrobiłam tej torebce parę zdjęć. Nie miałam zielonego pojęcia, czym jest głębia, ISO, jak się ustawia ostrość, ale wrzuciłam zdjęcia do Internetu, a torebka sprzedała się… w ciągu godziny.

I wtedy się zaczęła prawdziwa biznesowa przygoda. To wymagało odwagi?

Dzięki moim rodzicom nie bałam się niczego. Dali mi ogromne wsparcie i ułatwili start. Wiem, że dużo im zawdzięczam, między innymi dlatego, że nie musiałam się sama utrzymywać na studiach. Kiedy wpadłam na pomysł, by – tak jak wiele osób w tym czasie – wyjechać do Anglii i popracować choćby na tym typowym „zmywaku”, nie pozwolili mi! Zapewnili mnie o swoim wsparciu i zachęcili do podjęcia wyzwania. Nic nie wiedziałam o biznesie, nic nie umiałam w tym zakresie, ale… działałam.

Sprezentowana ci hafciarka nadal jest w firmie?

Tak! Ma kilkanaście lat i nadal pracuje dla moich klientek – torebki są przecież sygnowane personalizowanymi haftami.

Ty nie umiałaś szyć, mama miała starą maszynę, więc zakładam, że szybko pojawiła się potrzeba współpracy z innymi osobami?

To prawda, musiałam znaleźć krawcową. I znalazłam. Ja przygotowywałam wykroje i haftowałam, a ona szyła. Torebki wystawiałam na portalach rękodzielniczych. Postawiłam na głowie proces przygotowywania towaru i sprzedaży, bo nie miałam żadnego magazynu. Wrzucałam zdjęcie torebki i informowałam klientów, że uszyję im taką w ciągu 12 dni.

W czasach, w których wszystko chcemy mieć „na już”, kazałaś im czekać?

Okazało się, że ludzie doceniają fakt, że nasze torebki są dziełem naszych rąk, że powstają one w Polsce i są personalizowane. Każdy może sobie samodzielnie zaprojektować torbę, korzystając z dostępnego na naszej stronie kreatora.

Czy studia dziennikarskie przydały ci się w prowadzeniu biznesu?

Oczywiście! Studia rozwinęły mnie przede wszystkim pod względem językowym. Płynność wypowiedzi, umiejętność snucia narracji i dyskutowania – to wszystko bardzo pomaga mi w pracy. Na wizerunek mojej marki wpływa też to, że bardzo świadomie komunikujemy się z klientami. Świetnie pamiętam zajęcia u dr. Miłosza Babeckiego, który prowadził przedmioty związane z reklamą i komunikowaniem. Dużo się od niego nauczyłam. Ale przypominam sobie też egzamin z historii u prof. Łukaszewicza, który oblało mnóstwo osób. Stres wziął chyba górę, bo zapomnieliśmy nawet, co oznacza skrót PRL (śmiech).

Nie samymi zajęciami i egzaminami student jednak żyje, prawda?

Oczywiście! Czas spędzony w Olsztynie był wspaniały. Świetnie wspominam imprezy w kampusie i na starówce. I wciąż pamiętam wyjątkowy zapach wrześniowego Kortowa – to był zapach końca lata! Do dzisiaj przyjaźnię się z kilkoma osobami poznanymi na studiach, to przyjaźnie „z krwi i kości”. W Gdańsku nie nawiązałam już aż tak bliskich relacji.

Marcelina Rozmus-Prinz
Marcelina Rozmus-Prinz

Jesteś artystyczną duszą. Czy podczas studiów na UWM dołączyłaś do jakiejś studenckiej agendy?

Nie, skupiłam się na rozwoju kontaktów towarzyskich (śmiech). A mówiąc poważnie – nie miałam chyba na to czasu. Nawiązałam przyjaźnie z osobami, które dość poważnie traktowały studia, więc przykładaliśmy się do nauki. Artystycznie realizowałam się w swoich rodzinnych stronach, bo często jeździłam do domu. Mam wrażenie, że tak dobrze wspominam czas studiów, ponieważ wtedy naprawdę żyłam – miałam zdecydowanie więcej czasu niż dzisiaj, kiedy moje życie podporządkowane jest pracy.

Odpowiedzialność za firmę i kilkanaście zatrudnianych osób to duże wyzwanie.

Tym, co pozwala mi zachować równowagę w tym wszystkim, jest rodzina. Dzięki niej pozostaję człowiekiem, a nie machiną biznesową. Nie narzekam więc, bo praca jest moją ogromną pasją. Wolność, którą daje mi tworzenie, jest niezwykle cenna. Ale nie ma co udawać, że przedsiębiorcom jest łatwo. Zaskakują nas podwyżki i zmiany w prawie.

Czy kobiety i mężczyźni inaczej zarządzają firmami?

Myślę, że tak. Dla kobiet na pewno ważne są relacje w zespole. Kontakt z mężczyznami-biznesmenami przypomina mi z kolei, że nie warto podporządkowywać się sentymentom. Prowadząc „Manę”, biorę w jakimś sensie odpowiedzialność za 14 albo i więcej gospodarstw domowych. Nie mogę udawać, że nie liczą się dla mnie zyski. Między innymi dzięki temu, że pracuję z mężem, który przejął obowiązek troszczenia się o zakup materiałów i przepływem gotówki, mam szansę skupić się na pracy kreatywnej, na dbanie o zespół i sprzedaż.

Skoro o zespole mowa – twoja firma to tzw. firma turkusowa. Nie ma w niej kierowników, menedżerów itd.

Panie, z którymi współpracuję, są bardzo odpowiedzialne – świetnie wiedzą, co mają robić, znają się na tym i naprawdę nie potrzebują nadzoru ani systemu kar i nagród. Dowodem tego jest fakt, że kiedy zauważają na przygotowanym przeze mnie filmie lub zdjęciu jakąś niedoskonałość torby, która wywołana jest np. złym oświetleniem, to bardzo się przejmują tym, że ktoś może pomyśleć, że nasze produkty nie są idealne (śmiech). Muszę je uspokajać, że to wina źle wykonanego zdjęcia i że nikt, absolutnie nikt – poza nimi – tego nie widzi. Działamy zespołowo.

Rozmawiała: Daria Bruszewska-Przytuła

Fot. Archiwum prywatne

Marcelina Rozmus-Prinz

 

Okładka marcowego wydania "Wiadomości Uniwersyteckich"

W marcowym wydaniu „Wiadomości Uniwersyteckich” na pierwszym planie są kobiety. Przedstawiamy więc inspirujące panie, które związane są lub były z Uniwersytetem Warmińsko-Mazurskim w Olsztynie. Naukowczynie i naukowców pytamy o wyzwania, z jakimi mierzą się kobiety, a także o ich rolę w zmieniającym się świecie. Wspólnie z rozmówcami zastanawiamy się nad pozycją kobietą na uczelniach, na rynku pracy i w relacjach prywatnych. Piszemy też o badaniach prowadzonych na Uniwersytecie, a dotyczących m.in. hipotezy wytrzymałościowej. Wiosenne wydanie „Wiadomości Uniwersyteckich” to także przegląd wydarzeń z życia uczelni i kampusu. Sporo uwagi poświęcamy więc m.in. trwającemu Roku Kopernika. Elektroniczne wydanie można pobrać ze strony internetowej UWM

Rodzaj artykułu